Szanowni Koledzy

Jesienią 2006 roku złożyliście mi propozycję przestudiowania materiałów byłej Służby Bezpieczeństwa, dotyczących inwigilacji „Tygodnika Powszechnego”.

26.11.2012

Czyta się kilka minut

Zabiegaliście o moją zgodę, argumentując, że niepotwierdzone plotki krążące po Krakowie, a dotyczące niektórych redaktorów „TP”, utrudniają wam normalną pracę. Jak pamiętacie, opierałem się. Dla wszystkich było bowiem jasne, że jest to wiedza wysokiego ryzyka, tzn. że posłaniec ewentualnych złych wiadomości będzie miał kłopoty. Sądzę zresztą, że ta obawa powodowała, iż do tamtej pory nikt takich systematycznych badań nie podjął.

Pokonaliście wtedy moje obawy, zapewniając, że po publikacji książki dacie mi wszelkie niezbędne wsparcie. Nie oczekiwałem bezwarunkowego podzielania wszystkich moich ustaleń – to byłoby nonsensowne. Liczyłem jedynie na obronę prawa do głoszenia tego, co – na waszą, przecież, prośbę – ustaliłem w toku rzetelnej kwerendy i co sformułowałem w książce, o której w dobrej wierze nie da się powiedzieć, że pochopnie szafuje oskarżeniami.

Oczekiwałem elementarnej solidarności, co nie znaczy, bym w jakimkolwiek stopniu chciał się uchylić od odpowiedzialności za „Cenę przetrwania?”. Owszem, potwierdzam wszystko, co napisałem.

Tak więc, jesienią 2006 r. zawarliśmy niepisaną dżentelmeńską umowę: ja podejmę się tego niewdzięcznego zadania, za to wy nie pozostawicie mnie samego wobec spodziewanej szarży zwolenników historycznej amnezji.

Książka ukazała się na początku 2011 r., zwolennicy nie-pamięci pokazali, co potrafią. Wasza reakcja była – z pewnością – niejednorodna, ale generalnie unikowa. Wypowiedzi w rodzaju, że książka powstała, wprawdzie za waszą wiedzą, ale...; unikanie publicznej dyskusji; brak odpowiedzi na ewidentne kłamstwa – to, niestety, dominowało.

We wrześniu 2011 do Sądu Okręgowego w Krakowie wpłynął pozew Jacka Pszona przeciwko mnie i wydawcy o naruszenie dóbr osobistych. Od lutego do października br. toczył się proces, przy dużym zainteresowaniu publiczności. Zainteresowanie „Tygodnika Powszechnego” tym procesem było żadne.

Postępowanie w I instancji niedawno dobiegło końca. To jest dla mnie moment, aby dokonać bilansu tej sprawy od jej początków w 2006 r. aż do dziś, a poniekąd i bilansu moich z górą 25-letnich związków z „Tygodnikiem”. Wykreślcie, proszę, moje nazwisko z grona stałych współpracowników „TP”.

Łączę wyrazy szacunku


ODPOWIEDŹ REDAKCJI

O książce Romana Graczyka pisaliśmy na naszych łamach wielokrotnie. Najczęściej krytycznie, bo i krytyczny stosunek mieliśmy do tez autora – szczególnie zaś wobec jego medialnych wystąpień komentujących książkę. W tej debacie to nie „zwolennicy historycznej amnezji” mieli jednak przewagę głosów, tylko ci, którzy korzystali z okazji, by spostponować historię „Tygodnika”. I ten właśnie rodzaj realnej historycznej amnezji był dla nas nie do przyjęcia. Roman Graczyk od ćwierć wieku był z „Tygodnikiem” związany – dziękujemy mu za wszystko, co dobre w naszej wspólnej historii.


REDAKCJA „TYGODNIKA POWSZECHNEGO”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2012