Szybkie słowa

Jerzy Sosnowski, pisarz i bloger: Kiedy człowiek opanuje szybkie "skanowanie" tekstu internetowego, przy książce odczuwa zniecierpliwienie - bo tekst jest za długi, niezrozumiały. Odpowiedzialnością za to - inaczej niż dawniej - zostaje obciążony autor, nie czytelnik. Rozmawiali Michał Kuźmiński i Tomasz Ponikło

27.07.2010

Czyta się kilka minut

/fot. Image Source / Corbis /
/fot. Image Source / Corbis /

Michał Kuźmiński, Tomasz Ponikło: Nigdy jeszcze nie mieliśmy do dyspozycji takiej ilości tekstu, jaką mamy dziś dzięki internetowi. Być może nawet częściej piszemy - mailujemy, blogujemy, udzielamy się na portalach społecznościowych i korzystamy z komunikatorów internetowych - niż mówimy.

Jerzy Sosnowski: Tę zmianę i oszałamiającą ilość tekstu można porównać chyba tylko do ilości muzyki, jaka pojawiła się od czasu stosowania reprodukcji mechanicznej.

W sieci jesteśmy zalewani treściami. Jak je wybierać - i odbierać?

Musimy zadać pytanie, czy słowa w internecie funkcjonują na tych samych zasadach, co na papierze. Internet to medium szybkie, literatura - wolne. I to zarówno, gdy chodzi o powstawanie tekstu, cierpliwość odbiorcy - sieć nie znosi długich tekstów - jak i oczekiwany czas reakcji. Pisząc blog wiem, że najdalej za dwanaście godzin przeczytam komentarze. Jeśli tekst jest gorący, reakcje są natychmiastowe.

Podoba mi się sformułowanie prof. Andrzeja Mencwela, że w internecie nie tyle czytamy, co skanujemy tekst. Czytelnik ogarnia jego ca­łość, przegląda, szuka potrzebnych mu informacji. A więc mówimy o zupełnie innym rodzaju lektury niż książkowa.

Czy te sposoby lektury się wykluczają - szybka oducza wolnej - czy też mogą współistnieć?

Czytanie tekstu internetowego i papierowego to rozłączne umiejętności. Pytanie tylko, czy nabywając jedną, będzie się miało okazję nabyć drugą. Jeżeli człowiek dorosły opanowuje czytanie w sieci, to jest to jego kolejna kompetencja. Czy jednak młody człowiek, który ucząc się, nabywa umiejętność skanowania tekstu, ma też motywację do opanowania drugiego, bardziej żmudnego rodzaju czytania - i czy ktoś mu powie, że jest on ważny?

Z czego właściwie wynika owa "szybkość" lektury internetowej?

Literatura papierowa jest raczej narracją, a teksty internetowe są raczej rozmową. W drugim przypadku, jeśli rozmówca mówi za długo, partner się niecierpliwi - to ma być wymiana krótkich zdań, myśli wyrażonych językiem zrozumiałym; jeśli jest inaczej, mam prawo domagać się od interlokutora jasności i adresowania wypowiedzi ściśle do mnie. W sieci oznacza to prymat najbardziej codziennej polszczyzny.

Paradoksalnie, siadając przed ekranem komputera, jestem bardziej aktywny niż w fotelu z książką, bo na aktywność jestem nastawiony - na interwencje, odpowiedzi, wykonywanie zróżnicowanych czynności.

Chodzi też o stosunek do czasu. Kiedy człowiek opanował skanowanie, a nie wolne czytanie, przy książce odczuwa zniecierpliwienie - bo tekst jest za długi, niezrozumiały. Odpowiedzialnością za to - inaczej niż dawniej - zostaje obciążony autor, nie czytelnik. Zniecierpliwienie wynika też z braku hipertekstu: okienek, linków, odwołań, obrazów. Są tylko przypisy, a te kojarzą się z pracami naukowymi. Wreszcie - monotonia czytania. W sieci uwagę mogę skupiać na kilku elementach naraz, gdy się znudzę, mogę równolegle wykonywać inne czynności. Nad książką - nie.

I choć dekadę temu mówiono, że internet pochłonie książkę, nie doszło do tego. Nie znam też, z drugiej strony, żadnego nurtu w polskiej literaturze osadzonego w sieci. Książka zachowała się jak kino po upowszechnieniu telewizorów - uciekła w stronę, której sieć nie znosi: w latach 90. przeciętna grubość powieści wynosiła nieco ponad sto stron, jak u Gretkowskiej. Dziś przykładowy "Dom nad rozlewiskiem" to trzy opasłe tomy, "Harry Potter" liczy po kilkaset stron w kilku tomach. Jako czytelnik kryminałów widzę, że dziś są to opowieści kilkakrotnie dłuższe niż w słynnej "serii z kluczykiem" sprzed lat. I wcale nie wiem, czy Jacek Dukaj, gdyby urodził się nieco wcześniej, zaryzykowałby publikację swojego kolosalnego w objętości "Lodu".

