Tam, gdzie ludzie

Mój drogi Piołunie,

03.08.2014

Czyta się kilka minut

piszę te słowa, a powietrze drży od dźwięku. Długiego, płaczliwego. Oczywiście się tego spodziewałem, czekałem wręcz na moment, aż zacznie wibrować w moich uszach. Zawsze wybrzmiewa punktualnie, gdy tylko zegar wybije tego dnia pełną godzinę. Nie jestem zatem zaskoczony, a jednak wciąż wywołuje to u mnie pewnego rodzaju podniecenie, może nawet zaniepokojenie, co zgodne jest z pierwotnym tego dźwięku przeznaczeniem. Potem mknie jego pogłos nad miastem niczym rozpędzony pociąg, połykając łapczywie czas i przestrzeń, aż dociera na opłotki, na przedmieścia – by nagle i niespodziewanie się zniżyć, runąć w bezdźwięczną przepaść. Urwać się, zamilknąć w piekle czy niebie bez dna. Sam już nie wiem.

Jest w tym dźwięku i ostrzeżenie, i powaga, i lament, i bezruch, i hołd, i przekleństwo, i błogosławieństwo.

Słychać wycie syren.

Lat temu kilkadziesiąt miasto to było jednym z wielu na ziemskim okręgu, gdzie diabeł mówił nie tylko dobranoc, ale i dzień dobry. Jednym z wielu? I tak, i nie. Nie godzi się okrucieństw i cierpień kłaść na szali niczym kartofle. Ale skłamałbym, gdybym nie przyznał, że jednak w tym mieście wydarzyło się coś szczególnego. Nawet jak na szaleństwo tamtych czasów.

Jestem już diabłem starym i nie zliczę, ile krzyżyków mam na karku. Dlatego też chętnie korzystam z przywileju sędziwego wieku i do wspomnień sięgam wyłącznie tych krzepiących. Po cóż psuć sobie humor w piękne, letnie popołudnie? Kiedy więc tego dnia rozlega się syrena, z pamięci przywołuję tylko starannie wybrane dźwięki przeszłości.

Nie słyszę przysiąg, modlitw ani miłosnych wyznań, czułych pożegnań albo ostatnich przed śmiercią spowiedzi. Za to na początku, niczym uwertura, niesie się cichutki płacz dzieci, narastający z każdym taktem do rozdzierającego, niemal zwierzęcego krzyku. To ogłuszające wrzaski maltretowanych kobiet, ale w ich tle ucho konesera wyłowi też skowyt poranionych. Muzyka z czasem przyspiesza, wiruje i pęcznieje, aż wreszcie w finale rozlega się potężny chór tych, którym zdychać przyszło w nieugaszonym gniewie, upokorzeniu czy beznadziei. Niańczą trupki niemowlaków, tulą zgwałcone córki, topią się w lepkich od kału i krwi kanałach, duszą w zasypanych piwnicach albo płoną żywcem jak pochodnie z cyrku Nerona. I przeklinają i Cieślę, i ludzi, i świat.

Czytałem niedawno rozmowę z jednym z tych, co przez tamte upalne dni szli z bronią w ręku. Trzeźwy bardzo umysł, agnostyk z przekonania i doświadczenia. Dopytywany o wiarę w tym płonącym mieście odpowiada sucho, zwięźle – bez egzaltacji i bez pogardy. Ale pytający dociskają i drążą: może los tych, co wierzyli w Nazarejczyka, był ciut lżejszy, bo wiara pozwalała im zrozumieć sens piekła, w którym się znaleźli? Na to rzekł stary powstaniec: „Żartujecie? Zrozumieć? Co tu było do rozumienia? Że mamy głupich dowódców, a Stalin to wykorzystał? To ja rozumiałem bez Pana Boga”.

No właśnie, drogi Piołunie. Chcą ludziska mieszać Nieprzyjaciela do wszystkiego. Prawdą wszak jest, że nic przed Nim nie pozostanie ukryte. Że słyszy, jak trawa rośnie. Że wie, ile człek ma włosów na głowie. Ale czy z tego powodu wy, ludzie, musicie od razu filozofować i wikłać Go we wszelkie wasze sprawy? Musicie żądać od Niego wyjaśnień w kwestiach wszelakich, satysfakcjonujących odpowiedzi na wszystkie pytania?

Często, gdy nadchodzi nieszczęście, mówią pobożni: „Wola Boża”. Inni dodają: „Wszystko ma sens. Musi mieć sens”. To znaczy, że potulnie i pokornie przyjmą każdą losu odmianę. Nie widzą jednak, że zręczny diabeł z ich słów bicz od razu ukręci. Bo skądże to wiecie, że taka właśnie była Jego wola, by dziecku głowę o mur roztrzaskać? Jakiż to mianowicie sens mają waszym zdaniem gwałty i tortury? Ja w nich sensu nie widzę, czerpię z nich jedynie przyjemność. A wy chcecie na dodatek powiedzieć, że wolą są Tego, co stworzył Niebo i Ziemię? Rękę za to dacie sobie uciąć, głowę dacie?

Gdy płynie rzeka krwi, nie trzeba od razu pytać, gdzie jest Bóg. Wystarczy podumać, gdzież to akurat podziewa się człowiek?

A gdzie, drogi Piołunie, jest diabeł? Och, to banalnie proste. Akurat ja zawsze jestem tam, gdzie ludzie. Czyż w końcu nie jesteśmy na siebie skazani?


Twój kochający stryj Krętacz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2014