Tajemnica Adwentu

Jak to możliwe, by Ten, który jest wszędzie i zawsze – przychodził? Czyż przychodzenie nie zakłada uprzedniej nieobecności? Po pełnej paradoksów tajemnicy Adwentu naszym przewodnikiem będzie Mistrz Eckhart.

28.11.2017

Czyta się kilka minut

 / WOODS WHEATCROFT / BEW
/ WOODS WHEATCROFT / BEW

W tajemnicę Adwentu trzeba wcho- dzić bardzo osobiście, jakby z subiektywnego punktu widzenia. W tej perspektywie adwentowy paradoks polega na tym, że zawsze i wszędzie obecny Bóg tak bardzo bywa przez nas niezauważany, że wydaje się nam... nieobecny. Potrzebny jest więc czas duchowego ćwiczenia, które umożliwi przyjście Boga do naszej świadomości. Albo, co na jedno wychodzi, przyjście naszej świadomości do Boga.

Podstawowym błędem – uświadamia Mistrz Eckhart – który tworzy zasłonę, jest pomysł, że ja jestem „tutaj”, a Bóg jest „tam”. Popełniając go, oddzielamy w swoim obrazie rzeczywistości siebie od Boga, a potem, w konsekwencji, zaczynamy Go traktować jak jeden z elementów otaczającego nas świata. Owszem, jako element najdoskonalszy, ale wyróżniony z większej całości i nieobejmujący wszystkiego. Relacja do Boga jawi się nam wówczas jako jedna z wielu relacji, które tworzą nasze życie. Zaczynamy też pragnąć i poszukiwać doświadczenia Bożej obecności w taki sposób, jakby to doświadczenie było jednym z wielu różnych doświadczeń, które możemy przeżyć.

Tak naprawdę jednak, jak ostrzega ­Eckhart, „nie jest On tym ani tamtym. Jeśli jeszcze myślisz, że jest czymś, On tym nie jest”. Każde nasze świadome doświadczenie i każda sensowna myśl mają określoną treść. Podobnie każde pragnienie ma swój określony (choćby niejasno) przedmiot. Dlatego właśnie, mówi dominikanin, „to, co może pojąć poznanie i czego może chcieć pragnienie, nie jest Bogiem”. Teoretyczny błąd „wydzielenia” miejsca i sposobu obecności Boga w przestrzeni wielu miejsc i palecie wielu sposobów wiąże się ściśle z egzystencjalnym złudzeniem, że Boga czy też (doświadczania) Jego obecności możemy w jakiś sposób pragnąć. Jest to złudzenie, gdyż to, co poznajemy i czego doświadczamy, jest i będzie zawsze mniejsze od Boga. Podobnie: mniejsze od Boga jest i będzie zawsze to, czego pragniemy.

Za zasłoną interesowności

Eckhart porównuje nasz umysł do jerozolimskiej Świątyni, z której Jezus wyrzucił kupców. Mistrz wyjaśnia, że „dopóki człowiek we wszystkich swoich uczynkach szuka czegoś, co Bóg może lub chce dać, podobny jest do tych kupców”. By Obecność stała się jawna, świątynia musi być pusta, nie może być w nas nic z kupiectwa. Wobec swoich uczynków trzeba być „równie wolnym jak nicość, która nie jest jeszcze ani tu, ani tam”, nie pragnąć „w zamian za nie absolutnie niczego”. „Gdy tak postępujesz – mówi Eckhart – wtedy uczynki twoje są duchowe i Boskie”.

Natura uczynków to po prostu natura życia. W pojęciu „uczynku” nie chodzi bowiem o pojedyncze i specjalne akty. Pamiętam swoje pierwsze wielkie odkrycie metafizyczne z dzieciństwa: gdy w wakacyjne przedpołudnie, zachęcany przez rodziców, bym wreszcie wstał z łóżka i „coś zrobił”, zrozumiałem, że przecież nie da się „nic nie robić”; że nawet leżąc nieruchomo, coś robię: właśnie leżę. Jesteśmy zanurzonymi w czasie podmiotami działającymi, nasze życie to nierozdzielny strumień uczynków.

Doświadczenie Bożej obecności nie jest jakimś specjalnym doświadczeniem pośród innych. To raczej boski sposób przeżywania życia, całego życia: każdego fizjologicznego procesu, jak oddech czy trawienie; każdego ruchu, jak mrugnięcia oka, uniesienie głowy z poduszki czy wyciągnięcie otwartej dłoni na powitanie; każdego wrażenia, jak zapach człowieka, który jest obok, ból głowy czy zmęczenie mięśni.

Eckhart odkrył, że ów sposób przeżywania życia jest duchowy i boski wówczas, gdy nie ma w nim „coś za coś”, gdy żaden moment nie posiada zewnętrznego wobec siebie „dlaczego”, gdy żyjemy, by żyć, a motywem każdego uczynku jest ten właśnie uczynek. Żadnego handlu, żadnego kupiectwa – czysta bez-interesowność. Absolutna wolność.

