Szukając Świętego Graala

Czy w Hiszpanii znaleziono tajemniczy kielich z Ostatniej Wieczerzy? Siła tej legendy odsłania tęsknotę chrześcijan za przedmiotem łączącym ich z Jezusem.

15.04.2014

Czyta się kilka minut

Jaime Huguet, „Ostatnia Wieczerza”, olej na desce, ok. 1450 r. /
Jaime Huguet, „Ostatnia Wieczerza”, olej na desce, ok. 1450 r. /

Znowu – czytam – odnaleziono Świętego Graala. Znowu – bo w samej tylko Europie jest już około dwustu kielichów uważanych za to legendarne naczynie. Najznamienitszy z nich, podarowany w 1436 r. katedrze w Walencji przez Alfonsa V Wspaniałomyślnego (1396–1458), króla Aragonii, Sardynii, Korsyki i Neapolu, hrabiego Barcelony, pochodzi z I w. naszej ery. Równie wielką czcią cieszyła się dotąd płytka misa z agatu o średnicy 76 centymetrów – największe naczynie sporządzone kiedykolwiek z jednego kawałka szlachetnego kamienia, będące ongiś w posiadaniu księcia Burgundii, Karola Śmiałego (1433–1477), dziś znajdujące się w dawnym skarbcu Habsburgów w Wiedniu.

Mimo to w kwestii Świętego Graala doświadczamy tego, co stało się udziałem Indiany Jonesa w ostatnich scenach „Poszukiwaczy zaginionej Arki”: wizji rozległego skarbca, wypełnionego po sufit skrzyniami cennymi przedmiotami [Jones ostatecznie odnalazł tajemniczy kielich w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata” – red.]. Skarbca ukrytego, najwyraźniej, na zawsze.

Kielich z San Isidoro

Ostatnio o Graalu znowu jest głośno. W marcu Margarita Torres, mediewistka z Uniwersytetu w León, oraz historyk sztuki José Manuel Ortega del Rio opublikowali książkę „Los reyes del Grial” („Królowie Graala”), w której utrzymują, że Graal jest kielichem, który podarował Fernandowi I Wielkiemu z nawarskiej dynastii Jimenez, hrabiemu Kastylii, a w połowie XI w. królowi Kastylii i Leónu, emir Dénii, Alí Iqbal ad-Dawla z dynastii Amirydów. Był on władcą muzułmańskiego państewka na południu Hiszpanii.

Według autorów, kielich przechowywano przez ostatnie lata w romańskiej bazylice San Isidoro w León, położonej na szlaku pielgrzymkowym do Santiago de Compostela. Oprawiony w złoto i ozdobiony szlachetnymi kamieniami, składa się z dwóch połączonych czarek: górną wykonano z agatu, dolną – z onyksu. Czarka górna pochodzi z Bliskiego Wschodu i należała do Urraki de Zamora (1033–1101), starszej z dwóch córek Ferdynanda I. I to właśnie ona, zidentyfikowana jako kielich infantki Urraki przechowywany najpierw we wspaniałym romańskim podziemiu bazyliki, zwanym „Panteonem Królów”, ma być Graalem z legendy.

Torres i Ortega del Rio powołują się na własne trzyletnie badania nad darami arabskich władców, złożonymi w bazylice San Isidoro – a także na arabskie źródła z Egiptu, odkryte w bibliotece słynnego uniwersytetu Al-Azhar. Utrzymują, że znaleźli tam dwa pergaminy z XI w., które zawierają opis pucharu wykradzionego z Grobu Pańskiego i podarowanego Ferdynandowi I w 1054 r. Według tego opisu, Chrystusowy kielich był, podobnie jak czarka infantki, matowy i lekko uszkodzony. Hiszpańscy badacze twierdzą nadto, że puchar ten powstał we wspólnocie esseńskiej w Qumran między 200 r. p.n.e. a 100 rokiem n.e. – i że od IV czy też V w. jerozolimscy chrześcijanie uważali go za kielich z Ostatniej Wieczerzy. Następnie z kościoła Grobu Pańskiego miał on trafić do Kairu, stamtąd zaś do emira Dénii. Ferdynand I wiedział jakoby zatem, że chodzi o kielich z Wieczernika i dlatego ponoć nakazał namalowanie w bazylice San Isidoro fresku z Ostatnią Wieczerzą, na którym nie ukazano Świętego Graala.

