Syzyfowe prace

ŁUKASZ JAROSZ, nauczyciel, poeta i muzyk: Najpierw byłem pasjonatem, potem zacząłem też być frustratem, teraz czuję się dodatkowo frajerem. Jeśli nadarzy się okazja, wezmę udział w strajku.

04.02.2019

Czyta się kilka minut

 / KRZYSZTOF DUBIEL
/ KRZYSZTOF DUBIEL

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Po co Ci to było?

ŁUKASZ JAROSZ: Namówiła mnie świętej pamięci ciotka. Chciałem iść na kulturoznawstwo, a ona powiedziała: „Idź na polonistykę, to chociaż korepetycjami dorobisz, jak nie dostaniesz etatu”.

I dlatego poszedłeś na studia?

Poszedłem z pasji. Byłem przez cały ogólniak zafascynowany poetami tzw. przeklętymi. Bursa, Wojaczek, Poświatowska. Myślałem, że będę na polonistyce zgłębiał twórczość współczesnych poetów. (śmiech)

„O, bracia poloniści (...) Myśleliśmy, że za nogi Boga złapaliśmy, że oto nas przyjęto do szkoły poetów” – mówi bohater „Dnia świra”, polonista...

Dokładnie tak było w moim przypadku! A wkrótce system edukacji dopadł mnie po raz pierwszy: okazało się, że to nie do końca tak.

Studia jednak skończyłeś.

A zanim to nastąpiło, odbyłem praktyki w szkole. I poczułem kolejną pasję: że będę o tym Bursie i Wojaczku opowiadał młodym, że będę ich zarażał pasją. Że zrobię to, czego sam nie doświadczyłem na studiach.

I?

I zobaczyłem, że tak jak „Słowacki wielkim poetą był”, gdy kończyłem studia, tak wielkim poetą musi pozostać, gdy stanę się nauczycielem. A inaczej mówiąc: pracując od początku w olkuskiej podstawówce, w której uczę do dziś, powoli orientowałem się, że kolejne podstawy programowe wymuszają na mnie pracę z tekstami, które są obce i mnie, i młodym ludziom.

Na przykład?

„Syzyfowe prace”. Albo „Żona modna”. To, że „Żona modna” jest w kanonie lektur obowiązkowych dla klasy siódmej, to jest kuriozum.

I co z tą „Żoną modną” robisz?

A co mam robić? „Tłumaczę”, „omawiam”, „przerabiam”. Przecież muszę, bo oni będą mieli z tego egzamin. A skoro tak, to powinni przyswoić „główną ideę”: że nie należy się żenić dla pieniędzy.

Dałoby się dotrzeć do tej prawdy na podstawie innego tekstu?

A kto by zabronił obejrzeć „Zimną wojnę” i porozmawiać sobie na ten sam temat na podstawie żywego, dobrego obrazu, o którym w dodatku wszyscy teraz mówią?

No właśnie: kto Ci broni?

Nikt, tylko że ja mam przed sobą wspomniany egzamin ósmoklasisty, a w nim może się pojawić „Żona modna”, a nie „Zimna wojna”. Tam 20 punktów na 50 osiąga się pracą pisemną, a w niej trzeba nawiązywać do kanonu lektur.

Kanony, klucze oceny – to wszystko jest w szkole od zawsze.

To prawda, tyle że teraz podstawa programowa jest jeszcze bardziej przeładowana, co sprawia, że jeszcze mniej czasu pozostaje na własny wybór. A wymagania w tych podstawach bywają niezrozumiałe. Jesteś dziennikarzem, to może ty mi powiesz: co to jest „akapit synonimiczny”?

Nie wiem.

Ja też nie wiem. A w poleceniu do zadania dla siódmej klasy wymaga się, by uczeń taki akapit wskazał w artykule.

Ale i tak najgorszy jest dobór lektur: tak jakby od Żeromskiego nie urodził się żaden zdolny pisarz. Umiera Żeromski i koniec! Jest w programach nauczania „Piosenka o porcelanie” Miłosza, jest Olga Tokarczuk. Ale nie jako lektury obowiązkowe.

Przejrzałem Twój profil na Facebooku z trzech ostatnich lat: dużo o poezji, trochę o muzyce. Żadnych bieżących linków o kolejnych decyzjach minister edukacji czy podstawach programowych.