Znikające teraz

Życie „bez dlaczego” toczy się w czasie. Przemija. Przeżywać życie naprawdę można tylko nie ulegając złudzeniu stałości istnienia. Złudzenie to pojawia się, gdy ujmując świat za pomocą pojęć, łącząc ślady pamięciowe niedawnej przeszłości i przewidywania wyrobione na podstawie przeszłego doświadczenia, konstruujemy sobie wizję trwałej rzeczywistości. Najbardziej złudne i oddzielające od Boga jest zaś w tym to, iż centralnym – i drogim nam – elementem tej wizji jest nasze poczucie autonomicznego „ja”, które, jak się nam wydaje, istnieje trwale, rozciągnięte w czasie: bo istniało przed tą właśnie chwilą i – czyż nie wydaje się to nam oczywiste? – istnieć będzie po niej, za chwilę, za godzinę, jutro, za pół roku...

A zatem: ja istnieję, ja działam, to moje życie i moje uczynki. Nawet jeśli żyję bezinteresownie, na chwałę Bożą, a nie po to, by od Niego coś uzyskać – to czyż nie moja to decyzja, osiągnięcie i zasługa?

Nie. To także złudzenie, które, jak ostrzega Eckhart, jest przeszkodą do osiągnięcia najwyższej Prawdy. Ci, którzy chcą tę Prawdę rozpoznać, muszą uwolnić się od tego złudzenia, tak jak wolny od niego był Chrystus: „On, nieprzerwanie i poza czasem, ciągle na nowo, otrzymuje swój byt od swego niebieskiego Ojca, a w tej samej chwili nieustannie też się rodzi dla Ojcowskiego majestatu, w doskonały sposób, przez dziękczynne uwielbienie, równy Mu godnością”.

Eckhart zwraca nam uwagę, że najwyższą Prawdą jest rzeczywistość Trójcy, w której żadna z Boskich Osób nie posiada trwałego, autonomicznego istnienia i tożsamości: istnieje nie sama w sobie, lecz tylko w relacji do innych Osób. Ojciec nie tylko daje, lecz cały jest dawaniem. Syn nic nie ma z siebie, lecz cały jest przyjmowaniem. Zgodnie zaś z Pismem i starożytną chrześcijańską tradycją – to właśnie Syn jest wzorcem tożsamości naszej i całego świata.

Dlatego Eckhart poucza: „Taką samą postawę powinien przybierać człowiek, który chce się otworzyć na przyjęcie najwyższej Prawdy i w niej żyć, bez »przed« i »po«, bez żadnej przeszkody ze strony tych wszystkich uczynków i obrazów, które kiedyś miał, wyzuty i wolny, w owym »teraz« otrzymując ciągle na nowo Boży dar i z kolei rodząc go bez przeszkód w tym samym świetle, w Panu naszym, Jezusie Chrystusie, w dziękczynnym uwielbieniu”.

Postawa, której wzorcem jest Syn, to niezdeterminowana przez przeszłe doświadczenia świeżość spojrzenia. Umożliwia ona rozpoznanie, że to, co wydaje się nam trwałą rzeczywistością, przemija niczym podmuch – hebel Koheleta (tłumaczone na polski najczęściej jako: „marność”; por. Koh 1, 2). Momentu, w którym, czytelniku, czytałeś początek tego zdania, już nie ma – i nie ma całej rzeczywistości, którą zawierał. Momentu, który nadejdzie z końcem tego zdania – nie ma jeszcze. Już przeszedł. Ktoś mógłby rzec: ale istnieje to, co pomiędzy przeszłością a przyszłością: istnieje teraz. Zapewne, ale przestrzeń pomiędzy „przed” i „po” jest nieskończenie mała. W momencie, gdy „teraz” się pojawia – znika.

Przychodzenie Boga

„Teraz” znika przychodząc. Ujawnia się tu istotny aspekt tajemnicy stworzenia. To nie jest tak, że Bóg stworzył świat (i mnie) kiedyś, i że od tamtej pory świat (i ja) trwale istnieje. Bóg stwarza świat (i mnie) teraz. I w każdym nowym znikającym teraz na nowo. Jak Syn w Trójcy cały jest otrzymywaniem, tak świat (i ja) cały i w każdym przychodzącym momencie jest (jestem) otrzymywaniem istnienia. A czyste istnienie – to Bóg.

Nieustannie nowe przychodzenie znikającej rzeczywistości jest przychodzeniem Boga. A boski – synowski – sposób jego przyjmowania to, jak uświadamia ­Eckhart, „rodzenie się na nowo w dziękczynnym uwielbieniu”. Akceptacja wszystkiego i niezatrzymywanie niczego dla siebie. Uwolnienie się od złudzenia, że ja jestem tu – a On jest tam. Nie ma bowiem żadnego „tu”, które by było różne od Jego przychodzenia. I nie ma żadnego „tam”, które by On zachował dla siebie i nie dawał nam.

Przestań więc – radzi Eckhart – tworzyć iluzję „ja” oddzielonego od przychodzącego Boga, lecz raczej „wyjdź całkowicie z siebie dla Boga, a On wyjdzie cały z siebie dla ciebie. Kiedy Bóg i człowiek wychodzą z siebie, to, co pozostaje, jest prostym Jednym. W tym Jednym, w najbardziej wewnętrznym źródle, Ojciec rodzi swego Syna”. A skoro istnieje tylko obecne, znikające „teraz”, to Ojciec rodzi swego Jednorodzonego Syna właśnie „w duszy, która trwa w obecnym »teraz«”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2017