Krytycy tej tezy utrzymują oczywiście, że Graal jest literackim wymysłem z XII stulecia. I że legendy o nim należy odczytywać symbolicznie, nie zaś dosłownie. Nie ma źródeł, które potwierdzałyby, że jedenastowieczni królowie Leónu wierzyli, iż są rzeczywiście w posiadaniu świętego naczynia. Zresztą, nawet gdyby tak było, niczego to nie dowodzi – historia w tej epoce była raczej przedmiotem wiary niż wiedzy.

Jednak argumenty sceptyków nie przemawiają do tłumów. Ruszyły one szparko ku bazylice San Isidoro, by na własne oczy uświadczyć nowego Graala. Kielich trzeba było usunąć z muzealnej witryny kościoła i zastąpić go kopią.

Droga jest wszystkim

Podnieceniu tłumów nie sposób się dziwić. Każda tajemnica jest przecież fascynująca. Jednak chodzi też o coś więcej: nie mamy żadnych przedmiotów, które z absolutną pewnością moglibyśmy złączyć z historycznym Jezusem. Dotyczy to i innych osób dramatu, który rozegrał się w Palestynie w I w. n.e. Wyjątkiem – to okrutny paradoks – jest Piłat: w 1961 r. z ruin teatru w Cezarei Nadmorskiej wydobyto bowiem kamień z jego domu (tzw. Kamień Piłata) z uszkodzoną tablicą dedykacyjną dla Tyberiusza.

Naturalnie są miejsca, które można powiązać z Jezusem – ale przecież i tysiącami innych osób – jak choćby odsłonięte przez archeologów w podziemiach wznoszącej się nad Jerozolimą twierdzy Antonia rysunki rzymskich żołdaków, znudzonych strażowaniem albo biczowaniem skazańców, do jakiejś gry planszowej.

Święty Graal jest zatem pragnieniem, które musi zostać, przynajmniej przejściowo, zaspokojone. Nawet jeśli kościelne opracowania zarówno w średniowieczu (wyjąwszy może spisaną w latach 1211–1223 Kronikę Hélinanda de Froidmont), jak i w późniejszych czasach, milczą na jego temat.

Najważniejsze staje się więc samo poszukiwanie Graala. Jakby, paradoksalnie, cel – choć wzniosły i święty – był niczym, wszystkim zaś była droga. Tak było od początku pojawienia się symbolu Graala w literaturze. Już bowiem około 1200 r. – jak pisze Monika Hauf w książce „Drogi do Świętego Graala” – zajmowano się „nie tyle czynami króla Artura, ile Okrągłym Stołem, czyli kręgiem najlepszych rycerzy tamtych czasów, których zebrał wokół siebie, a także zadaniem, jakie sobie wyznaczyli: poszukiwaniem Świętego Graala”.

Szukając Graala, poruszamy się bowiem ścieżkami krętymi, nierzadko niebezpiecznymi – ścieżkami, które prowadzą ku niewiadomej lub giną w tumanie niejasności. Nietrudno na nich o złych przewodników, o wędrówkę za złudzeniem, za fantazmatem, za rojeniem cudzym lub własnym. Pełno też pułapek: tych, które zastawili strażnicy ortodoksji, i tych, które stawiamy sobie sami w uporczywej i namiętnej, może nawet obsesyjnej, pogoni za ideą Świętego Graala.

„Poszukiwanie Graala – wylicza Roger Sherman Loomis w książce »Graal. Od celtyckiego mitu do symbolu chrześcijańskiego« – wiodło do Pendżabu w Indiach, do pałacu Atreusa w Mykenach i świątyni Zeusa w Dodonie, do klasztoru Montserrat w Hiszpanii, do pałacu Chosroesa w Persji i do chrześcijańskich przybytków Konstantynopola. Jeśli weźmiemy pierwszą lepszą książkę na ten temat, przekonamy się, iż autor wywodzi w niej uczenie, że ów tajemniczy przedmiot można wywieść z kotła irlandzkiego boga Dagdy, oka egipskiego boga Thota, symbolu żeńskiego narządu płodności, perły zoroastriańskiego kultu zwanego Gobar, talizmanu heretyckich albigensów czczonego niegdyś w pewnej jaskini w Pirenejach, czy z »wielkiego szafiru« przechowywanego dawniej w zakrystii opactwa Glastonbury. Z drugiej strony niektórzy uczeni uważają, iż Graal występował ab origine jako szczególnie święte naczynie eucharystyczne”.