Facebooka traktuję jako narzędzie – mówiąc górnolotnie – misji. Prowadzę też profil „Z cyklu »Bardzo dobre wiersze«”, niemal codziennie wrzucając jakiś nowy utwór. Mam nadzieję, że do kogoś to trafia – na razie jest dwa tysiące „polubień”.

Twoi uczniowie „lubią”?

Nieliczni, ale i to mnie bardzo cieszy.

Czyli kanony kanonami, a Ty i tak robisz, co uważasz za słuszne.

Nie do końca. Coraz wyraźniej do mnie dociera, że jesteśmy – my, nauczyciele, i my, rodzice – kompletnie lekceważeni. Gdyby było inaczej, to na próbnym egzaminie ósmoklasisty, który przeprowadzaliśmy kilka tygodni temu, nie pojawiłoby się zadanie: „Którą lekturę obowiązkową (...) uważasz za odpowiednią na kolejne Narodowe Czytanie?”...

Co odpowiadali?

Proszę, pokażę ci: „Żadną, bo lektury są nudne, i prawie każdy by spał po tych lekturach” – pisze jeden z uczniów. I dalej: „Po drugie, ta osoba, co czyta, będzie miała najgorszy dzień w życiu”.

Uczeń dostał od Ciebie zero punktów. Za szczerą odpowiedź.

Szczerą, ale niemieszczącą się w kluczu.

Jacy są ci młodzi?

Tak samo zdolni jak kiedyś. Ale za sprawą internetu większa ich liczba żyje w ogłupiającym bezwładzie.


Czytaj także: Sławomir Broniarz, prezes ZNP: Cierpliwość się skończyła


Polonista wydaje mi się dzisiaj największą ofiarą szeroko pojętego systemu. Po pierwsze jest – jak każdy nauczyciel – ofiarą kolejnych reform; po drugie pada ofiarą czasów: internetu, powierzchowności odbioru informacji, fake newsów itd.

Co łączy pokolenie Twoje, czterdziestolatka, z ich generacją?

Jerzy Owsiak i WOŚP. Tak, właśnie nie JPII, tylko Orkiestra i jej lider. On jest ważny i dla mnie, i dla mojej córki Kaliny, która chodzi do IV klasy podstawówki. Gdy usłyszała, że zginął w Gdańsku „jakiś pan”, i że Owsiak potem zrezygnował, to zaczęła mnie pytać: co się stało?

A czytanie?

Czytanie łączy nas w coraz mniejszym stopniu. Dla nich siadanie z książką to może jeszcze nie obciach, ale na pewno strata czasu. Jest tak również dlatego, że dostają do ręki teksty, które nie są w stanie ich porwać. I ja się im nie dziwię. Gdyby ktoś mi kazał przez jakiś czas czytać tylko „Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią”, tobym usnął.

Co proponujesz w zamian?

Gdybym wymyślił sam podstawę programową dla klas ósmych, nie byłaby gorsza od obecnej. Co by szkodziło wprowadzić Szymborską, Herberta? Dlaczego by nie można przeczytać Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”? 14-latkom można by przy tej okazji powiedzieć, żeby się zastanowili, co jedzą, i jak odnoszą się do świata zwierząt.

Kanon byś wyrzucił do kosza?

Nie! Nie da się odmówić pieśniom czy fraszkom Kochanowskiego aktualności. „Fraszka o żywocie ludzkim” zawsze będzie na czasie, bo literatura zawsze będzie mówić m.in. o przemijaniu. Można przy tej okazji nawiązać do współczesności, np. do Stachury i jego wiersza „Życie to nie teatr”, pokazując, że niektóre motywy i toposy nieustannie się w naszej historii przewijają.

Twoi uczniowie bywają przejęci tekstami?

Widziałem ich poruszenie, gdy przerabialiśmy „Piosenkę o porcelanie”. Pamiętam emocje przy czytaniu któregoś z wierszy księdza Twardowskiego. „Przypowieść o maku” Miłosza otworzyła niektórym z nich oczy na to, że „Ziemia to ziarnko – naprawdę nie więcej”.

