Sztuka nowego świata

Wbrew lękom rozmaitych konserwatystów europejska tradycja wcale nie ginie, lecz staje się częścią uniwersalnej opowieści. Ważnej także dla tych, którzy swe korzenie mają w innych częściach świata.

18.06.2018

Czyta się kilka minut

19° 36’ 16.89” N, 72° 13’ 6.95” W=/ 52.4042° N, 13.0385° E , 2018, instalacja / PIOTR KOSIEWSKI
19° 36’ 16.89” N, 72° 13’ 6.95” W=/ 52.4042° N, 13.0385° E , 2018, instalacja / PIOTR KOSIEWSKI

Hasło tegorocznego berlińskiego Biennale Sztuki Współczesnej „Nie potrzebujemy kolejnego bohatera” wydaje się prowokacją. Południowoafrykańska kuratorka Gabi Ngcobo sięgnęła po tekst piosenki Tiny Turner, pochodzącej z głośnego niegdyś postapokaliptycznego filmu „Mad Max pod Kopułą Gromu” (z 1985 r.). Powstał on w czasie poprzedzającym wielkie zmiany, które ukształtowały obecny świat. I dobrze wpisywał się w ówczesny stan oczekiwania, poczucie wyczerpywania się dotychczasowych ideologii, odrzucania dominujących jeszcze niedawno modeli politycznych i społecznych. Był to czas rządów Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, neoliberalnego, a jednocześnie konserwatywnego zwrotu, amerykańsko-sowieckiego wyścigu zbrojeń i epidemii AIDS.

Dzisiaj też odczuwamy schyłek, tym razem świata powstałego po przełomie 1989 r. Oczekiwanie na zmianę, na pomysł na nowe ułożenie świata, na pojawienie się nowych ideologii i wielkich narracji.

„Z daleka od ruin / Z daleka od szczątków / Tym razem nie możemy popełnić tego samego błędu” – przekonywała w 1985 r. Tina Turner.

Bohater niepotrzebny

Twórcy tegorocznego Biennale namawiają: nie szukajmy nowego bohatera, tego, który nas zbawi. Nie poszukujmy nowych, wielkich narracji, które ponownie, ale lepiej urządzą nasz świat. Nie twórzmy spójnych, całościowych opowieści o współczesności ani o przeszłości, bo niosą ze sobą wykluczenia, pomijanie, marginalizację. Zostawmy przestrzeń na wielość, zróżnicowanie, różnorodność polityczną i kulturową. Potrzebujemy – jak można przeczytać w tekście programowym tegorocznego Biennale – „różnych konfiguracji wiedzy i siły umożliwiających nam pogodzenie sprzeczności i zrozumienie skomplikowania naszego czasu”. Zwróćmy zatem uwagę na rozmaite aktywności, strategie działania. Z wielości czyniąc, także w sztuce, siłę.

Biennale pokazuje, że sztuka jest jedną z przestrzeni pozwalających na różnorodność, wielość strategii artystycznych, równouprawnienie technik, miejscem zarówno na malarstwo, tradycyjne techniki graficzne, jak i wideo, fotografię, animację komputerową. Niekoherencja jest zaletą, a nie wadą, a to, co archaiczne, może okazać się atutem. Jednocześnie, w porównaniu z poprzednimi edycjami, Biennale tegoroczne jest mniejsze, zarówno pod względem liczby twórców – zaledwie 46 artystów i kolektywów, jak i skali samych wystaw. Ma bardziej ludzki format.

Ostatnia edycja weneckiego Biennale czy documenta X w Kassel pokazywały, że świat coraz bardziej odchodzi od zachodniocentrycznego postrzegania sztuki. Artyści i artystki o nieeuropejskich korzeniach stali się równoprawną częścią dzisiejszej sceny artystycznej. Są wśród nich zarówno potomkowie emigrantów, jak i twórcy urodzeni i często nadal mieszkający poza Europą i Ameryką Północną (samo miejsce zamieszkania staje się coraz mniej istotne). Obecność kobiet jest dziś oczywistością, podobnie jak np. twórców utożsamiających się z kulturą LGBT.

