Szorstka przyjaźń

Nowy gospodarz Białego Domu postrzega Unię Europejską przez pryzmat konkurencji w handlu. Ale dla wielu Amerykanów jest ona czymś znacznie więcej: gwarancją ich własnego bezpieczeństwa.

03.04.2017

Czyta się kilka minut

Na kilka dni przed zaprzysiężeniem na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Donald Trump ogłosił światu, że zjednoczona Europa to projekt przestarzały. Jego czas minął – stwierdził – zaś Ameryka nie będzie po nim płakać.

Swoją wypowiedź Trump „ozdobił” jeszcze atakiem na kanclerz Niemiec Angelę Merkel, nazywając jej decyzję o przyjęciu kilkuset tysięcy uchodźców „katastrofalną”. Według niego przyniesie ona tragiczne skutki zarówno w Europie, jak i w Ameryce. Potem parę razy wspomniał, że w handlu międzynarodowym nadeszły czasy protekcjonizmu, i że nie dość, że nie zgodzi się na żadne traktaty o wolnym handlu, to przyjdzie jeszcze czas na wprowadzenie zaporowych ceł na produkty z Europy. Kulminacją deklaracji nieufności Trumpa wobec Unii była nieudana wizyta Merkel w Waszyngtonie, podczas której – jak ujawniły kilka dni temu niemieckie media – amerykański prezydent miał oświadczył, że Niemcy są winne jego rodakom „ogromne sumy pieniędzy” za wieloletnią ochronę.

Czy słowa Trumpa to zapowiedź rewolucji w stabilnych dotąd relacjach europejsko-amerykańskich?

Stracą Stany...

– To jest geopolityczne samobójstwo – mówi „Tygodnikowi” Daniel Nexon, politolog z Uniwersytetu Georgetown. – Po wojnie, w oparciu o przymierze transatlantyckie, stworzono szereg paktów i sojuszy, które miały zabezpieczyć świat przed jej powtórką. GATT (Układ Ogólny w sprawie Taryf Celnych i Handlu), a potem Światowa Organizacja Handlu ochroniły wiele krajów przed szkodliwymi obciążeniami celnymi. ONZ pomagała bezkrwawo rozwiązywać konflikty, NATO chroniło swoich członków przed Związkiem Sowieckim, wreszcie: Unia Europejska okazała się wyjątkowym w dziejach partnerstwem.

Politolog z niepokojem patrzy na to, że Trump zdaje się postrzegać Unię Europejską wręcz jako wroga, a w najlepszym razie konkurenta Ameryki, stworzonego tylko po to, by toczyć wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi. I że dla nowego prezydenta stosunki międzynarodowe to gra o sumie zerowej. To radykalny zwrot w amerykańskiej polityce, gdyż niezadowolony z powodu Brexitu rząd Baracka Obamy robił wiele, aby zapobiec tendencjom odśrodkowym w Unii.

Wielu Amerykanów nie postrzega zjednoczonej Europy wyłącznie jako unii celnej, lecz jako „wspólnotę bezpieczeństwa”, geopolityczny twór, który dla nas dziś jest oczywistością, a jednak w stosunkach międzynarodowych to pakt bez precedensu.
– Dla Stanów Zjednoczonych to było niezwykle ważne, iż od traktatów rzymskich Niemcy i Francja nie były dla siebie zagrożeniem militarnym. Co więcej, jako spójny politycznie blok, którego członkowie wychodzili z założenia, że lepiej jest szukać podobieństw niż różnic, zachodnia Europa była najbardziej pewnym partnerem Waszyngtonu – mówi Nexon.

W wypowiedziach przedstawicieli nowej administracji trudno jednak o podobne opinie. Zaś w swojej krytyce Europy Trump zdaje się nie rozumieć, na czym polegają współczesne relacje gospodarcze. „Jeżeli BMW będzie chciało budować fabrykę w Meksyku, pozwolę im sprzedawać samochody w USA obciążone 35-procentowym podatkiem” – powiedział w jednym ze wspomnianych wywiadów. A przecież nie jest to część polityki wewnętrznej – BMW jest niemiecką firmą i w razie jej dyskryminacji zareaguje rząd w Berlinie, np. poprzez wprowadzenie bliźniaczych ceł na amerykańską produkcję.

– W epoce globalizacji nie można sobie tak po prostu straszyć głównego partnera w relacjach międzynarodowych, bo ten partner będzie potrzebny jak powietrze, kiedy przyjdzie walczyć z ewentualnym kryzysem ekonomicznym – komentuje dla „Tygodnika” prof. Dante Scala, politolog z Uniwersytetu New Hampshire. – W interesie Ameryki jest silna Europa. Silna militarnie, politycznie i ekonomicznie.

...zyska Rosja?

Jaki może być efekt polityki Trumpa – zakładając, że nie zostanie ona w najbliższym czasie zrewidowana? Daniel Nexon uważa, że amerykański prezydent, świadomie lub nie, pomaga Putinowi w restaurowaniu imperium rosyjskiego.

– Moskwa chce rozbić Europę, tworząc antagonistyczne sojusze kilku państw przeciw innym na gruzach Unii Europejskiej – zgadza się z tą diagnozą prof. Scala. – Jej ewentualnie odtworzona mocarstwowość opierać się ma na tym, że Europa stoi na bombie zegarowej. A to naprawdę jest sprzeczne z interesami Stanów Zjednoczonych, bo nie dość, że bez sojusznika numer jeden w postaci Brukseli spada pozycja Waszyngtonu, to wzrasta bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki.

Kryzys wspólnej waluty, Brexit i przepychanki przy okazji kryzysu migracyjnego już dowiodły, że Rosja się wzmacnia na nieporozumieniach w Europie. Nie jest to więc tylko political fiction. Europa z niepokojem czeka na skutki prezydentury Donalda Trumpa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017