Tani jak Polak

Ogłaszane z pompą dobre wskaźniki skrywają bardziej zawiły obraz rynku pracy. Niskie płace i niestabilność zatrudnienia, omijanie prawa – to wciąż powszechne jego realia.

11.09.2017

Czyta się kilka minut

Protest pracowników Praktikera, Dąbrowa Górnicza, maj 2017 r. / LUCYNA NENOW / POLSKA PRESS / EAST NEWS
Protest pracowników Praktikera, Dąbrowa Górnicza, maj 2017 r. / LUCYNA NENOW / POLSKA PRESS / EAST NEWS

W ostatnim czasie bombardują nas entuzjastyczne doniesienia z rynku pracy. Szczególnie widzowie legendarnego TVP Info od kilkunastu miesięcy muszą mieć wrażenie, że w Polsce pracownikom będzie zaraz lepiej niż w Niemczech. Rekordowo niskie bezrobocie, solidny wzrost płac czy ogłaszane hucznie kolejne duże inwestycje motoryzacyjne (Toyota, Mercedes) muszą robić wrażenie.

Z drugiej strony co jakiś czas pojawiają się przypadki, które powinny boleśnie sprowadzać nas na ziemię. Na przykład niedawna demonstracja przed Urzędem Miasta w Zawierciu, w sprawie sytuacji w tamtejszej Hucie Szkła. Sprywatyzowany już długi czas temu zakład od wielu lat ma problem z płaceniem swoim pracownikom. A pensje niejednokrotnie „wypłacał” w... szkle. Tymczasem prezes przedsiębiorstwa jeśli na coś się oburza, to głównie na protesty w obronie zatrudnionych. Warto więc przyjrzeć się na chłodno polskiemu rynkowi pracy. Rzeczywistość, jak to zwykle bywa, jest dużo bardziej skomplikowana.

Ukryte bezrobocie

Najczęściej przywoływanym faktem jest w ostatnich miesiącach stopa bezrobocia. Nic dziwnego, na tak niskich poziomach jeszcze jej w Polsce nie oglądaliśmy. Według Eurostatu wynosi ona 4,8 proc., co jest szóstym najniższym wynikiem w Unii Europejskiej. Wynik robi wrażenie tym bardziej, że w momencie wchodzenia do UE w 2004 r. wynosiła ona 19 proc. i była najwyższa wśród krajów Unii. Stopa bezrobocia pokazuje nam jednak tylko część prawdy o Polakach niemających pracy. To tylko odsetek osób aktywnych zawodowo niemających zatrudnienia i gotowych do jego podjęcia. Tymczasem w każdym społeczeństwie jest również grupa osób w wieku produkcyjnym biernych zawodowo. Nieco więcej nam powie stopa bezrobocia rejestrowanego, podawana przez Główny Urząd Statystyczny. Ten wskaźnik ujmuje również zarejestrowane w urzędach pracy osoby, które żadnej pracy podejmować nie zamierzają – i wynosi on już 7,1 proc. Wciąż pozostaje jednak grupa osób biernych zawodowo, która nie jest zarejestrowana w urzędach pracy. Dlatego też najlepszym wskaźnikiem sytuacji na danym rynku pracy jest stopa zatrudnienia – czyli odsetek pracujących wśród wszystkich osób w wieku produkcyjnym.

I tu niestety nie wypadamy tak dobrze. Stopa zatrudnienia nad Wisłą na koniec roku 2016 wyniosła 64,5 proc. (dziesiąta najniższa w UE), a więc była na poziomie francuskiej, choć bezrobocie we Francji było w tym czasie niemal dwa razy wyższe.

