Sytuacja nie tak groźna

Wielka debata na temat „czy religia w szkole?” przetoczyła się przez Polskę zaraz po przełomie 1989 roku. Teraz nie pytamy „czy?”, ale „jak?”. Co zrobić, żeby lekcje religii, które w szkole są, były lepsze i pożyteczniejsze.

07.09.2013

Czyta się kilka minut

Wypowiedź prof. Jana Woleńskiego jest ważna nie tylko ze względu na osobę i autorytet Autora, ale również dlatego, że wyraża ona wątpliwości i zastrzeżenia bardzo wielu osób. Jest jeszcze jeden powód ważności. Profesor nie odmawia dobrej woli obrońcom religii, uznaje szczere intencje księży i w ogóle Kościoła, broniących lekcji religii w szkole. Jakże różne jest to od polemik, w których przeciwnikowi przypisuje się najgorsze motywy i brak dobrej woli.

Także i ja jestem daleki od kwestionowania dobrych racji Profesora oraz osób myślących podobnie. Wszystkim nam chodzi o dobro szkoły, dzieci i młodzieży.

Kwestię, czy nauczanie religii w szkole narusza Konstytucję, zostawiam prawnikom (zwłaszcza że prof. Woleński ma, oprócz filozoficznego, wykształcenie prawnicze). Zgadzam się z Profesorem co do tego, że religijna edukacja nie musi się dokonywać w murach szkolnych (jeśli w szkole, to traktowanej jako lokum, nie jako instytucja edukacyjna). Nie musi, bo Kościół ma w nauczaniu poza szkołą spore doświadczenie i nawet w trudnych warunkach jakoś sobie radził. Wielka debata na temat „czy religia w szkole?” przetoczyła się przez Polskę, także na naszych łamach, zaraz po przełomie 1989 roku. Omawiane tu przez Profesora „Tygodnikowe” materiały („TP” nr 35/2013) nie dotyczą problemu „czy?”, ale „jak?”. Podejmują pytanie, co – rebus sic stantibus – zrobić, żeby lekcje, które w szkole są, były lepsze i pożyteczniejsze.

Oto kilka wyjaśnień nie tyle polemicznych, bo pretensje prof. Jan Woleński kieruje przede wszystkim do polskich władz publicznych, ale gwoli uspokojenia, bowiem sytuacja jest mniej groźna, niż z tekstu Profesora Woleńskiego można by wnosić.

„Zaczęło się od uznania dobrowolności, a kończy na postulacie obowiązku podlegania katechezie” – pisze Profesor i na dowód przytacza fragment kazania Prymasa Polski. Nie udało mi się odnaleźć pełnego tekstu, jednak z zamieszczonych w internecie fragmentów można wnosić, że nie o przymus administracyjny tam chodzi, a raczej o konieczność moralną, wymóg kulturowy. Żaden dokument episkopatu nie kwestionuje dobrowolności wyboru lekcji religii. Nie są obowiązkowe i z prawa do nieuczęszczania na nie uczniowie korzystają. Uczęszczają zaś niekoniecznie wierzący. Wspomina o tym np. katecheta Łukasz Łukasiak w rozmowie z „Tygodnikiem”. Dodajmy, że deklaracja chodzenia/niechodzenia na religię nie jest tożsama z ujawnianiem światopoglądu w rozumieniu art. 53 p. 7 Konstytucji. Nie chcę nikogo obrażać, ale takie postawienie sprawy przypomina mi rozumowanie biskupa Meringa, który we wprowadzeniu przez KUL wykładów „Gender: feminizm, queer studies, men’s studies” dopatruje się zagrożenia katolickiej wiary. Można chodzić na lekcje religii po prostu, żeby ją poznać.

Pan Profesor wskazuje na negatywny wpływ rozbieżności między wiarą a wiedzą, między tym, co uczeń słyszy na lekcjach religii i na lekcjach z innych przedmiotów, a przykładem tego ma być „kwestia cudu w wojnie polsko-bolszewickiej”... Na litość boską, wiara w „Cud nad Wisłą”, jako żywo, nie należy do kanonu katolickiej wiary. Oczywiście, poważne sprzeczności mogą się pojawiać. Czy jest to przeżyciem negatywnym? Przez dwa lata uczęszczałem do szkoły katolickiej. Nasz fizyk był wojującym ateistą, który przy każdej okazji podważał naszą wiarę. A był w tym dość przekonujący. My zaś wszystkie jego zarzuty i argumenty przynosiliśmy ze sobą na religię. Te dyskusje były fascynujące. Czyż to nie była szkoła myślenia?

Co zaś do pożytków nie tylko religijnych z lekcji religii. Myślę, że mniej chodzi o „narodową tradycję katolicką” (być może, rzeczywiście – jak pisze Profesor – jest coraz mniej wiarygodna), ale o to, że katolicyzm, Kościół itp. wciąż są, czy się to komuś podoba, czy nie, częścią naszego kulturowego krajobrazu. Jakże często wypowiedzi dziennikarzy, polityków, osób publicznych na te tematy odznaczają się żenującą ignorancją. Nie wykluczam, że i oni w młodości uczęszczali na lekcje religii, nie twierdzę bowiem, że – jak mi to przypisuje Profesor – edukacja religijna w Polsce jest na wysokim poziomie. Obawiam się, że często wprost przeciwnie, i nad tym ubolewam.

Jeszcze jedna uwaga. Nie wiem, jaki list pasterski biskupów na 1 września 2013 r. Profesor Woleński czytał, że znalazł w nim negatywną ocenę wyboru etyki, a nie religii. W liście z tą datą, który ja czytałem, w ogóle wzmianki na ten temat nie ma.

Konkludując, Profesor ironicznie zarzuca nam (katolikom) odbieranie uczniom możliwości dokonywania: „arcyważnych wyborów światopoglądowych”. Mam wrażenie, że mimo wszystko ich dokonują i bynajmniej nie zawsze po myśli księdza katechety. My zaś żyjemy w lęku. Racjonaliści lękają się katechetów z katechezą, katecheci racjonalistów z etyką. Jedni i drudzy oczywiście powodowani troską o los przyszłych pokoleń.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2013