Szczęśliwa epoka

Nie akceptuję języka pogardy dla współczesnej Polski, a zwłaszcza III Rzeczypospolitej. Nie żyjemy w "Rywinlandzie" ani w "Dolinie Nicości" - pisze Aleksander Hall

05.08.2008

Czyta się kilka minut

Sandomierz, lipiec 2008 r. /fot. Michał Kuźmiński /
Sandomierz, lipiec 2008 r. /fot. Michał Kuźmiński /

Dziwny klimat duchowy panuje obecnie w Polsce. Radzimy sobie nieźle i bez kompleksów w Unii Europejskiej i w ogromnej większości jesteśmy zadowoleni, że w niej jesteśmy. Polska gospodarka ma się zupełnie nieźle, a silna złotówka powoduje, że powoli zapominamy o czasach, w których będąc na Zachodzie musieliśmy liczyć się z każdym wydatkiem, a praca w Stanach Zjednoczonych kojarzyła się z "eldorado". Nasza demokracja mogłaby oczywiście działać lepiej, a nasze państwo - być sprawniejsze, ale w swej większości nie czujemy, by radykalnie odbiegało od europejskich standardów i przyprawiało nas o kompleksy.

A jednak w naszym życiu intelektualnym istnieje silny nurt, wyrażający skrajne niezadowolenie z tego, jak zużytkowaliśmy dar odzyskanej wolności, nurt niezwykle krytyczny wobec elit III Rzeczypospolitej, nierzadko rozczarowany również współczesnymi "zwyczajnymi" Polakami.

***

Obóz IV Rzeczypospolitej opierał swą polityczną siłę nie tylko na diagnozie stwierdzającej, że państwem polskim zawładnął patologiczny układ wywodzący się w swej zasadniczej części ze starego systemu, powstały na styku polityki, wielkiego biznesu i służb specjalnych, który na tyle znieprawił państwo, że musi być one budowane od podstaw. Odwoływał się także do patriotyzmu, tradycji II Rzeczypospolitej i walki o wolną Polskę w czasie II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych. Intelektualiści utożsamiający się z projektem IV Rzeczypospolitej często przeciwstawiali tamten czysty i ofiarny patriotyzm, dominującym - ich zdaniem - obecnie w życiu publicznym Polski cynizmowi i bezrefleksyjnemu czerpaniu z obcych wzorców. Bez wątpienia ten typ argumentacji uwiódł jakąś część - wydaje się, że wcale niemałą - polskiej tradycyjnej inteligencji i młodego pokolenia, poszukującego w życiu publicznym wartości.

Intelektualiści obozu IV Rzeczypospolitej, sympatyzujący w ogromnej większości z PiS-em, różnią się w szczegółowych sądach, mają różne temperamenty publicystyczne, ale tworzą bez wątpienia wspólnotę idei. Gdy Zdzisław Krasnodębski w 2003 roku - a więc w okresie, gdy dopiero kształtowała się doktryna IV Rzeczypospolitej - opublikował "Demokrację peryferii", wystawiał bardzo surową ocenę polskiemu życiu publicznemu, a zwłaszcza liberalno-lewicowym elitom, oskarżanym o kopiowanie obcych wzorów, wtórność, brak odwagi samodzielnego myślenia, konformizm i zarzucenie dziedzictwa pierwszej Solidarności. Jednak samo dziedzictwo Solidarności oceniał wysoko, widząc w nim nawiązanie do najlepszych republikańskich tradycji I Rzeczypospolitej.

Opublikowany obecnie przez inny intelektualny autorytet obozu IV Rzeczypospolitej, Ryszarda Legutkę, "Esej o duszy polskiej" zawiera tezy jeszcze bardziej krytyczne. Dotyczą one już nie tylko elit, ale ogółu współczesnych Polaków. Autor uważa, że wstrząs wywołany wojną, zmianą granic Polski i komunistycznym eksperymentem oznaczał faktyczne zerwanie ciągłości historycznej narodu i ukształtowanie nowego, który od siedemdziesięciu lat jest niemal zawsze przedmiotem, a tylko w znikomym stopniu podmiotem historii. Sierpień 1980 jawi mu się jako niemal cud, którego nic nie zapowiadało, ale który w zasadzie nie pozostawił trwałych skutków. Polska po 1989 roku jest krajem, w którym dominują prostactwo, brzydota, bierność, zaś elity wywodzące się z dawnego systemu i lewicowo-liberalnego nurtu dawnej opozycji połączyły swe siły w edukowaniu Polaków, by lękali się przede wszystkim swojego nacjonalizmu i upodabniali się do Zachodu.

