Szkoła bez wtajemniczenia

Spór, jaki się toczy po decyzji rządu owliczaniu oceny zreligii do średniej, pokazał dobitnie, że obrona ideologicznych pozycji jest ważniejsza niż zdrowy rozsądek idobro uczniów. Czy istnieje jakieś racjonalne wyjście? Tak: elementy "katechezy wtajemniczenia, wktórych wymaga się religijnej żarliwości, muszą znaleźć swoje miejsce poza szkołą.

09.10.2007

Czyta się kilka minut

Fot. ARKADIUSZ WOJTASIEWICZ / Agencja Gazeta /
Fot. ARKADIUSZ WOJTASIEWICZ / Agencja Gazeta /

Przeciwnicy włączania ocen z religii do średniej sądzą, że nie można oceniać żarliwości czyjejś wiary. Czy jednak to wiara ma podlegać ocenie? Uważamy, że w toku nauki religii w szkole przekazywana powinna być tylko wiedza teologiczna: informacje na temat Biblii, historii Kościoła, koncepcji metafizycznych w chrześcijaństwie, nauki o moralności itd. Wiedzy tej nie należy utożsamiać z religioznawstwem, które w polskiej tradycji kojarzy się ponadto z marksistowską krytyką religii.

To, że wiedza przekazywana na lekcjach religii dotyczy tylko jednej tradycji (np. katolickiej, prawosławnej, protestanckiej), nie znaczy wcale, że nie może być oceniana. Z takiego przedmiotu oceny można i należy wystawiać. Nie należy jednak czynić przy tym dość groteskowych koncesji, do których stosowania przyznaje się ks. Zbigniew Paweł Maciejewski ("TP" nr 37/07). Cóż to za przedmiot, z którego niemożliwe jest wystawianie ("z miłości"!) ocen niedostatecznych na koniec semestru i roku? Jak poważnie traktować religię jako przedmiot szkolny, skoro jednym z kryteriów przyznania oceny celującej ma być (i to według oficjalnych dyrektyw Episkopatu) "przygotowanie liturgii Mszy świętej"?

Obaj skończyliśmy studia teologiczne i wiemy, że nikt nie wystawiał nam na egzaminach ocen z religijnej żarliwości, regularnego uczestnictwa w Eucharystii bądź też chrześcijańskiej moralności. Oceniana była nasza wiedza i tylko wiedza.

Wiadomo jednak, że nauczanie religii to coś więcej niż przekaz wiedzy teologicznej. Mówią o tym sami biskupi w dokumencie "Podstawa programowa katechezy Kościoła Katolickiego w Polsce: "Poza działalnością ewangelizacyjną skierowaną do niewierzących Kościół zwraca się z Dobrą Nowiną także do tych, którzy już uwierzyli i zdecydowali się należeć do Jezusa Chrystusa. W tym przypadku katecheza przejmuje funkcję wprowadzania w pełnię życia chrześcijańskiego. Nazywa się ją katechezą wtajemniczenia". Rodzi się jednak pytanie: czy może być ona tożsama z nauczaniem religii w szkołach?

Wtajemniczenie i wiedza

Szkoła przede wszystkim przekazuje wiedzę i trudno sobie wyobrazić, by w jej kontekście dokonywać się mogła "katecheza wtajemniczenia prowadząca do głębszej zażyłości z Jezusem", o którą z taką gorliwością walczy ks. Maciejewski. Powstają więc wątpliwości, czy owo "wtajemniczanie" może być poddawane ludzkim ocenom. Dała im wyraz Halina Bortnowska, pisząc, że ocenę z tak rozumianej katechezy mógłby wystawiać jedynie Bóg ("GW", 20.08.07). Takie stanowisko zajmuje zresztą i Kościół. Właściwym miejscem dla "katechezy wtajemniczenia" jest nie szkoła, lecz liturgia (o czym dobrze wiedzą prawosławni), grupy modlitewne, młodzieżowe ruchy kościelne. "Katechezę wtajemniczenia" być może inicjuje zdobywanie wiedzy religijnej w szkole, ale na pewno jej nie kończy.

Może już czas zdać sobie sprawę z rozdzielności szkolnych i katechetycznych celów. Religia w szkole ma sens jako przedmiot przekazujący wiedzę religijną. Powinien on być prowadzony na poziomie zdecydowanie wyższym niż dotychczasowy. W obecnym kształcie, o czym wiemy od wielu znajomych katechetów, lekcje religii przypominają (niezbyt zresztą udane) godziny wychowawcze. To pożywka dla stanowiska przeciwników oceny z religii, którzy postrzegają ją tylko przez pryzmat gry na gitarze, patrzenia sobie przy świecach w oczy i odmawiania Anioła Pańskiego.