Tyehimba Jess, autor zbioru wierszy „Olio” (za który w 2017 r. otrzymał Puli­tzera), przekonuje, że dla wielu Afroamerykanów po zniesieniu niewolnictwa pierwszym prawdziwym doświadczeniem wolności była muzyka. Być może to właśnie kultura ma wpisany w siebie emancypacyjny potencjał. Oczywiście, nie zastąpi innych wymiarów emancypacji: społecznej, ekonomicznej, politycznej. Jednak to właśnie kultura nadaje ­dotychczas marginalizowanym widoczność, pozwala im zaistnieć na równych prawach w przestrzeni publicznej.

Szybkość zmian, nieustanne pojawianie się nowych nazwisk może wywoływać konfuzję. Pozbawia bowiem bezpiecznego komfortu kontaktu z twórczością dobrze oswojoną. I wymaga nieustannej otwartości. Po opublikowaniu listy artystów, którzy mieli znaleźć się na tegorocznym Biennale, pojawiły się zarzuty, że są nieznani. „Dla nas było to dziwne stwierdzenie – podkreśla jego kuratorka. – Znamy, oni znają siebie i są znani tam, skąd pochodzą”.

Problem jest inny – to Europa postrzega siebie jako centrum. I uznaje za nieznanych tych, o których jeszcze nie słyszała. Zresztą ten proces włączania do głównego nurtu przebiega bardzo szybko. W Berlinie można zobaczyć prace Lubainy Himid, zdobywczyni Nagrody Turnera za 2017 r., jak i Luke’a Willisa Thompsona – nowozelandzkiego artysty nominowanego w tym roku do tej prestiżowej nagrody. W Berlinie znalazły się obrazy Lynette Yiadom-Boakye, Brytyjki wywodzącej się z Ghany, dziś jednej z najciekawszych malarek młodszego pokolenia, i prace Kolumbijczyka Oscara Murillo. Jest też odkrywana po latach afroamerykańska artystka Mildred Thompson, tworząca ciekawe abstrakcyjne obrazy, rzeźby i grafiki.

Pokazano wreszcie na Biennale rzadko prezentowane prace na papierze tragicznie zmarłej w 1985 r. kubańsko-amerykańskiej artystki Any Mendiety, uznawanej dziś za jedną z kluczowych twórczyń lat 70. i 80. ubiegłego wieku (równolegle w berlińskim Gropius Bau do 22 lipca można oglądać bardzo dobrą wystawę prac filmowych i zdjęć tej artystki).

Dwa pałace i miasto

Przed gmachem berlińskiej Akademii Sztuki można zobaczyć ruiny jakiejś barokowej budowli. Wyglądają jak jedna z pozostałości po wojennych zniszczeniach. To praca Firelei Báez „19° 36’ 16.89’’ N, 72° 13’ 6.95’’ W) / (52.4042° N, 13.0385° E”. Artystka stworzyła architektoniczną fantazję, ale – o czym informuje jej tytuł, będący jednocześnie geograficznymi namiarami – odwołującą się do bardzo konkretnych, realnych budowli. Jedna to Sanssouci, letni pałac Fryderyka Wielkiego wzniesiony w latach 1745-47 w Poczdamie. Druga to Pałac Sans-Souci w Milocie, zbudowany przez króla Henriego Christophe’a w latach 1810-13. Dwie rezydencje, będące świadectwem modernizacyjnych zmian: Prus wczesnego oświecenia i niepodległościowej rewolucji na Haiti oraz aspiracji dwóch władców. I fascynacji – w obu przypadkach – obcymi wzorami. Z Pałacem w Milocie wiąże się jeszcze jeden problem – kolonializmu. Naśladownictwo europejskich wzorów miało podkreślać odrębność Haitańczyków. Pompée Valentin Vastey, pisarz, polityk i królewski doradca, powiedział: „wzniesiony przez potomków Afrykanów, pokazuje, że nie straciliśmy architektonicznego smaku i geniuszu naszych przodków”.


