Szeptem do mnie mów

Czy prezydent i premier mówią jak liderzy? Czy biskup złe wieści podaje radośnie? Jak brzmią emocje w głosach polskich postaci życia publicznego? Co zostaje z głosu, gdy odjąć mu treść? - posłuchaj w serwisie Tygodnika. W nowym numerze TP rozmowa z dr. Krzysztofem Izdebskim, specjalistą od psychologii głosu, o tym, po co nam głos, dlaczego męczą nas trudne rozmowy i do którego ucha lepiej szeptać wyznania miłosne...

02.02.2011

Czyta się kilka minut

/ rys. Marek Tomasik /
/ rys. Marek Tomasik /

Każdy głos można rozłożyć na pierwiastki i wyeliminować z niego składnik semantyczny. Bada się dzięki temu, jak w głosie przejawiają się emocje. Specjalnie dla "Tygodnika Powszechnego" eksperyment taki przeprowadzili na polskich postaciach życia publicznego dr Krzysztof Izdebski, pochodzący z Polski specjalista od zaburzeń i psychologii głosu, profesor Uniwersytetu Stanforda, oraz dr Branka Zei-Pollermann, kierownik Vox Institute w Genewie, zajmująca się badaniami w zakresie psychologii społecznej i komunikacji werbalnej. Pozbawili oni wypowiedzi polityków i hierarchów warstwy semantycznej, a następnie przeanalizowali otrzymane dźwięki.

Posłuchaj politycznych emocji w stanie czystym!

Adres URL dla Zdalne wideo

Co jeszcze można zrobić z głosem ludzkim? Tylko w serwisie "Tygodnika Powszechnego" prezes PiS i premier w roli fortepianu, saksofonu i...

Michał Kuźmiński: Podsłuchuje Pan czasem z San Francisco polskich polityków?

Dr Krzysztof Izdebski: Czasem, gdy nie śpię. I gdy chcę, by coś złego mi się przyśniło.

Aż tak źle brzmią?

Jestem genetycznie źle nastawiony do polityków. Według mnie są to ludzie od reklamowania ludzkich marzeń albo strachu. I nawet jeśli cenią naród, którym kierują, sprzedają mu lipę. Ale dlatego właśnie słucham ich z zawodowego zainteresowania. Zajmuję się analizowaniem głosów z punktu widzenia medycyny, psychologii i neurologii. Wraz z moją koleżanką i współpracowniczką dr Branką Zei-Pollermann, która przez wiele lat pracowała w Genewie w Instytucie Emocji Ludzkich, badaliśmy emocjonalny kontekst mów politycznych - głównie u polityków amerykańskich, ale tę samą metodologię można zastosować do każdego.

Każdy głos można rozłożyć na pierwiastki i wyeliminować z niego kontekst semantyczny. W efekcie otrzymamy to, co jest generowane tylko przez struny głosowe: sygnał prozodyczny, czyli melodię wypowiedzi. Proszę zresztą posłuchać i powiedzieć, jakie wrażenie taka oczyszczona z tekstu mowa na panu robi. Odtworzę panu wypowiedź Johna McCaina [kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich w USA, 2008 r. - red.] mówiącego o swoich planach obniżenia podatków. To, co zostaje po komputerowej eliminacji składnika semantycznego, nazywamy hum. Jak to nazwać po polsku?

Mruczenie?

Doskonale. Tak brzmi więc emocjonalne mruczenie w wypowiedzi McCaina...

Brzmi jak monotonne pobrzękiwanie robota z wczesnych filmów science-fiction.

W tym rzecz! Pełna monotonia. Odtwarzamy to respondentom i pytamy o wrażenie. Odpowiedź brzmi: depresja. A to ciekawe, bo przecież McCain mówił o rzeczach pozytywnych, ale w taki sposób, że odbierano jego wiadomość jako negatywną, odrzucającą. A teraz proszę posłuchać oczyszczonego z kontekstu semantycznego głosu Baracka Obamy.

Tym razem brzmi to jak wesoły robocik, który próbuje śpiewać przy pomocy głosek "e-e-e".

