Jerzy Turowicz. Szef

Życie pełne spotkań było zapewne jednym z kluczy do sukcesu redagowanego przezeń pisma – i tego, że w ciągu ponad pół wieku kierowania „Tygodnikiem” przyciągnął kilka pokoleń znakomitych autorek i autorów, wśród których był zarówno przyszły papież, jak i przyszli nobliści.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Jerzy Turowicz/ ARCHIWUM „TP” /
Jerzy Turowicz / Archiwum „TP”

Miał 33 lata, kiedy w 1945 roku zostawał redaktorem naczelnym „Tygodnika Powszechnego” – i 41 lat, kiedy stracił tę pracę (jak się wtedy wydawało: na zawsze), bo władze komunistycznej Polski zdecydowały o zamknięciu pisma po odmowie wydrukowania odredakcyjnego pożegnania Stalina.

Żonaty z Anną z Gąsiorowskich, był ojcem trzech córek. Kiedy pismo powstawało, Elżbieta i Joanna miały cztery i pięć lat, Magdalena przyszła na świat dwa lata później. Prowadził zawsze otwarty dom: kiedy w latach 60. jego lokatorem został ks. Adam Boniecki, przez kolejnych osiem lat ściągał na spotkania młodzież z prowadzonego przez siebie – bynajmniej nie cichego i pobożnego – duszpasterstwa akademickiego (gdy Boniecki wyjeżdżał za granicę, w trakcie pożegnalnej imprezy w czteropokojowym mieszkaniu Turowiczów zebrało się ponad sto osób). 

Wcześniej w zajmowanym przez ks. Adama pokoju mieszkał fotografik Wojciech Plewiński z żoną i synem, jeszcze wcześniej ks. Franciszek Macharski z bratem. A oprócz domowników, na trzecie piętro kamienicy przy Lenartowicza regularnie wdrapywali się goście, domowa księga zaś, do której się wpisywali na pamiątkę wizyty, z czasem stawała się pomnikiem polskiej i europejskiej kultury. Starannie prowadzone przez Turowicza kalendarze wypełnione były świadectwami aktywności zgoła innych niż redagowanie i pisanie tekstów, nie zawsze zresztą fundamentalnych i na lata kształtujących linie „TP”, bo lubił również małe formy, felietony i polemiki. Roi się w nich od zapisków o wernisażach, koncertach i premierach, podróżach po świecie (uwielbiał je i przysyłał z nich wielostronicowe listy) czy odwiedzinach u przyjaciół, a także – last but not least – celebracjach liturgicznych, gdyż, jak mówił Jackowi Żakowskiemu w wywiadzie rzece „Trzy ćwiartki wieku”: „Msza święta jest centralną sprawą w moim życiu”.

„Turowicz na wszystkim się zna, na wszystkie imprezy chodzi, także na muzyczne, wszystko czyta. A ile on w kościele czasu traci!” – próbował uchwycić fenomen Szefa felietonista „TP” Stefan Kisielewski.

Życie pełne spotkań było zapewne jednym z kluczy do sukcesu redagowanego przezeń pisma – i tego, że w ciągu ponad pół wieku kierowania „Tygodnikiem” przyciągnął kilka pokoleń znakomitych autorek i autorów, wśród których był zarówno przyszły papież, jak i przyszli nobliści. Przyciągnął – wypada dodać – także przestrzenią, jaką wokół siebie zostawiał. Tym, że podczas wszystkich tych spotkań (ale też na zebraniach redakcji) mówił mało, pozwalając wypowiedzieć się innym. Tym, że był tak bardzo ciekaw tego, kim są i co mają do powiedzenia. Oraz tym, że – jak pisała o nim Joanna Olczak-Ronikier, przyjaciółka z Piwnicy pod Baranami – „nawet kiedy sam mówił o sprawach najbardziej poważnych i zatrważających, uśmiechał się. Jakby chciał słuchających uspokoić. Dodać im otuchy”. „Przystojny brunet o aksamitnym tembrze głosu, nawet w ciemnych oczach pojawiał się jakiś miękki wyraz – dodawała Janina Kraupe-Świderska, malarka z Grupy Krakowskiej, która spotykała go podczas prób w teatrze Kantora. – Co rzadko się zdarza u mężczyzn, nie było w nim agresji ani szorstkości.

Był uważny: skupiony na rozmówcy, czuło się, ze przyjmuje go takim, jaki jest”. „Mogłoby się wydawać, ze naturalnym jego żywiołem jest cisza” – podsumowywał Jan Józef Szczepański, pisarz i przyjaciel Turowicza jeszcze z czasów okupacji (po wyjściu z lasu ukrywał się w majątku teściowej przyszłego naczelnego w podkrakowskich Goszycach). A jego wieloletni zastępca Krzysztof Kozłowski mówił nad trumną Szefa, że był nieśmiały i życiowo niezaradny.

Dla ostatniego pokolenia pamiętających go redaktorów „Tygodnika” był człowiekiem, w którym – jak pisał jeden z jego następców, Piotr Mucharski – „zwyczajna dobroć zmieszana była z czymś twardym, nieugiętym, zasadniczym. Stad pewnie nasz respekt, z poczucia, że ten wolny człowiek służy czemuś więcej niż sobie, jakimś sprawom wyższym i nieodgadnionym, że jest ich sługą, ale jest to służba, która właśnie jakąś wyższą formą wolności go obdarowuje”. Ta wyższa forma wolności pozwalała mu zaczynać dzień od „Ulicy Sezamkowej”, kończyć na premierze „Tajemniczego ogrodu” Agnieszki Holland, a w międzyczasie w trakcie jakiegoś nie najciekawszego przyjęcia grać z żoną w „łapki” – i redagować najważniejsze pismo między Łabą a Władywostokiem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Historia 1/2020