Czytaj także: Piotr Kosiewski o biennale w Wenecji


Firelei Báez stworzyła też inną pracę, już w samym budynku Akademii. „For Marie-Louise Coidavid” – kolejny fragment, tym razem wnętrza pałacu – z kominkiem, szczątkami rokokowych sztukaterii oraz uszkodzonym portretem żony króla Henriego Christophe’a. Artystka nie tylko wraca do pamięci o czasach kolonialnych, ale też stawia pytanie o miejsce w niej kobiet.

Kolonialne dziedzictwo to jeden z kluczowych wątków tegorocznego Biennale. Jak podkreśla Gabi Ngcobo: „postkolonialne warunki są codzienną rzeczywistością miejsc, z których pochodzimy. To pewnego rodzaju codzienne negocjacje z duchami przeszłości, które powracają, by nawiedzać teraźniejszość”. Jednak samo Biennale nie jest manifestacją twórców o postkolonialnych korzeniach (i oni nie chcą być tak jedynie postrzegani). Jest raczej przypomnieniem, że żyjemy w postkolonialnej rzeczywistości. Świat, w tym Europa, są inne po tym doświadczeniu (co w Polsce nadal jest rzadko dostrzegane). Ta sytuacja wymusza przemyślenie m.in. dotychczasowych narracji o przeszłości, zwłaszcza pisanych z pozycji siły, posiadanej niegdyś władzy.

Jest jeszcze jedna, ważna perspektywa wpisana w Biennale: Berlina, jego historii i dnia dzisiejszego. Znaczący jest już sam wybór miejsc, w których zorganizowano wystawy. Jednym jest wspomniana już Akademia Sztuk Pięknych, założona w 1696 r. i będąca jedną z najstarszych instytucji kulturalnych w Europie. Drugim KW Institute for Contemporary Art (organizator Biennale), powstały zaraz po upadku muru berlińskiego i będący jednym z symboli nowego, kosmopolitycznego Berlina i nowych demokratycznych Niemiec. Trzecim zaś ZK/U – Center for Art and Urbanistics na terenie dawnej stacji kolejowej w berlińskiej dzielnicy Moabit – instytucja założona przed kilkoma laty i prowadzona przez kolektyw artystów. Te trzy miejsca to symbole trzech epok: formułującej się nowoczesności, globalizacji po 1989 roku i wreszcie świata czasu kryzysów.

Pojedyncze spojrzenia

Jeśli Biennale pokazuje zmierzch europocentryzmu, to jednocześnie – paradoksalnie – zdaje się przywracać znaczenie europejskiej kulturze. „Illusions Vol. II, Oedipus” Grady Kilomba, portugalskiej artystki o zachodnioafrykańskich korzeniach, to powrót do historii Edypa. Poszczególne sceny są odgrywane przez aktorów o wielu odcieniach skóry. Jednak sam mit pozostaje niezmieniony – jest to opowieść o miłości, pożądaniu, seksualności, zdradzie. Autorka kanonicznemu tekstowi przywraca znaczenie, pokazuje jego ponadczasowy wymiar – nie chce go jedynie pieczołowicie przechowywać na bibliotecznej półce, lecz na nowo odczytać i za jego pomocą stawiać pytania o współczesność.

Wbrew lękom rozmaitych konserwatystów, europejska tradycja nie ginie, lecz staje się częścią uniwersalnej opowieści, ważnej także dla tych, którzy swe korzenie mają w innych częściach świata. I być może ten proces – uznawania europejskiego dorobku za własny – tak naprawdę niepokoi obrońców „tradycyjnych europejskich wartości” i „tradycyjnej europejskiej kultury”. Oni bowiem nie potrafią im nadać aktualnego sensu. Tymczasem, jak parafrazowano na Biennale słowa zmarłej Niny Simone, kultura powinna być zawsze odzwierciedleniem czasu, w którym żyjemy. ©

Współpraca ROBERT ZAKRZEWSKI

10. BERLIŃSKIE BIENNALE SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ, Berlin, czynne do 18 września br. Kurator Gabi Ngcobo

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2018