To mruczenie jest totalnie inne: u słuchacza sprawia wrażenie pozytywne, budząc wewnętrzne zadowolenie, a nawet entuzjazm. A prezydent mówił tu o kontynuacji wojny i związanych z tym kosztach. Obama, nawet gdy dotyka tematów dla narodu kosztownych ekonomicznie i psychicznie, potrafi tak to przekazać, że ludzie odbiorą go pozytywnie ze względu na melodię wypowiedzi.

Dlatego, słuchając polskich polityków przez internet, szczególnie teraz, po ogłoszeniu raportu MAK, odnoszę wrażenie, że wypowiadają się w sposób nieciekawy, są zdenerwowani, zagubieni i zestresowani, zarówno liderzy jednej strony sceny politycznej, jak i drugiej (wypowiadam się o stylu, nie o terści). U jednego panuje niezwykła monotonia, cmokanie, szum wciąganego powietrza i brak entuzjazmu, choć mówi o zaufaniu, a drugi jest bardzo zdawkowy, szybki i nieco może "agresywny". Obydwaj, mówiąc na rozmaite tematy, brzmią jednakowo, a równość ta według mnie, ma się nijak do tego, o czym mówią.

A prezydent Komorowski? Gdyby zestaw jego wypowiedzi zredukował Pan do owego mruczenia, za każdym razem otrzymałby Pan pewnie identyczną melodię.

Tak jest, i bardzo chętnie taki eksperyment zrobię. To ten sam przypadek standaryzacji. Politycy uczą się stabilności wypowiedzi i wszystko mówią w ten sam sposób - bo pokazywanie emocji w tzw. środowiskach korporacyjnych nie jest pożądane. Taki jest trend. Spikerom telewizyjnym czy radiowym nie wolno nasycać wiadomości własnymi emocjami. Gdy się to zdarzy, mogą stracić pracę.

W Polsce ta reguła traktowana jest chyba luźniej. Było to słychać po 10 kwietnia, gdy prezenterzy przejęli wręcz rolę wyrazicieli emocji narodu. Ale czy to źle?

Absolutnie nie. Podobnie było w USA po 11 września. Źle byłoby w tak tragicznych momentach zatrzymać się na czystym komunikacie. W wyjątkowych chwilach reguły są przeciwskuteczne.

Jaki jest Pana ulubiony mówca?

Spośród politycznych mówców ideałem do tej pory pozostaje dla mnie Dr Martin Luther King. Analizowałem jego wypowiedzi kilka razy - abstrahując od semantyki, w jego wypowiedziach brzmiała czysta, erotyczna wręcz fascynacja wartością człowieka. Mówiąc, pokazywał własne uczucia do siebie, do narodu i do równości, w jego głosie słychać było zaangażowanie emocjonalne w sposób niezwykle przyjazny wobec słuchaczy.

Słuchacze odbierają przemowę z dwóch punktów widzenia: jej atrakcyjności i przyjemności, którą sprawia. Splot atrakcyjności i przyjemności (bądź nieprzyjemności) jest bardzo często wykorzystywany w reklamie radiowej, gdzie określonych typów głosów używa się do promowania danych towarów. Mam pacjentów pracujących jako reklamowi lektorzy, którzy często cierpią na pewne schorzenia aparatu głosowego, ale nie chcą, by je leczyć, bo daje im to duży dochód.

Nawet chory głos może brzmieć dobrze?

Oczywiście! Ale może być równocześnie przyczyną kłopotów, np. mężczyzn pociąga u kobiet głos chropowaty, nieco szepcący - a taki głos może mieć negatywne społecznie skutki, gdyż mężczyźni interpretują go jako seksualnie zaczepny. Jeśli atrakcyjna, młoda dziewczyna cierpi na schorzenie strun głosowych powodujące, że brzmi jak Marilyn Monroe, mężczyźni lgną do niej jak muchy, a to może też powodować konflikty.

Polscy księża mówią w bardzo charakterystyczny sposób, używają specyficznego tonu i zaśpiewu. Skąd to się bierze?

Głos kaznodziei - a używa on głosu tak, jak używa się go w reklamie: propaguje pewne wartości - związany jest zapewne z nurtem danej religii. W katolicyzmie dominuje strach przed karą wieczną, piekłem czy czyśćcem, jest poczucie grzechu i ciągłej winy. Głos katolicki jest więc często przepełniony smutkiem, brakuje w nim entuzjazmu. Nawet śpiew w kościołach jest zwykle smutny. Amerykańscy "Born Again Christians" głoszą radość na ziemi, ale też radość wieczną, zatem ich kaznodziejstwo jest angażujące, melodyczne, ekscytujące - taki religijny musical.

