Szczygieł bez skrzydeł

„Krzywdę robią!” – zakrzyknęła recenzentka w obronie atakowanej „szczególnie w Polsce” powieści Donny Tartt „Szczygieł”. Zostałem wywołany, choć nie po nazwisku, proszę więc i mnie wysłuchać.

18.07.2015

Czyta się kilka minut

Tekst Beaty Chomątowskiej („Szczygieł z podciętymi skrzydłami”, „TP” nr 28) dyskusji nie ułatwia, gdyż autorka nie pisze o powieści, której wyróżnienie Nagrodą Pulitzera wywołało liczne głosy sprzeciwu, ale komentuje polskie na nią reakcje. Na krytykach krajowych (bo amerykańskich rozgrzesza) nie zostawia suchej nitki, co przychodzi jej bez problemu, ponieważ jej tekst polemikę jedynie udaje. Jedną z metod jest przywoływanie głosów adwersarzy tak, by z ich argumentacji pozostał łatwy do obalenia strzęp. Argumenty trudne do obrony? Najlepiej przemilczeć. Metoda druga, radykalniejsza, to powoływanie do życia fikcyjnych (więc, oczywiście, anonimowych) adwersarzy, tak by móc w fingowanym z nimi sporze wypowiedzieć swoje poglądy: w Polsce niszczy się literaturę środka, a tym samym (to już zarzut karalny) niszczy się i tak już rachityczne czytelnictwo w narodzie. Kto niszczy? Krytyka niszczy.

„Szczygła” nie poważam, ale nie dlatego, że jest powieścią środka. „Szczygieł” jest dla mnie powieścią po prostu nudną, pretensjonalną, niedopracowaną i utkaną ze zwietrzałych stereotypów (spójrzmy tylko, jak przedstawieni są w niej Rosjanie). Piszę „dla mnie”, bo dla Beaty Chomątowskiej może być arcydziełem – kwestia gustu. Nigdzie ani ja, ani chyba nikt ze znanych mi recenzentów nie stawiał równania, że powieść jest obszerna, a więc przegadana. Ta powieść rzeczywiście jest przegadana, a że przy okazji jest także obszerna, czy w twardych okładkach wydana, to rzecz drugorzędna. „Szczygła” nie czyta się dobrze, „Szczygła” czyta się mozolnie. Proszę więc nie nadużywać autorytetu Hitchcocka. Recenzentka przywołuje tego mistrza suspensu, gdyż według niej powieść Tartt zaczyna się zgodnie z jego formułą – trzęsieniem ziemi. Świetnie, tylko że Hitchcock na tym nie poprzestał – jego formuła ma drugą część, która dopiero czyni z niej bezcenny aforyzm: „a potem napięcie powinno rosnąć”. U Tartt po początkowym trzęsieniu ziemi napięcia nie uświadczymy, a już tym bardziej jego wzrostu. „Szczygłowi” skrzydeł nie zamierzałem podcinać, bo „Szczygieł” skrzydeł nie ma.

Chciałbym zapytać, gdzie autorka znalazła zarzut, że książka jest zła, bo się ją dobrze czyta. Sądzę, że tu kryje się tajemnica tej dziwnej recenzji-nierecenzji. Zarzut łatwej lektury potrzebny był do tego, by powiedzieć, że w Polsce nie ma „dobrze czytających się”, „przystępnych” powieści. Że niby nie powstaje w Polsce literatura środka, bo tacy, jak niżej podpisany, podcinają polskim autorom skrzydła. Otóż śpieszę donieść, że literatura środka ma się w Polsce dobrze, może wyśmienicie, i że jest to często bardzo dobra literatura środka. Aż wstyd mi przypominać w tym miejscu o polskiej fantastyce czy powieściach kryminalnych. Co więcej, spora część literatury, która w Polsce uchodzi za pisarstwo wyrafinowane, jest tak naprawdę porządną literaturą środka. Chciałbym uspokoić też Chomątowską, że równie dobrze ma się literatura środka niższych lotów (albo taka, którą za podrzędną sam uważam) – vide Wiśniewski czy Grochola. Wysokie nakłady, adaptacje filmowe, celebrycka sława autorów. Skąd więc ten lament? Ani Wiśniewski, ani Grochola nie przestaną pisać dlatego, że Jarniewicz opublikuje krytyczną recenzję ze „Szczygła”.

Niedobrze, jeśli pod pozorem obrony polskiego czytelnictwa chce się zamknąć usta recenzentom krytycznie oceniającym światowe bestsellery. Niedobrze, jeśli pojęcie „literatura środka” ma być przyzwoleniem na literaturę źle napisaną albo jej synonimem. Beata Chomątowska pisze, że gdybyśmy nie zaczytywali się wcześniej powieściami Verne’a i Dumasa, to być może nie sięgnęlibyśmy później po Manna i Nabokova. Zestawienie Tartt z Dumasem i Verne’em uważam za nadużycie, bo amerykańskiej autorce daleko do ich wyczucia powieściowego medium. Lektura Dumasa, zgoda, może poprowadzić do Nabokova, ale lektura „Pięćdziesięciu twarzy Greya” – już raczej nie. Tak jak słuchanie Britney Spears nie zaprowadzi nas do Szostakowicza. Przepraszam, ale ja w to nie wierzę. To są, w moim skromnym mniemaniu, mrzonki. ©

Przeczytaj tekst Beaty Chomątowskiej "Szczygieł z podciętymi skrzydłami”, z którym polemizuje Jerzy Jarniewicz.

JERZY JARNIEWICZ jest poetą, krytykiem literackim i tłumaczem. Właśnie ukazał się w jego przekładzie „Hotel Finna” Jamesa Joyce’a.
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jerzy Jarniewicz - polski filolog angielski, profesor nauk humanistycznych (2015), poeta, krytyk literacki i tłumacz (głównie literatury anglojęzycznej, m.in. Jamesa Joyce’a, Philipa Rotha, Craiga Raine’a).

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2015