Może więc liczy się tylko cud przygody? Egzotyczne miraże, sekretne podziemia z ich niespokojną magią? A może raczej liczy się nieokiełznana tęsknota za mocą, jaką – niezależnie od ceny – chcemy w tych miejscach, od znajdujących się tam jakoby obiektów, uzyskać? Czasem byłaby to tęsknota mroczna i opętańcza, jak w przypadku Himmlera i jego ludzi z Deutsches Ahnenerbe, Niemieckiego Dziedzictwa Przodków, zaangażowanych – nie tylko w filmach Spielberga o Indianie Jonesie – w poszukiwania źródeł nadzmysłowej, mistycznej siły, którą zaprząc można byłoby, jako Wunderwaffe, w służbę nazizmu.

W każdym razie – pisze Loomis – „żadna legenda średniowieczna, poza legendami aprobowanymi przez Kościół, nie oddziaływała tak stymulująco jak dziwne opowieści narosłe wokół Graala. Dzięki Tennysonowi i Wagnerowi, Galahad i Parsifal [legendarni rycerze Okrągłego Stołu – przyp. red.] stali się uosobieniem czystości, a poszukiwanie tajemniczego naczynia zaczęło oznaczać z jednej strony – próżną gonitwę za »błędnymi ognikami«, a z drugiej – żmudne poszukiwanie najwyższego przeżycia mistycznego”.

Cudowne rozmnożenie

Za przyczyną Świętego Graala wciąż stajemy wobec otwartego na oścież pola możliwości. „Wszystko jedno, w jakiej dziedzinie – podsumowuje Monika Hauf – czy to w technice, medycynie, malarstwie czy literaturze: niezliczone Święte Graale czekają, aż ktoś je wreszcie zdobędzie”.

Myślenie Hauf wydobywa zatem z mitu o Świętym Graalu przesłanie zespalające jego różnorodne epifanie – jako znamienny dla współczesnej kultury Zachodu imperatyw kreacji, twórczej drogi, twórczego działania. Tym samym nadaje mu charakter radykalnie odmienny od tych wykładni legendy, które usiłowały dostrzec w nim absolutne zwieńczenie wędrowania: przez uzyskanie dostępu do źródła błogosławionej mocy. Ostatecznie zaś skupiały się ostatecznie na tajemnej sile obiektu.

Taka interpretacja jest oczywiście możliwa. Już bowiem w półwieczu 1180–1230, kiedy powstały niemal wszystkie „kanoniczne” przekazy o Świętym Graalu, mieliśmy do czynienia od razu z kulturowym i religijnym palimpsestem. Z opowieściami najeżonymi z miejsca chmarą najróżniejszych symboli, wartości i znaczeń. Z tekstami, w których piętrzyły się: celtyckie i teutońskie przekazy pogańskie, wątki platońskie i kabalistyczne, mistyka islamu, ludowa magia i okultyzm o rozmaitym pochodzeniu, archaiczne kulty płodności i kobiecości. A także nieortodoksyjne, „podziemne”, ezoteryczne tradycje chrześcijańskie – dualizm katarów, pelagianizm, arianizm, domniemane praktyki templariuszy. Wszystko zaś podlane było sosem cudowności, który przekształcał mitologię w fascynujący romans. „To, co nas najbardziej zachwyca u poetów dzięki urokowi cudowności – pisze William Paton Ker w opracowaniu »Wczesne średniowiecze. Zarys historii literatury« – od krainy Złotego Runa po krainę Świętego Graala, wiąże się w jakiś sposób z mitologią”.

Ale też – z drugiej strony – wszystko to oznaczało powstanie rozbieżności od których roją się pierwotne opowieści o tajemniczym naczyniu. Pisze Loomis: „Graala przedstawia się w nich jako półmisek, z którego Chrystus spożył paschalnego baranka podczas Ostatniej Wieczerzy; jako pierwszy sakramentalny kielich, do którego zebrano później krew Zbawiciela spływającą z Jego okrytego ranami ciała; jako kamień posiadający cudowną właściwość dostarczania pożywienia i zachowywania młodości; wreszcie jako tacę z ludzką głową zbroczoną krwią. Może go nieść przez salę urodziwa panna; okryty białym brokatem może unosić się w powietrzu w pałacu Artura; może też znajdować się na stole, gdzieś na Wschodzie, obok świeżo złowionej ryby, i służyć jako talizman odróżniający cnotliwych od niecnotliwych. Jego strażnik może zwać się Bron, Anfortas, Pelles lub Józef z Arymatei, lub też po prostu Król Rybak. Może on cieszyć się dobrym zdrowiem, lecz może też mieć przebite uda lub zranione genitalia. Bohater, który wieńczy poszukiwania powodzeniem, to albo kochliwy Gawain, albo dziewiczy Galahad”.

