Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od 11 miesięcy w tym kraju toczy się rewolucja przeciwko prezydentowi Baszirowi al-Asadowi, obecnie przeradzająca się w wojnę domową. Być może wkrótce oprze się ona na podziałach nie tylko politycznych, ale i religijnych. Widziano już jednak tyle rewolucji, szczególnie w ostatnim czasie w świecie arabskim... Są protestujący, jest opierający się reżim, czasem leje się krew. Zwykle jednak dzieje się coś, co daje nadzieję – rozmowy, negocjacje, presja społeczności międzynarodowej. W Syrii wydaje się, że nadzieja już umarła – dyplomacja nie ma żadnych szans, opinia międzynarodowa może sobie wyrażać oburzenie przez kolejny rok, interwencja (czyja? ONZ? NATO?) jest właściwie wykluczona. Odbyło się referendum w sprawie nowej konstytucji, uznane przez opozycję za farsę.
Nie dzieje się więc nic poza umieraniem. W ostatnich dniach cały świat usłyszał o dwóch śmierciach. Pierwsza to śmierć dwuletniego dziecka, ciężko rannego, nierozumiejącego, czemu cierpi i co się z nim dzieje. Wiemy o nim dzięki dramatycznej relacji brytyjskiej dziennikarki Marie Colvin. Ona sama zginęła następnego dnia, w tym samym ostrzeliwanym przez siły prezydenta Al-Asada mieście Homs. Miała nadzieję, że relacja z prowizorycznego szpitala wstrząśnie widzami. Jej własna śmierć jest kolejnym wstrząsem. Jak długo będziemy o niej pamiętać?