Ale zainteresowanie uczniów nie musi się wiązać z lekturą. Zdarza mi się wykorzystywać fakt, że jestem perkusistą. Przynoszę werbel, wystukuję rytmy, a potem rozmawiamy o rytmiczności wierszy.

Kręci ich bardziej to, że jesteś poetą, czy że grasz na perkusji?

Mam ucznia, którego uczę grać. Wystąpił podczas finału WOŚP na scenie. Zaprosił mnie, obaj byliśmy bardzo zadowoleni. A jeśli chodzi o poezję, po prostu wiedzą, że piszę wiersze.

Ilu jest uczniów w klasie, której jesteś wychowawcą?

Trzydziestka, dwie szóste zostały połączone w jedną siódmą. Teraz ósmą.

Likwidacja gimnazjów to był dobry pomysł?

Przyszłościowo może i tak. Może łatwiej będzie radzić sobie z dzieciakami w trudnej fazie rozwoju, gdy będą przez dłuższy czas w jednym miejscu, i gdy nauczyciele zdążą poznać dobrze i ich, i ich rodziców. Ale ta zmiana została fatalnie przygotowana. Na przykład u mnie w szkole trzeba było gorączkowo szukać dodatkowych sal, żeby dało się upchnąć dzieci.

Dało się?

Tak, ale kosztem szatni, którą przerobiono na salę. I kosztem kantorka pana konserwatora, który przeniósł się do jeszcze mniejszej klitki – pod schodami.

Ile godzin tygodniowo pracujesz?

Od poniedziałku do środy zwykle od rana do wieczora, bo po szkole sprawdzam zeszyty, kartkówki. Teraz są ferie, ale w sąsiednim pokoju leży i czeka na mnie plik próbnych egzaminów. W czwartki i piątki pracuję mniej, do wczesnego popołudnia. W sumie wychodzi pewnie czterdzieści kilka godzin tygodniowo.

Ile zarabiasz?

2700 zł na rękę, jako nauczyciel dyplomowany.

Da się żyć?

Da się, choć nie jest łatwo.

Dostałeś od minister Zalewskiej pięć procent podwyżki.

Dziękuję. Choć te pięć procent jest w zasadzie niezauważalne. Mieszkanie, w którym teraz siedzimy, to lokum gminne, którego nigdy nie będę mógł wykupić, mimo że sporo w nie władowałem. Płacę za nie 511 zł czynszu, nie licząc innych rachunków. Mam dziecko na utrzymaniu, no i jakieś swoje dodatkowe potrzeby. Na przykład czytanie. Kupuję książki, gazety, wydając dodatkowo około dwustu złotych.

Czujesz się wypalony?

Czasami mam marzenie, by przyjść do pracy i nie musieć się do nikogo odzywać... Bo bycie nauczycielem polega na gadaniu i na nieustannym kontakcie z ludźmi, a to niekiedy wypalające i jeszcze częściej niewdzięczne. Zdarza mi się stać przy tablicy, a za plecami słyszeć śmiechy i szyderstwa, jak we wspomnianym „Dniu świra”... (śmiech)

Jest tam też scena przy kasie. „Nie, to nie do wiary. Osiem lat podstawówki, cztery liceum. Potem pięć bite studiów, dyplom z wyróżnieniem. Dwadzieścia lat praktyki, i oto mi płacą...

...jakby ktoś dał mi w mordę” – pamiętam to doskonale. (śmiech) A serio: te emocje towarzyszą mi codziennie. Nie wiem, czy wiesz, ale za wychowawstwo dostaje się sto dwadzieścia złotych! Za miesiąc spotkań z dziećmi, za rozmowy z rodzicami, za organizację wycieczek, za pisanie opinii do poradni, indywidualnych programów, za mnóstwo papierkowej roboty, za ciągłą odpowiedzialność.

Będziesz strajkował?

Tak. O ile zobaczę szansę na to, że ten strajk wywoła jakieś poruszenie. Ten ostatni – polegający na braniu L4 – przeszedł u nas niezauważony: na zwolnienie poszły dwie osoby. W szkołach musielibyśmy strajkować jak jeden mąż, żebyśmy zostali poważnie potraktowani.

Wyłudzanie zwolnień to dobra forma strajku?