Mowy księży w Polsce są patetyczne i monotonne, w dodatku czasami dany kaznodzieja inaczej brzmi w telewizyjnym wywiadzie, a inaczej z ambony. Intonacja i modulacja ich głosu nie porywa słuchacza, przeciwnie, często może wprowadzać w stan depresyjny lub w nudę - tak to odbieram, słuchając kazań w Polsce.

Czy to prawda, że homo sapiens ma najbardziej rozwinięty instrument głosu?

Tak, jako najwyżej rozwinięte zwierzę, dysponujemy najbardziej rozwiniętym systemem głosowym. Jako jedyne ssaki mamy tak bardzo skomplikowaną technologię strun głosowych.

Skąd się nam wzięły? Straciliśmy sierść (do jeżenia) i ogon (do machania), więc musiał nam wyewoluować inny instrument komunikacji?

Struny głosowe wykształciły się ze swoistego "szlabanu" blokującego dostęp do płuc wszystkiemu innemu poza powietrzem. Potrafią się one bardzo szybko zamykać - według naszych badań zamykają się szybciej niż oczy, to najszybszy odruch człowieka. Ich zamknięcie, jeśli wynika ze stymulacji mózgowej, trwa 120 milisekund, jeśli z rdzenia - ok. 30 milisekund. Strun głosowych właściwie nie można zmęczyć. Ale ich ewolucja pozostaje niezrozumiała. Niektórzy uważają, że ich wykształcenie się wynikło z potrzeby rozdzielenia w mózgu motorycznych funkcji jedzenia i oddychania, ale tak naprawdę można tu tylko spekulować.

Pewne jest tylko, że kiedyś homo sapiens wydał dźwięk, być może onomatopeję, i od tego momentu zaczęła się rozwijać mowa.

Dlaczego właściwie strach wyrażamy krzycząc, intymność - szepcąc itd.?

To nie takie proste - krzyczeć możemy także ze szczęścia czy bólu. Czasem też ze strachu nie możemy dobyć głosu i tak dalej. Emocja w izolacji od kontekstu jest nieważna, kontekst jest wynikiem bodźców wewnętrznych, a w mózgu mamy zakodowany ich wielki inwentarz. Gdzieś w trakcie ewolucji powstały ich uniwersalne wzorce, umożliwiające zrozumienie. Mamy je zakodowane i odczytujemy jako sygnał danego stanu.

Jak w naszym głosie pojawiają się emocje?

Struny głosowe to bardzo skomplikowane mięśnie i do dziś właściwie słabo rozumiemy, jak one działają. Pokryte są membraną, a między nią i samym mięśniem jest przestrzeń, która zezwala na jej falowania, oscylacje, i po rezonansie w tubie, jaką jest krtań, określa brzmienie głosu. Taka konstrukcja pozwala nam na wydawanie właściwie nieskończonej ilości dźwięków. Tylu, ile człowiek, nie umie wydać żadne inne stworzenie. Głos człowieka rozciąga się od 30 do 2500-3000 Hz. To niesamowita rozpiętość, w dodatku nie zawsze linearna, niekiedy logarytmiczna.

Wydawanie dźwięków regulowane jest przez motoryczny system mózgu - w momencie, gdy w głos wkładamy ładunek języka, część wiadomości przechodzi w mózgu przez ośrodek odpowiadający za emocje, który, można powiedzieć, koloruje treść naszej wypowiedzi. Owa koloryzacja, czy też nakładanie prozodii, jest wynikiem noszonych przez nas emocji. Sposobów wypowiadania się jest więc tyle, ilu jest ludzi na świecie. Oczywiście, istnieją wspomniane uniwersalia zrozumiałe dla wszystkich: szczęście, smutek, złość, obrzydzenie, zdziwienie itd.

Każdy człowiek, nawet dziecko, potrafi określić, jaką emocją będzie się kierowała rozmowa, już po jej pierwszych 300 milisekundach. Mamy więc w mózgu detektor nastroju mowy, ale wciąż nie potrafimy naukowo wyjaśnić, jak on działa.