Tak niskie zatrudnienie wynika z faktu, że wiele osób pozostaje poza rynkiem pracy. Według GUS ponad 5 milionów Polaków to bierne zawodowo osoby w wieku produkcyjnym – w tym jest 331 tys. osób, które zrezygnowały z szukania pracy, gdyż przez lata nie były w stanie jej znaleźć. Mamy więc kilkusettysięczną grupę, która już się pogodziła z faktem, że nie znajdzie w Polsce godnego zatrudnienia. Nie wychwytują ich statystyki bezrobocia, choć jako grupa stanowią oni aż ok. 30 proc. liczby bezrobotnych zarejestrowanych. Kolejne 241 tys. osób to pracujący tylko na część etatu, gdyż pełnego etatu dla nich nie ma – ich również nie obejmuje stopa bezrobocia, choć de facto są częściowo bezrobotni. Średni czas poszukiwania pracy również spadł, tylko że z niecałych 12 miesięcy do 10,7 miesiąca.

Siła robocza Europy

Kolejnym nagłaśnianym faktem jest w ostatnim czasie wzrost płac. Liczona przez GUS średnia krajowa wzrosła w 2016 r. o niecałe 4 proc., a więc była wyższa od wzrostu gospodarczego, co do tej pory było u nas rzadkością. Wysokie tempo wzrostu płac w 2017 r. nie tylko zostało utrzymane, ale nawet się zwiększyła. W drugim kwartale 2017 r. średnia krajowa wyniosła 4219 zł, a więc była o 5 proc. wyższa od średniej z analogicznego okresu ubiegłego roku. Problem w tym, że z powodu osłabienia wartości naszej waluty wzrost płac liczony w euro nawet nie drgnął. Średni godzinowy koszt pracy w 2016 r. wyniósł 8,6 euro i był identyczny jak w roku 2015.

A to niestety oznacza, że Polacy wciąż są tanią siłą roboczą Europy. Pod względem płacy godzinowej nadal zajmujemy szóste miejsce od końca, wyprzedzając jedynie Węgry, Łotwę, Litwę, Rumunię i Bułgarię. Średni godzinowy koszt pracy dla całej Unii Europejskiej jest trzy razy wyższy i wynosi 25,4 euro. Pod tym względem wciąż daleko nam nie tylko do krajów „starej UE”, ale nawet Portugalii czy Słowenii.

Zresztą trzeba pamiętać, że średnie wynagrodzenie jest równie zwodniczą miarą co stopa bezrobocia. Po pierwsze nie uwzględnia wyraźnego zróżnicowania regionalnego. Niezłe zarobki nad Wisłą są spotykane głównie w kilku największych ośrodkach miejskich. Nic więc dziwnego, że najwyższym średnim wynagrodzeniem mogą się pochwalić województwa, które mają je na swoim terenie – w mazowieckim średnia to 5,4 tys. zł, w dolnośląskim 4,6 tys. zł, a w śląskim 4,5 tys. Na drugim biegunie jest chociażby podkarpackie ze średnią wynoszącą 3,8 tys. zł oraz lubuskie i podlaskie (3,9 tys.). Po drugie, średnia nie uwzględnia rozkładu dochodów, a więc trudno na jej podstawie budować obraz zarobków przeciętnego Polaka. Dużo więcej powie nam mediana, a więc kwota dzieląca Polaków dokładnie na pół – połowa z nas zarabia więcej, a połowa mniej. Dziwnym trafem GUS wcale już tak systematycznie jej nie podaje. Najnowszy jej odczyt dotyczy 2014 r., gdy wyniosła 3,3 tys. zł, a więc była o ponad 800 zł niższa od ówczesnej średniej.