***

Nauczycielami patriotyzmu bywają nieraz mistrzowie udzielający gorzkich lekcji, próbujący wybić słuchaczy z nastroju samozadowolenia i rozleniwienia. To jasne, że możemy być lepsi jako wspólnota, mieć wyższe aspiracje jako naród i chcieć państwa sprawniejszego niż obecne. Jestem jednak przekonany o tym, że takich postaw nie ukształtuje się w szerszej skali operując karykaturą: przeciwstawieniem świetlanej przeszłości Polski jej obecnemu upadkowi ideałów.

Słuszne jest przypominanie o dorobku I i II Rzeczypospolitej, o ogromie strat doznanych przez naród, krzywd wyrządzonych mu przez okupantów i przez komunizm. Dlaczego jednak tworzyć wizerunek współczesnej Polski jako tworu nieudanego, zaludnionego przez nowy, byle jaki naród?

Komunizm zadał Polsce ciężkie straty, ale nie udało mu się przerwać ciągłości historycznej narodu, wymazać pamięci, zniszczyć wiary i Kościoła. Różne formy oporu przeciwko systemowi praktykowane przez kilkadziesiąt lat wyrastały przecież przede wszystkim z tej tożsamości. Sierpień 1980 roku nie zdarzył się przypadkiem. Ani wówczas, ani w 1989 roku nie byliśmy przedmiotem historii, ale ją tworzyliśmy, torując drogę radykalnym zmianom w naszej części świata i Europy. Jeśli spojrzymy na okres po przemianie 1989 roku, w którym Polska bez przelewu krwi odzyskała niepodległość, stworzyła demokratyczny ustrój i poprzez przystąpienie do NATO i Unii Europejskiej zakorzeniła się w strukturach Zachodu i procesach integracji europejskiej, to znając trudną historię naszego kraju, trudno nie uznać tego czasu za dobrze spożytkowany. W gruncie rzeczy jesteśmy tego świadomi.

Żegnaliśmy niedawno profesora Bronisława Geremka. Politycznie podzielona Polska zgodnie oddała hołd Zmarłemu. W tamtych dniach nieraz można było usłyszeć komentarze, iż polska demokracja nie doceniła Bronisława Geremka i dopuściła do tego, że znalazł się poza głównym nurtem polityki. Nie podzielam tego poglądu. Profesor był człowiekiem o poglądach centrolewicowych i był im wierny. Nie są one dzisiaj w modzie w naszym kraju i trudno mieć o to pretensje do Polaków. Jednak Bronisław Geremek nie był tylko reprezentantem jednego z nurtów politycznych, które wyłoniły się z dawnej Solidarności. Był przede wszystkim jednym z kilku głównych aktorów i architektów wielkiej epopei Solidarności, która przyniosła Polsce wielki sukces. To dlatego nad jego trumną pochyliły się z szacunkiem głowy najwyższych przedstawicieli Rzeczypospolitej, partii politycznych i uznanych autorytetów. To dlatego miliony Polaków były poruszone jego odejściem. Żegnaliśmy jednego z głównych twórców historycznego sukcesu Polski.

Nie da się budować patriotyzmu wyższej próby wmawiając Polakom, że prawie dwadzieścia lat wolnej Polski to czas zaprzepaszczonych szans, bylejakości i zdrady elit. Gdy przyjmie się tę wizję, rezultatem nie będzie ozdrowieńczy wstrząs, lecz frustracja i złe emocje.

Nie akceptuję tej diagnozy i języka pogardy dla współczesnej Polski, a zwłaszcza III Rzeczypospolitej, czyli naszego państwa, obecnego stale w publicystyce takich autorów jak Bronisław Wildstein czy Rafał Ziemkiewicz. Nie żyjemy w "Rywinlandzie" ani w "Dolinie Nicości".

***

Na przeciwnym skraju ideowego spektrum kształtowana jest inna propozycja, adresowana nie do całej Polski, ale do jej lewicowej części. Nowe kierownictwo SLD z Grzegorzem Napieralskim, poszukując nowej tożsamości dla swej formacji i pragnąc ożywić lewicę, występuje z pomysłami radykalnego oddzielenia Kościoła od państwa, które przejawiać by się miało nawet w usuwaniu krzyży z urzędów - w tym z sali sejmowej - i zakazach udziału polityków w ceremoniach religijnych. W gruncie rzeczy ta koncepcja to nic innego jak zamiar rozpętania w Polsce "zimnej wojny" religijnej, od której nie byliśmy daleko na początku lat dziewięćdziesiątych. Nie wróżę tej próbie powodzenia. Opiera się ona na fałszu. Polska nie jest bowiem ani państwem wyznaniowym, ani klerykalnym, w którym innych wyznań i niewierzący byliby dyskryminowani.