Dodatkowa komplikacja polega na tym, że z emocjami łączy się też brzmienie poszczególnych języków. Bywa to źródłem nieporozumień.

Jak w przypadku tzw. communication span, czyli przerw między turami dialogu? Amerykanin w rozmowie ze Skandynawem czuje niepokój, gdyż u tego ostatniego owe odstępy są dużo dłuższe, co ochładza konwersację.

Przerwa w strumieniu mowy jest bardzo ważna. Umiejętność jej kontrolowania jest ogromnie istotnym instrumentem oratorskim. Równie ważne jest kontrolowanie wartości ostatniego dźwięku tuż przed przerwą i pierwszego tuż po niej. Jakość dźwięku zaczynająca i kończąca przerwę jest niezwykle istotna dla rozpoznania przez słuchacza ładunku emocjonalnego mowy. Nasze badania wykazywały też, że ludzie wielojęzyczni, posługując się mową nawet bardzo odległą od języka matczynego (jakoś nie lubię wyrażenia "język ojczysty", uważam, że język jest matczyny), jeśli znają go bardzo dobrze, włącznie z wszystkimi niuansami semantycznymi, to wówczas nie pojawia się u nich różnica między podstawowym tonem głosu w języku pierwotnym i nabytym.

Im zaś człowiek mniej zdolny do wypowiadania się w danym języku, tym bardziej słychać to w tonie podstawowym: zmienia się napięcie strun głosowych, co wyraża stres i nerwowość mówiącego. Zaczyna on mówić szybciej, głośniej i wyżej. Słychać to w organizacjach międzynarodowych, jak NATO czy Unia Europejska, które są istnymi wieżami Babel. Przedstawiciele różnych narodów, chcąc być neutralnymi, starają się tam mówić w obcych językach, co już z góry wnosi do komunikacji ową nerwowość.

Włada Pan 24 językami. W którym czuje się Pan emocjonalnie najlepiej?

Że władam - to przesada. Ale uczyłem się chyba nawet większej ich liczby. Wychowałem się w Polsce, potem mieszkałem w Szwecji, następnie w wielu innych krajach, i to, w jakim języku chcę się wyrazić, zależy od tego, o czym myślę i mówię. Czasami wydaje mi się, że nie ma lepszej wypowiedzi niż "szczęśliwy Szczepan" - to polskie szeleszczenie jest dla mnie niezwykle miłe i dotyka mojej kulturowej emocji.

Lingwistycznie jestem kosmopolitą, ale emocjonalnie - Polakiem. W przypadku wyrażeń, których nie znałem ze swojego polskiego wychowania, łatwiej mi się wypowiedzieć w innych językach. Wyrażeń uczuciowych nauczyłem się od mojej babci i mamy jako dziecko, ale były one zupełnie bezużyteczne dla dorosłego człowieka - nigdy nie wyznawałem więc miłości w języku polskim.

Język angielski wydaje się bardzo konkretny, polskie wypowiedzi w porównaniu z nim wymagają opisowości, rozwlekłości. Czy język, w którym się wychowujemy, wpływa na nasz sposób myślenia?

Oczywiście, jest z nim ściśle związany. Trafiłem kiedyś na wywiad z Joanną Pacułą dla pisma "Pani", która opowiadała, że mimo wieloletniej pracy w języku angielskim, wciąż cieszy się i złości po polsku. Wyuczone w matczynym języku określenia wrażeń i emocji zawsze pozostaną w nas jako pierwotne. Wkodowane są w mózg i wyrażają prawdziwość naszych odczuć. Na Uniwersytecie Stanforda pracuje psycholog Alfred Bandura, który specjalizuje się w rozwiązywaniu konfliktów międzynarodowych. Otóż opowiada on zwaśnionym przywódcom... baśnie z ich dzieciństwa. Chodzi o to, by sprowadzić ich do momentu szczęśliwości.

Dzięki tzw. funkcjonalnemu rezonansowi magnetycznemu można dziś niezwykle dokładnie badać mózg - i zobaczyć, że zupełnie inaczej reaguje on w trakcie słuchania spółgłosek, a inaczej samogłosek. Stąd może się brać przełożenie brzmienia języka na naszą emocjonalność i sposób myślenia.

Wielkie ludzkie namiętności tkwią nie tylko w treści, ale i brzmieniu?