Na papier trafiają też zapiski z blogów. Ta sama treść internetowa bywa publikowana w formie książkowej.

Z tego, co mi wiadomo, żadne z takich przedsięwzięć nie odniosło samodzielnie sukcesu artystycznego czy rynkowego. Janusz L. Wiśniewski jako drugą część swojej książki zamieścił przedruki z forów swoich czytelników. Sam, prowadząc niemal od siedmiu lat blog, zastanawiałem się nad wykorzystaniem części tekstów do papierowej publikacji, ale wiem, że wymagałaby radykalnego przeredagowania - bowiem w formie blogu nie jest ważne wyłącznie to, co pisze autor, ale też to, co piszą jego czytelnicy. Zresztą, póki nie poznałem różnorodności (w tym ambicji literackich), jaka panuje na blogach, sam mówiłem - dziś już nie - że piszę nie blog, lecz dziennik internetowy.

Doznał Pan kiedyś irytacji ze względu na rozdźwięk między tym, jak chciałby Pan pisać, a tym, jaką formę narzuca Panu internet?

Dla osoby lubiącej pisać różnica w konwencji jest wyzwaniem, które budzi ciekawość, a nie irytację. Różnica między tym, jak piszę książki, a jak blog, oczywiście istnieje, ale nie jest duża. Pewnie też zmienia się wraz z moimi  umiejętnościami jako blogera - dziś, inaczej niż kilka lat temu, załączam zdjęcia, odsyłam na inne strony itp.

Kiedyś tylko ku własnemu zmartwieniu odczułem, że pisanie blogu przypomina nie pracę nad książką, lecz codzienne pisanie do gazety. Istnieje bowiem przymus odzywania się: powieściopisarza, publikującego książkę częściej niż raz na dwa lata, zaczyna się podejrzewać, że pisze za dużo. Gdybym w sieci nie napisał słowa przez pół roku - mój blog uznanoby za martwy. Kiedyś po niespełna dwóch tygodniach dobijali się do mnie czytelnicy, co dla osoby piszącej jest wielką mobilizacją.

Doświadczenie w prowadzeniu blogu wpłynęło jakoś na Pana powieści?

Kiedy sam jeszcze nie pisałem bloga, dowiedziałem się o jego dziwnej strukturze archiwizacyjnej, która sprawia, że jeśli nie czytasz na bieżąco, to potem podczas lektury poznajesz zapisy wstecz. I napisałem tak opowiadanie - z narracją prowadzoną w przeciwną stronę. W innej powieści umieściłem fikcyjny blog bohaterki.

Gdy zaś chodzi nie tylko o formę, lecz o naukę bardziej ogólną, powiem tak: sieć umożliwia kontakt z ludźmi, którzy w pewnej części są czytelnikami moich książek, więc można ich poznawać i igrać z ich oczekiwaniami.

Powiedział Pan kiedyś, że idea blogosfery, w której każdy ma coś do powiedzenia, nie wytrzymuje konfrontacji z empirią. Internet narzuca demokratyczność tekstu. W sieci istnieje hierarchia?

Logika sieci - a nawet ta potoczna nazwa wskazuje, że nie chodzi tu o piramidy, ale sieć, kłącza, poplątane nitki - sprawia, że można chodzić od węzełka do węzełka. Stąd ambiwalencja tego wynalazku, która podpowiada, że - nie czarujmy się - wszyscy piszą, ale nie wszyscy mają coś do powiedzenia.

Wrażenie śmietniska, jakie się odnosi na początku korzystania z sieci, po spędzeniu setek godzin często zanika. Mówiąc najprościej: człowiek uczy się szacować, czy jakiś link warto otworzyć.

Szacować, czyli innymi słowy: umieć czytać.

Tak, bo to też umiejętność. Gdyby panów lub mnie wrzucono w amazońską dżunglę, pewnie zginęlibyśmy w godzinę, a ludzie z tamtejszych plemion spędzają tam przecież normalnie życie. Podobnie z siecią - to środowisko trzeba rozpoznać. I jeżeli - niech to będzie pochwała klasycznego wychowania - wie się trochę o świecie poza internetem, to nabywa się umiejętność oszacowania wartości miejsca, w którym się znalazło.

Jerzy Sosnowski (ur. 1962) jest pisarzem (ostatnio opublikował "Instalację Idziego"), dziennikarzem (w Programie III PR), felietonistą (w "Więzi") i autorem blogu na swojej stronie domowej: www.jerzysosnowski.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
JERZY SOSNOWSKI (ur. 1962) jest historykiem literatury, pisarzem, publicystą i dziennikarzem telewizyjnym i radiowym. Jest autorem kilkunastu książek, m.in. "Ach", "Apokryf Agłai", "Instalacja Idziego", "Wielościan", "Sen sów". Za esej "Co Bóg zrobił… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010