Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od razu należy zaznaczyć, że szaleństwo, o którym opowiada Christine Lavant, jest realne, a metoda pozwalająca uczynić je odrobinę znośniejszym ma proweniencję literacką. To paradoks, gdyż w świecie tej opowieści (a raczej mikrohistorii ze szpitala psychiatrycznego) pisanie uchodzi w najlepszym wypadku za fanaberię, w najgorszym zaś jest dowodem na niepoczytalność. Lavant (zapewne trochę wspominając, trochę wymyślając) przedstawia ludzi, którzy mierzą się z niewysłowionym bólem. Niewysłowionym, gdyż albo nie mogą o nim opowiedzieć, albo – jeśli już uda się bąknąć o nim trochę – nikt nie chce słuchać. Jeśli w takiej sytuacji ktoś wciąż zachowuje zdolność podejmowania decyzji (Lavant ją zachowała), to natychmiast zaczyna się zastanawiać, co zrobić: czy opuścić to okropne miejsce, w którym każdy jest sam ze swoim cierpieniem, i wyjść na zewnątrz, gdzie być może nie będzie wcale lepiej, czy też osunąć się w całkowite szaleństwo, z którego nie będzie powrotu. ©℗
Christine Lavant, ZAPISKI Z DOMU WARIATÓW, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Ossolineum, Warszawa 2017