Na dodatek wszystko to zdaje się przywodzić na myśl jakiś średniowieczny, radykalnie przedwczesny postmodernizm avant la lettre, z przypisaną mu kulturą cytatu, z brakiem jakiejś jednej, widomej, „ośrodkowej” prawdy. Bo nie chodzi tu wcale o zbawczą prawdę chrześcijaństwa, skoncentrowaną na zmartwychwstaniu Jezusa. Opowieść o Józefie z Arymatei, zbierającym do naczynia z Wieczernika krew zamordowanego Chrystusa, zaczerpnięta z apokryficznej Ewangelii Nikodema, została – jak dowodzą badacze – mechanicznie, na zasadzie luźnych skojarzeń, a może i językowych nieporozumień, dołączona do utrwalonej już, choć nieskładnej, relacji. Pierwsza i najbardziej popularna relacja o Graalu – podana około 1180 r. przez Chrétiena de Troyes, poetę z Szampanii, i ofiarowana Filipowi Alzackiemu, hrabiemu Flandrii – mówi wprawdzie o naczyniu, lecz nie łączy go ani z Ostatnią Wieczerzą, ani tym bardziej z pojemnikiem na krew Chrystusa.

Paradoksalnie, najdalej w tym zakresie posuwają się dzisiejsze interpretacje, które francuskie wyrażenie Saint Graal wykładają jako Sang Réal albo Sang Royal, czyli „królewską krew” – i wywodzą od mitycznego kielicha genealogię Merowingów, Wittelsbachów czy Stuartów, których przedstawiciele mają być rzekomo potomkami Jezusa. Najbardziej znanym utworem tego nurtu jest „Święty Graal, święta krew” Michaela Baigneta, Richarda Leigha i Henry’ego Lincolna, który swój karykaturalny (lecz przemawiający do wyobraźni) wyraz znalazł w powieści Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”.

Ponad troską i trwogą

Pierwotne opowieści o Graalu – a jest ich dziesięć – można uporządkować. Zdaniem Loomisa, tworzą one dwie grupy. Do pierwszej należą historie o „przygodach rycerzy z czasów króla Artura odwiedzających, przypadkiem lub rozmyślnie, zamek w Brytanii, gdzie przechowuje się naczynie”. Druga natomiast grupa, obejmująca tylko dwa utwory, to rzeczy „opowiadające historię naczynia od czasów Chrystusa po czasy Merlina i wyjaśniające, w jaki sposób przeniesiono je z Ziemi Świętej do Brytanii”. Do pierwszej, należałoby to dodać, należą najsłynniejsze teksty – wspomniany poemat Chrétiena de Troyes oraz „Parsifal” Wolframa von Eschenbacha, do drugiej zaś – „Józef z Arymatei” burgundzkiego poety Roberta de Boron.

To jednak nie koniec opowieści o Świętym Graalu. Dzieje tajemniczego świętego kielicha nie są jeszcze zamknięte w kulturze Zachodu. Wydaje się, że dopiero teraz przychodzi nam zbierać owoce średniowiecznej legendy – raczej z powodu jej obrazowej mocy niźli duchowego przesłania. Karmiąc wyobraźnię znękaną „odczarowaniem świata” i stęsknioną za jego baśniowym czy poetyckim kształtem, legenda o Świętym Graalu daje nam bowiem iście „oszałamiającą mieszankę bitew i uczt, ziemskiej magii i cudu sakramentalnego, krwawych waśni i tajemniczych obrzędów” (Loomis).

Ale być może chodzi o coś jeszcze innego: o nieskażony, czysty, a przy tym zawsze nieuchwytny symbol nadziei, jakiego ciągle łakniemy. I to pomimo naszego naskórkowego cynizmu, powszechnej ironii, naszych praktycznych, ponad miarę praktycznych, starań.

Ponad codziennymi i przaśnymi – troską i trwogą.


PROF. ZBIGNIEW MIKOŁEJKO jest filozofem i historykiem religii, kierownikiem Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Opublikował m.in. książki „Emaus i inne spojrzenia do wnętrza Pisma”, „Żywoty świętych poprawione”, „Śmierć i tekst”, „W świecie wszechmogącym. O przemocy, śmierci i Bogu”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014