Elastyczni jak Chile

Poza niskimi płacami nasz rynek pracy od lat cierpi na bardzo niską stabilność zatrudnienia. Pracownicy mający umowy o pracę na czas nieokreślony mogą czuć się względnie bezpiecznie, jednak wielu pracujących taką umową nie może się pochwalić, pracując chociażby na, eufemistycznie rzecz biorąc, „nietypowych formach zatrudnienia”. Czyli na przykład na umowach cywilnoprawnych, które w wielu przypadkach mają charakter „śmieciowego zatrudnienia” (niska pensja, zero stabilności). W ostatnim czasie podjęto sporo działań mających na celu zmniejszenie skali tego zjawiska – rząd PO-PSL wprowadził ozusowanie wszystkich – umów-zleceń do wysokości płacy minimalnej, a rząd PiS minimalną stawkę godzinową, która ma za zadanie uniemożliwić zatrudnianie na umowach-zleceniach za kilka złotych na godzinę. Niestety efekty tych działań, jeśli chodzi o liczbę ludzi zatrudnionych na tych zasadach, są jak na razie mizerne. Według GUS w I kwartale 2017 r. 392 tys. osób pracowało na umowach-zleceniach. Rok wcześniej było ich 403 tys., co oznacza spadek zaledwie o 3 proc.

Za niską stabilność zatrudnienia w Polsce odpowiadają jednak nie tylko umowy cywilnoprawne, ale też bardzo rozpowszechnione umowy o pracę na czas określony. W 2016 r. wprowadzono ograniczenie ich stosowania – od tej pory jeden pracownik nie może przepracować w danej firmie więcej niż 33 miesiące na takiej umowie. Po tym okresie umowa automatycznie zmienia się w umowę na czas nieokreślony. Jak na razie zmiany te nie wpłynęły na zwiększenie pewności pracy nad Wisłą. Zatrudnieni na umowach czasowych (tzn. na umowach o pracę na czas określony oraz umowach-zleceniach) w 2016 r. wciąż stanowili 27,5 proc. pracujących, co jest trzecim wynikiem w OECD (za Kolumbią i Chile) oraz zdecydowanie najwyższym wynikiem w UE. W stosunku do 2015 r., owszem, nastąpił ich spadek, jednak jedynie o pół punktu procentowego. Oczywiście taki kierunek zmian jest pożądany, jednak ich tempo trudno uznać za satysfakcjonujące.

Kodeks szeroko omijany

Wiele firm nadal łamie Kodeks pracy. Poza zawierciańską Hutą Szkła największe kontrowersje wzbudziła w tym roku sytuacja pracowników spółki Praktiker Polska. Gdy firma nie wypłaciła pensji za kwiecień i maj, ok. dwustu pracowników jednostronnie wypowiedziało umowy. Teraz zarządca masy sanacyjnej w postępowaniu upadłościowym spółki domaga się od pracowników... odszkodowania, gdyż firma straciła na ich absencji. Nastąpiło więc jedyne w swoim rodzaju odwrócenie ról – to pracodawca niewypłacający pensji chce ściągać z pracowników należności.

Także dobre generalnie zmiany – przy okazji stworzyły nowe patologie. Mowa głównie o minimalnej stawce godzinowej, która wygenerowała sposoby jej omijania. W niektórych firmach pracownicy muszą więc płacić dodatkowo za „wypożyczenie” sprzętu lub ubrania roboczego. W innych pracują więcej godzin, niż jest formalnie ewidencjonowane. Solidarność wspólnie z Państwową Inspekcją Pracy uruchomiły platformę do zgłaszania tego procederu i po pierwszym miesiącu nadeszło około stu zgłoszeń.

Zmarły niedawno główny inspektor pracy Roman Giedrojć stwierdził w jednym z wywiadów, że chciałby, aby „inspekcja pracy nie była papierowa”. Niestety wciąż jest – nic nie wyszło z zapowiadanego wyposażenia inspektorów w kompetencję do zamiany umowy-zlecenia na pełnoprawny etat. A mandat nakładany przez PIP wciąż wynosi maksymalnie 5 tys. zł (dla recydywistów 30 tys. zł), co dla wielu pracodawców nie jest żadnym straszakiem. Póki nie spełnią się słowa Giedrojcia, patologie w kwestii zatrudnienia w Polsce nadal będą powszechne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2017