Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć wpisywały się w syryjską codzienność i trend, jakim jest dominacja zewnętrznych sił w tej wojnie.
Oto w minionym tygodniu agencje podały, że we wschodniej Syrii armia USA – samoloty, helikoptery, artyleria – zniszczyły duże zgrupowanie „proasadowskiej milicji” (tak to formułowano). „Milicja” – twierdzili Amerykanie – atakowała bazy Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), była to więc samoobrona. SDF to milicje kurdyjskie i arabskie, walczące z tzw. Państwem Islamskim, a wspierane przez kilka tysięcy Amerykanów stacjonujących w Syrii. Mowa była o stu zabitych „milicjantach”. Agencje odnotowały, że to pierwszy przypadek, gdy żołnierze USA starli się z „siłami proasadowskimi” na taką skalę.
Tymczasem kilka dni później w rosyjskim i ukraińskim internecie pojawiły się twierdzenia – wsparte relacjami osób przedstawianych jako ocaleni z bitwy – że zniszczone zgrupowanie tworzyli tzw. kontraktorzy, Rosjanie z Grupy Wagnera: niby-prywatnej armii, związanej z Kremlem i realizującej jego cele (wcześniej np. w Donbasie), choć nie pod flagą państwową. Pułkownik Girkin, który dowodził w Doniecku i zna „wagnerowców”, twierdzi, że zginąć mogło nawet 600 Rosjan.
Cokolwiek tam się wydarzyło – po siedmiu latach wojny Syria nie jest już w pierwszym rzędzie areną konfliktu Asad–opozycja, lecz terenem, gdzie ścierają się (jawnie lub przez sojuszników bądź klientów) Rosja i USA, Izrael i libański Hezbollah, Izrael i Iran, Iran i Arabia Saudyjska, Turcy i Kurdowie itd. Rozbicie tzw. Państwa Islamskiego skutkuje zaś i tym, że owe „fronty” stają się coraz widoczniejsze, a konflikty – coraz ostrzejsze.
Zniszczenie kolumny „wagnerowców” (być może liczba ofiar mieści się gdzieś między 100 a 600?) to jeden z tego przejawów. Nie musi mieć skutków, nazwijmy to, ostatecznych: skoro Putin i Trump milczą, może zgodzili się na wersję, że była to pomyłka, bo Rosjanie i Syryjczycy używają podobnych czołgów, a incydent lepiej zamieść pod dywan. Wszak przyznawszy się do tych zabitych jako „swoich”, Putin musiałby coś z tym zrobić…
Za to inne incydenty – jak niedawna wymiana ciosów między Izraelem a Irańczykami i Hezbollahem, w której Izrael stracił myśliwiec, zestrzelony rakietą dostarczoną przez Rosję (na zdjęciu: szczątki F-16) – czynią coraz realniejszą nową eskalację: między Izraelem a Iranem i jego klientami. W doktrynie Izraela nie do przyjęcia jest sytuacja, gdy w Syrii, tuż za granicą, konsoliduje się nowe zagrożenie – irański przyczółek militarny. ©℗