Niewątpliwym sukcesem pierwszego dziesięciolecia III Rzeczypospolitej było ukształtowanie oryginalnego modelu stosunków pomiędzy państwem i Kościołem, uznającego odrębność ich misji, ale i płaszczyzny współpracy. Ten model z pewnością nie ma nic wspólnego z wrogą separacją i oczekiwaniem nieobecności Kościoła w sferze publicznej, jest natomiast dobrze osadzony w polskiej tradycji. Nie da się stworzyć silnego ruchu społecznego, strasząc zupełnie fikcyjnym zagrożeniem. Postkomunistyczna lewica wybierając nowy kurs może skonsolidować kilka, najwyżej kilkanaście procent wyborców, traci za to szanse dotarcia do olbrzymiej większości Polaków.

Bardziej niepokoi mnie pojawiające się od czasu do czasu na łamach "Gazety Wyborczej", pisma, które jako jedyne z wielkich polskich dzienników wskazywało na zagrożenia związane z rządami PiS-u, propozycje zmiany status quo w tak delikatnych sprawach jak ustawa ograniczająca prawo do aborcji czy promowanie mniejszości seksualnych. W obecnej Polsce bez wątpienia zdarzają się jednostkowe akty nietolerancji. Wydaje się jednak, że w żaden sposób nie da się udowodnić tezy, iż jesteśmy społeczeństwem wymuszającym obyczajowy rygoryzm moralny i fałszywy konformizm.

Zadać trzeba inne pytania: czy nie jest rzeczą słuszną, by prawo chroniło potencjalne ludzkie życie, które jeśli nie zostanie przerwane, da w pełni rozwiniętą ludzką istotę? Czy tolerancja dla mniejszości seksualnych ma oznaczać uznanie tendencji, że ludzie mają się definiować przede wszystkim poprzez swą seksualność, a różne modele wspólnego życia mają być afirmowane tak samo jak życie rodziny, której podstawą jest związek mężczyzny i kobiety? Nasza cywilizacja jest krucha i konfrontowana z różnymi wyzwaniami. Do jej podstawowych wartości należy szacunek dla godności każdego człowieka. Powinniśmy jednak starać się zachować wierność wszystkim jej fundamentom.

***

Na czym budować? Z pewnością na pragnieniu przeniesienia w przyszłość naszej narodowej wspólnoty i ugruntowania jej pozycji w Europie. Nie jest nam potrzebna narodowa megalomania, ale z pewnością potrzebujmy narodowej dumy. Mamy do niej zasłużone prawo nie tylko ze względu na dokonania z odleglejszej przeszłości, ale także ze względu na przeszłość bardzo niedawną i teraźniejszość. Naród nie musi uzasadniać swego prawa do istnienia poczuciem misji. Każdy jest niepowtarzalną wartością. Jednak wiele narodów - szczególnie dużych - wytworzyło w sobie wyobrażenie o roli, jaką by chciały spełniać w świecie. Tak powinno być w przypadku Polski.

Nasza specyfika polega na znajomości Wschodu. Nasze zadanie Bohdan Cywiński nazwał kiedyś "służbą na pograniczu kultur". Możemy realnie przyczynić się do tego, by Europa "oddychała dwoma płucami", czerpiąc z tradycji Zachodu i Wschodu.

O drugim zadaniu myślę z pewnym niepokojem. Tym zadaniem byłoby wzmocnienie w Europie sił chcących przeciwstawić się tym, którzy chcieliby widzieć Europę jako kontynent postchrześcijański. Nie wiem jednak, czy mu podołamy. Mam bowiem poczucie kryzysu przeżywanego przez polski Kościół.

Żyjemy w szczęśliwej epoce, w której nie ma przeciwstawienia między realizacją celów narodowych, umacnianiem Polski a realizacją uniwersalistycznej wizji Europy. Narody europejskie nie są skazane, jak działo się to przez wieki, na zmagania między sobą, ale dopracowały się oryginalnej formuły przyjaznej współpracy i budowania nowego poziomu wspólnej, europejskiej tożsamości. To fascynująca przygoda i niezwykłe wyzwanie. Istnieją, co prawda, napięcia związane z kształtem Unii Europejskiej i głębokimi pęknięciami wewnątrz zachodniej cywilizacji. Nasza szansa polega jednak na tym, że nie jesteśmy już zewnętrznym obserwatorem tych procesów. Możemy je współkształtować.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2008