Naukowcy z uniwersytetu w Nowym Jorku dowiedli, że mężczyźni są nastawieni bardziej wizualnie, kobiety zaś nastawiają się na głos, który niesie dla nich konotację wartości reprodukcyjnej. Jest on współczynnikiem męskości. Być może wynika to z tego, że w nocy nie widać, z kim się jest, ale można partnera usłyszeć?

Poza tym, to głosem, a nie wizualnością, nawołuje się do wojny i pokoju. Często się mówi, że w sukcesie Hitlera miała udział popularyzacja nagrań dźwiękowych.

Da się po głosie poznać kłamstwo?

Od starożytności istnieje koncept idealnego kłamcy. Według fizjologii kłamstwa - bo coś takiego istnieje - da się rozpoznać w zachowaniu ludzkim czynniki znamionujące kłamstwo. Zachodzą zmiany w mimice, gestach, pozycji ciała, ale też w głosie: następuje albo przyspieszenie tempa, albo podniesienie tonu lub głośności, wreszcie kombinacje wszystkich trzech. Pytanie brzmi, czy wszyscy potrafimy te minimalne różnice wychwycić. Moim zdaniem można się tego nauczyć. Natomiast nigdy nie zgodziłbym się analizować głosu pod kątem kłamstwa jako biegły sądowy w oskarżeniu. Co innego w obronie. Zawsze istnieje bowiem 1-2 procent niepewności.

Rozmawiamy przez Skype, dzielą nas tysiące kilometrów, a słyszymy się doskonale. Zastanawiam się nad losami ludzkiego głosu w czasach, gdy coraz więcej naszej komunikacji odbywa się na piśmie. W dodatku na czacie bądź w mailu piszemy niedbale, językiem prawie mówionym, czyli udajemy, że rozmawiamy. Jakie cała ta rewolucja komunikacyjna ma dla nas konsekwencje?

Na czatach i w wiadomościach tekstowych, za sprawą rozmaitych skrótów, zyskuje się szybkość, ale gubi się całą erotykę pisania. Ma to naprawdę zły wpływ na rozwój zrozumienia między ludźmi. Zapośredniczenie naszej komunikacji przez niewizualne media, to jakby równoczesne izolowanie i zbliżanie się. Czyli próba rozmowy przez ścianę. Taka komunikacja dla jej partnerów jest dużo bardziej nerwowa - choćby dlatego że nie wiemy, co nasz rozmówca robi. Owszem, mając dobre ucho czy "detektor" w mózgu, można to zgadnąć lub odczytać z dużą pewnością.

Co także ważne, nasz głos w połączeniach cyfrowych nie jest transmitowany w całości; jest pokawałkowany i filtrowany. Telefony komórkowe bardzo zniekształcają głos. Przypomina to oglądanie świata przez wizjer czołgu. Tak jak tam znaczna część obrazu jest niewidoczna, tak telefon komórkowy wycina z naszego głosu część jego pasma. Brakującą część musimy sobie dopełnić w mózgu - i tak się dzieje, nasz mózg potrafi dopowiedzieć sobie to z treści informacji. Ale jeśli dodamy do tego przerywanie połączenia i rozmaite szumy, naprawdę trudno się zrozumieć. To wprowadza napięcie, pojawia się stres, a gdy człowiek jest zestresowany, jego percepcja się obniża.

Zajmuje się Pan leczeniem głosu. Na co cierpią najczęściej głosy ludzi XXI wieku? Na przegadanie?

Zależy to od uprawianego zawodu. Nauczyciele czy ludzie muszący mówić osiem godzin dziennie mają większe szanse na zmęczenie głosu prowadzące do zmian fizjologicznych, niż ludzie mówiący mniej. Ale mam też pacjentów-trapistów, którzy składali śluby milczenia, a ich głosy także chorują - cierpią oni na schorzenia wewnętrzne, czyli niebiorące się z czynników środowiskowych. Nad tymi nie mamy kontroli, ale nad pierwszymi, zewnętrznymi - tak. Zależą one bowiem od akustyki głosu i otoczenia, w którym się pracuje. Jeśli używa się głosu przez kilka godzin w szkole, czyli w pomieszczeniu o tzw. żywej akustyce, gdzie są szyby, cement, twarde powierzchnie - wówczas trzeba mówić głośniej, w miarę mówienia traci się nawilżenie strun głosowych, powstaje tarcie, powoduje ono ciepło, a to z kolei - zmiany w membranach.