Na niski poziom zajęć z religii w szkołach na pewno wpływają nie tylko niedostateczne kwalifikacje katechetów. Dziś wielu z nich skończyło studia teologiczne i z uprawianiem teologii wiąże swoje życie zawodowe (notabene: część z nich skończyła teologię na państwowych uniwersytetach). Problem stanowią przede wszystkim aprobowane przez Episkopat programy nauczania religii, w których nieudolnie próbuje się łączyć przekaz wiedzy teologicznej z "katechezą wtajemniczenia", czego wyraz na łamach "Tygodnika" dał ks. Maciejewski. Ten rasowy katecheta pisze, że powinno wymagać się od uczniów, by "poznali osobę Chrystusa, spotkali się z Nim i podjęli decyzję pójścia za Nim".

Cel niewątpliwie szczytny - tylko czy szkoła jest najwłaściwszym miejscem do jego osiągnięcia? Tym bardziej że ks. Maciejewski głębszą zażyłość z Chrystusem chce budować bez nauczania religijnej wiedzy. Jeśli jednak taki miałby być cel nauczania religii w szkole, to przeciwnicy jej wykładu w ramach powszechnego systemu edukacji mają rację, domagając się jej całkowitego usunięcia ze szkół. Stąd ks. Jacek Prusak ("TP" nr 35/07) słusznie pisze, że "w katechezie szkolnej trzeba położyć nacisk na wiedzę religijną, weryfikowalną poprzez wprowadzenie ocen, ponieważ dobry katolik to taki, który potrafi swoją wiarę uzasadnić, przyjmując postawę dialogu wobec myślących inaczej".

Dwie pieczenie

Brak rzetelnego wykładu teologicznego na lekcjach religii sprawia, że po kilkunastu latach obecności katechezy w szkole Polakom nadal brakuje podstawowych informacji z zakresu katolickiej teologii, co raz po raz potwierdzają wyniki socjologicznych badań. Nie można takiej religijnej ignorancji usprawiedliwiać dążeniami do głębszej zażyłości z Jezusem i, jak chce ks. Maciejewski, do budowania wspólnoty wiary, która możliwa jest "w szkole, więzieniu, w zakładowej stołówce". To zadanie "katechezy wtajemniczenia", a nie szkolnych zajęć edukacyjnych. Dla "katechezy wtajemniczenia" należy szukać innych form przekazu niż szkolny wykład; na lekcjach religii natomiast powinna być wykładana wiedza teologiczna, i to ona powinna być egzekwowana tak, jak znajomość historii, fizyki czy chemii.

Trzeba przy tym brać pod uwagę zdanie ludzi niewierzących. Wskazują oni słusznie na poważną anomalię - brak sprawiedliwości, związany z powszechną nauką religii w szkołach. Wiadomo, że nauczanie etyki, jako alternatywnego przedmiotu wobec religii, jest w większości polskich szkół fikcją. Taka sytuacja sprawia, że niewierzący postrzegają to jako przejaw dyskryminacji, który teraz byłby potęgowany już nie tylko przez obecność oceny z religii na świadectwie, ale przez włączenie jej do średniej (ci, co na religię nie chodzą, a alternatywnych zajęć z etyki nie mają, nie dostają żadnej oceny na świadectwie).

Jak zlikwidować tę niesprawiedliwość? Chcielibyśmy wrócić do pomysłu, kilka miesięcy temu rzucanego przez ministerialno-kościelne kręgi, ale bez merytorycznego uzasadnienia. Otóż uważamy, że druga godzina religii rzeczywiście powinna być zastąpiona w szkole obowiązkową dla wszystkich filozofią. Z konieczności pojawiliby się wtedy w szkole nauczyciele filozofii. Teraz trudno ich do niej ściągnąć, gdyż filozofii w programach nie ma, a rzadko spotykana etyka jest przedmiotem drugiej kategorii. Gdy pojawią się w szkole nauczyciele filozofii, będzie miał też kto uczyć etyki tych uczniów, którzy nie wybiorą religii.

Nie chcemy przez to powiedzieć, że druga godzina religii ma zniknąć. Inne elementy "katechezy wtajemniczenia", w których wymaga się w pierwszej kolejności religijnej żarliwości, muszą znaleźć swoje miejsce poza szkołą. I Kościołowi powinno zależeć na tym, aby na nowo ukształtować formy takiej pozaszkolnej katechezy - przez udział w liturgii czy modlitewne i dyskusyjne spotkania w salkach. Być może wtedy religia jako przedmiot ważny zyska właściwą sobie rangę w szkole, a misja katechizacyjna polskiego Kościoła względem młodzieży znajdzie swoje właściwe spełnienie.

Nie trzeba przy tym myśleć, że takie rozwiązanie byłoby wymierzone przeciwko Kościołowi. Trudno sobie wyobrazić opowiedzenie dziejów myśli zachodniej bez prezentowania koncepcji myślicieli chrześcijańskich - nawet gdyby robiły to osoby niewierzące. Uczniowie, poznając dzieje myśli zachodniej, zobaczyliby, jak kluczowym elementem cywilizacji europejskiej jest chrześcijaństwo. Krótko: i wilk byłby syty, i owca cała!

Sebastian Duda Jarosław Makowski są teologami i filozofami, członkami zespołu krakowskiego Centrum Kultury i Dialogu.

---ramka 545447|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2007