Nie wiem, może i nie najlepsza. Ja mogę strajkować bez zwolnienia, nawet jak mi za te godziny nikt nie zapłaci. W tamten dzień ktoś do mnie zadzwonił z pytaniem, czy strajkuję, a ja odpowiedziałem: „Tak, bardzo chętnie!”. A potem do mnie dotarło, że przecież w ten sam dzień mam iść do teatru z czwartoklasistami na „Anię z Zielonego Wzgórza”. Nie mogę przecież powiedzieć: „Mam was, dzieci, gdzieś”. Tak samo jak trudno mi jest się wypiąć na próbny egzamin.


Czytaj także: Jan Wróbel, nauczyciel i publicysta: Reformy edukacji, czyli zmiana dla zmiany


Z drugiej strony, jak znowu zastrajkują tylko dwie osoby, to nikt się tym nie przejmie. Nauczyciele często żyją takimi moralnymi rozterkami, ponieważ wielu z nas wciąż myśli o swoich uczniach w innych kategoriach niż o kimś, kogo mają tylko czegoś nauczyć. Ja, będąc wychowawcą, bardzo lubię swoich uczniów, często rozmawiam z nimi na pozaszkolne tematy, wśród absolwentów mam dużo znajomych, przyjaciół...

O co będzie ten strajk, o ile się odbędzie?

O godność. Nauczyciel, wychowawca często uzupełnia, a nawet zastępuje rodzica. Miałem kiedyś ucznia, którego matka piła i nie było jej w domu. W pewnym sensie zastępowałem ojca... Ale jeśli tak dalej pójdzie, to kto będzie chciał być nauczycielem? Kogo porwie taki „prestiż” i pieniądze?

Kogo?

Pasjonata, frustrata albo frajera.

Ty kim jesteś?

Najpierw byłem pasjonatem, potem zacząłem też być frustratem, teraz czuję się dodatkowo frajerem. Mam tylko nadzieję, że frustrat nie wyprze pasjonata. (śmiech) A istnieje takie ryzyko, bo nikt nas nie pyta, czy według nas ten egzamin ósmoklasisty ma sens; czy ta bądź tamta lektura ma szansę porwać młodych ludzi. Znowu „góra” coś ustaliła, a my mamy jak te barany tylko jej ustalenia realizować. Nie chodzi o to, że Platforma to, a PiS tamto, że ten minister taki, a tamten owaki. Chodzi o dzieci i nauczycieli. Po prostu frustracja przekroczyła granice.

Kiedy dokładnie?

Chyba wtedy, gdy małopolskie kuratorium spędziło nauczycieli ze wszystkich powiatów, by powiedzieć im, „jak należy” przeprowadzać egzamin ósmoklasisty. Jechaliśmy tam wszyscy z różnych wiosek i miasteczek w delegację, za którą i tak nikt nam nie zwrócił pieniędzy, potem szliśmy przez jakieś błoto do miejsca pod Krakowem, gdzie miała się odbyć prelekcja. A na koniec wysłuchaliśmy wykładu, który i tak był niepotrzebny, bo zawierał znane nam informacje. Na koniec padło pytanie, czy są jakieś pytania. Zanim zdążyłem zapytać, czy ktoś, kto przygotował ten egzamin, uczył kiedykolwiek w szkole, uczestnicy zaczęli wstawać i zakładać kurtki...

Pisanie wierszy to odskocznia od szkoły?

Też, ale i pasja, tylko nieco inna.

A gdybyś nie mógł pisać, bo szkoła zabrałaby Ci cały czas?

To musiałbym zrezygnować ze szkoły. Bo pisanie to przestrzeń wolności, przyczółek.

Szkoła nie kojarzy Ci się ze słowem „wolność”?

Może by się kojarzyła, gdybym miał większy wpływ na to, czego uczę. A teraz nie mam. I to też jest dobry powód, by wreszcie zawalczyć o swoje. ©℗

ŁUKASZ JAROSZ (ur. 1978) jest poetą. Dwukrotnie nominowany do Nagrody Nike, laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej za tom „Pełna krew”. Muzyk, perkusista i autor tekstów. Jako nauczyciel pracuje w Szkole Podstawowej nr 1 w Olkuszu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2019