Najbardziej szkodliwe są zmiany wirusowe lub spowodowane uderzeniem: pasa bezpieczeństwa w aucie, piłki, wskutek upadku itd. Te wirusowe bardzo trudno wyleczyć, a te od uderzenia są właściwie nieuleczalne.

Czy możliwa jest operacja plastyczna głosu?

Naturalnie. Struny głosowe można skrócić lub przedłużyć, pogrubić lub uczynić cieńszymi. Można coś z nich wyciąć, coś do nich wstrzyknąć itd. Da się zmienić głos nie do poznania. Czy są natomiast ludzie, którzy nie lubią swojego głosu i za pomocą operacji plastycznej chcieliby go zmienić? Owszem, powoli się już pojawiają. Ale głos jest przecież wizytówką człowieka. Co pan czuje, stając rano przed lustrem i widząc siwy włos? Przerażenie. A co dopiero, gdyby nagle zmienił się panu głos? Można doznać poważnego szoku. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, jak brzmimy, to część nas samych.

Nikogo nie dziwią dziś przeszczepy serca. Natomiast przeszczep strun głosowych - a pracowałem nad tym przez pewien czas - okazuje się właściwie niemożliwy i ze względu na potrzebę aplikowania leków immunosupresyjnych do końca życia - niepraktyczny, mimo że w USA zrobiono już dwie takie operacje, a w Europie jedną. Wielu ludzi traci struny głosowe z powodu raka. Wycina się je i umieszcza w ich miejscu tzw. sztuczne struny: wykonuje się otwór między tchawicą a przełykiem, w którym umieszcza się zawór z silikonu. Nie pozwala on, by cokolwiek ciekło z przełyku do tchawicy, w przeciwnym kierunku zaś może przechodzić powietrze. Przełyk może wtedy wibrować i wytwarzać głos. Bywa on niekiedy bardzo dobrej jakości, częściej jednak brzmi mniej naturalnie, ale jest o wiele bardziej ludzki niż zastępczy głos elektroniczny. Ów głos przełykowy nie zawsze musi być monotonny, do pewnego stopnia możliwa jest prozodia, ale po takim wszczepie obniża się możliwość wypowiadania prozodii w językach, w których dla zrozumienia danego wyrazu istotna jest tonacja semantyczna.

Natomiast technologia pozwala już dziś na niezwykłej jakości komputerową syntezę głosu. Doskonale radzą sobie z tym Japończycy, którzy mają dziś automatycznych śpiewaków. Ale istnieje też już polski sztuczny głos. Oto, jak brzmi: dobrze i nawet bardzo kobieco.

Brzmi rzeczywiście wiarygodnie, ale raczej jak wystudiowany głos lektora telewizyjnego. Jest zbyt poprawny.

Niezłe, prawda? Ale gdy się kilka razy przysłuchać, można rozpoznać, że to głos sztuczny, a to właśnie za sprawą emocji. Bo program generuje komponent emocjonalny na podstawie danych dostarczanych przez aktorów.

Między śpiewaczką operową a piosenkarką pop różnice są ogromne, ale wśród jednych i drugich umiemy wskazać głosy piękne. Kiedy uznajemy głos za piękny?

Odbieramy głos jako muzykę. A jeśli tak, to gdy sprawia nam on przyjemność, pojawia się udokumentowane naukowo wrażenie "dreszczy w krzyżu". To zaś, który głos uznamy za piękną muzykę, a który nie, jest już czysto indywidualnym wrażeniem.

Głos operowy jest trenowany do śpiewu wyłącznie akustycznego, niewzmocnionego przez mikrofon. Zadanie śpiewaka jest straszne: przed nim, w kanale dla orkiestry grają trąby i bębny, a on musi się przebić i trafić do ostatniego słuchacza na górnej galerii. Dlatego śpiewak operowy moduluje długość swojego instrumentu akustycznego poprzez podnoszenie i obniżanie poziomu strun głosowych względem ust. Niektórzy potrafią obniżyć je aż o osiem centymetrów, prawie jak w puzonie. Wokaliści korzystający z mikrofonów, śpiewają w zupełnie inny sposób. Ich głos nie musi być tak wykształcony.

To, który głos uznajemy za piękny, zależy moim zdaniem od tego, jak dany człowiek odbierał głos mamy, babci czy ojca, i który z nich był dla niego głosem miłym. To wzorzec głosu uznawanego za piękny, przy czym wcale nie musi to być zarazem głos atrakcyjny: wokaliści heavy-metalowi prawie nie używają strun głosowych, lecz fałd głosowych znajdujących się nad strunami, i to też się niektórym podoba... i to nawet bardzo.

Jak dbać o głos, żeby był dla nas użyteczniejszy, a dla otoczenia przyjemniejszy?

Na trening głosu trzeba patrzeć jak na ćwiczenie fizyczne. Z emisją głosu wiąże się fizjologiczny koszt. Mówiąc, można spalać kalorie. Jeśli ta fizyczna praca wykonywana jest w warunkach, które nie odpowiadają fizycznej kondycji mówiącego, szybko się on zmęczy. Jeśli nie potrafi kontrolować swoich emocji, głos będzie mniej swobodny, bardziej krzykliwy. Głos można wytrenować, ale tak jak przy jeździe figurowej, nie da się tego osiągnąć w jeden dzień.

Trenując, trzeba pamiętać o rozkładaniu siły na wszystkie podsystemy, które tworzą głos, a nie tylko koncentrować się na strunach głosowych. A zatem: oddech - nie za dużo ani nie za mało powietrza w płucach; dalej optymalne zbalansowanie pozycji ciała - siedząc i mówiąc, szybko się męczymy. Ludzie niscy, gdy mówią do wyższych, też się męczą, bo mówienie "w górę" jest niekorzystne. Każde drobne odchylenie powierzchni ciała od pionu całkowicie zmienia całą fizjologię oddechu i mowy. Do tego dochodzi odpowiednie ustawienie ust, języka, podniebienia, przepony... Współpracować ze sobą musi ponad 300 mięśni!

Gdzieś na końcu jest jeszcze kwestia tego, co się mówi.

To kolejny koszt - temat trzeba ubrać w słowa, a jak dowodzą badania, zanim wypowiemy jakiekolwiek zdanie, konstruujemy je w głowie. Zdanie takie ma określoną wartość nie tylko komunikacyjną, ale też emocjonalną i semantyczną. Nie bez przyczyny niektóre tematy nazywamy ciężkimi, a inne lekkimi. Różnią się one składem spółgłosek, samogłosek, prozodii. Wszystko to pociąga za sobą fizyczny koszt. Dlatego trudne rozmowy bardziej nas męczą niż pogawędka o pogodzie.

Co więc Pan zaleca jako terapeuta głosu?

Mówić starannie, w dobrej pozycji, i niekoniecznie zawsze o rzeczach trudnych i ważnych. Zmiana tematu jest dla higieny naszej mowy bardzo korzystna. A słuchać warto zawsze do lewego ucha. Znacznie lepiej niż prawe odbiera ono niuanse emocjonalne i kolorystyczne głosu. Rozmawiając z partnerem, warto szeptać do lewego ucha - mniej będzie nieporozumień.

Dr KRZYSZTOF IZDEBSKI jest specjalistą od patofizjologii, zaburzeń i psychologii głosu. Zajmuje się badaniami naukowymi głosu, leczeniem jego schorzeń oraz badaniami nad emocjami w głosie ludzkim. Jest założycielem i przewodniczącym Pacific Voice and Speech Foundation, organizacji pozarządowej zajmującej się schorzeniami głosu i mowy, profesorem na Wydziale Otolaryngologii i Chirurgii Głowy i Szyi w Klinice Uniwersytetu Stanforda, skarbnikiem Światowego Konsorcjum Głosu, członkiem naukowym Brain Plasticity Institute, doradcą naukowym na wydziale Bioinżynierii Jezuickiego Katolickiego Uniwersytetu Santa Clara w Kalifornii. Prowadzi prywatną praktykę w San Francisco. Regularnie wykłada w Europie, Azji i Ameryce Południowej i jest autorem wielu publikacji naukowych. Hobby: studiuje języki, zbiera polonica i czasami pracuje jako dyskdżokej w lokalnym radiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2011