Syndrom wojennego pokwitania

Na wspólnej wystawie Andrzeja Wróblewskiego, Aliny Szapocznikow i Andrzeja Wajdy znalazły się ikoniczne już dzieła. A jednak kuratorce, Andzie Rottenberg, udało się powiedzieć coś istotnego i nowego.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Alina Szapocznikow, Tumeurs personnifiées (Nowotwory uosobione), 1971 r. / BARTOSZ GÓRKA / MATERIAŁY PRASOWE
Alina Szapocznikow, Tumeurs personnifiées (Nowotwory uosobione), 1971 r. / BARTOSZ GÓRKA / MATERIAŁY PRASOWE

Na wystawie „Perspektywa wieku dojrzewania” w Muzeum Śląskim znalazło się ok. 140 obrazów, rzeźb i rysunków Aliny Szapocznikow i Andrzeja Wróblewskiego. Są też fragmenty 14 filmów Andrzeja Wajdy, jego scenopisy, fotosy i plakaty.

Co łączy całą trójkę? Rok urodzenia: 1926 w przypadku Szapocznikow i Wajdy, 1927 – Wróblewskiego. Podobieństwo doświadczenia: wojna i jej okrucieństwo. Wreszcie strata ojców. Ojciec Szapocznikow – Jakub, lekarz – umarł przed wybuchem wojny. Ojciec Wajdy – też Jakub, oficer – trafił do niewoli sowieckiej i w 1940 r. został zamordowany w Charkowie. Ojciec Wróblewskiego – Bronisław, prawnik, profesor Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie – umarł na zawał serca podczas rewizji domu przez Niemców w 1941 r.

I jeszcze jedno: szczególny okres, w jakim wojnę przeżywali. W 1939 r. Szapocznikow i Wajda mieli po 13 lat, Wróblewski 12. Byli nastolatkami. Na ten fakt do tej pory nie zwracano uwagi, a przecież – jak zauważa Anda Rottenberg – pokwitanie to okres „sam w sobie postrzegany jako traumatyczny, a w szczególnych okolicznościach, wynikających z życia rodzinnego, relacji z grupą rówieśniczą, systemu edukacji oraz okoliczności, w jakich przebiega inicjacja seksualna, może mieć decydujący wpływ na przebieg całego dalszego życia”. Wróblewski w Wilnie chodzi na tajne komplety. Wajda w Radomiu uczy się w podziemnym gimnazjum, w 1942 r. wstępuje do Armii Krajowej, potem musi się ukrywać. Alina Szapocznikow z matką trafia do getta w Pabianicach, potem w Łodzi, wreszcie do obozów: Auschwitz, Bergen-Belsen, Terezina.

Anda Rottenberg spojrzała na ich dzieła poprzez „wojenny syndrom pokwitania”. Była to ryzykowna decyzja – zwłaszcza że na wystawie znalazły się ikoniczne już dzieła, o których trudno coś nowego powiedzieć: „Rozstrzelania”. „Szofer niebieski” i „Poczekalnia II” Wróblewskiego, „Ekshumowany”, „Trudny wiek” i „Zielnik” Szapocznikow, „Kanał”, „Popiół i diament”, „Korczak” i „Katyń” Wajdy.

A jednak kuratorce udało się przebić przez stereotypowe wyobrażenia. Powstała najważniejsza chyba wystawa ostatnich lat. Szczególnie ważna dziś – bo przecież Wajda, Wróblewski, ale też Szapocznikow mówili o doświadczeniu Polaków w XX wieku, nadal kształtującym naszą tożsamość.

Rozstrzelania

„Mieliśmy u siebie dosyć wojennej makabry; ale nie znalazła ona jeszcze swojego wyrazu w naszej sztuce, wyrazu jednoznacznego, mówiącego o tym, kto jest sprawcą, a kto ofiarą” – pisał w 1949 r. Andrzej Wróblewski. I dodawał: „Cierpienie i śmierć nie istnieją w oderwaniu, »same przez się«”. Na katowickiej wystawie przywołano jeszcze jedno ważne dzieło – spektakl „Akropolis” Jerzego Grotowskiego i Józefa Szajny z 1962 r. Bohaterowie spektaklu, postacie z Biblii i greckich mitów – Andromacha, Helena, Parys, Hektor, Jakub, Izaak czy Rebeka – nie trafiają na Wawel, jak u Wyspiańskiego, lecz do obozu koncentracyjnego. Ubrani w podarte stare worki, w drewniakach na nogach ciągną taczki...

Wróblewski i Szapocznikow, podobnie jak Szajna, próbowali znaleźć język pozwalający opowiedzieć o rzeczywistości i odnieść się do niedawnych tragicznych doświadczeń. Każdy na swój sposób. W 1948 r. Wróblewski maluje serię obrazów abstrakcyjnych, z kolei Szapocznikow pod koniec lat 50. tworzy rzeźby, w których kształty stają się coraz bardziej organiczne, o trudno rozpoznawalnej formie, aluzyjne, jednak ostatecznie oboje – wbrew artystycznym modom – pozostają przy figuracji.

W 1949 r. Wróblewski zaczyna malować „Rozstrzelania”. Pierwsze tworzy w połowie stycznia, ostatnie na przełomie lipca i sierpnia. Powstaje najważniejsze w polskiej sztuce malarskie przedstawienie dramatu wojny. Malarz szuka adekwatnej formuły przedstawienia zbrodni – od eksperymentowania z formą („Rozstrzelanie surrealistyczne”) po własną wersję socrealizmu. Zmieniają się też ofiary – najczęściej są nimi młodzi mężczyźni, ale także chłopiec, matka z dzieckiem, harcerz, stara Żydówka.

„Rozstrzelania” są wciąż na nowo odczytywane i wciąż skrywają zagadki. Anda Rottenberg w publikacji towarzyszącej wystawie pisze o jednej z nich, że w „Rozstrzelaniu z gestapowcem” oprawca nosi uniform przypominający... regulaminowy mundur oficjalny jednostek NKWD Smiersz. Przypadek? Raczej nie, chociaż przedstawienie sowieckiego oprawcy może budzić zdziwienie, bo w tym czasie Wróblewski zaczyna mocno angażować się w komunizm.

„Rozstrzelania” – poza jednym – pozostawały ukryte w pracowni artysty aż do jego śmierci. Widzieli je nieliczni, wśród nich Andrzej Wajda. Po latach wspominał moment, w którym zobaczył obraz z tego cyklu: „Zadecydował on o mojej przyszłości. Kiedy go zobaczyłem, pomyślałem, że to, co ja chciałbym namalować, już jest namalowane, a ja nigdy nie namaluję tego lepiej”. I dodawał: „Wiedziałem, że my jesteśmy głosem zmarłych. Nasi zmarli byli lepsi, odważniejsi, oni zginęli, dlatego my zostaliśmy i przeżyliśmy, a naszym obowiązkiem było być ich głosem i namalować ich w najstraszniejszych momentach. Wojna była naszym tematem”. Do opowiedzenia o niej wybrał jednak film.

W Muzeum Śląskim znalazła się część cyklu Wróblewskiego, w tym tzw. „Rozstrzelanie poznańskie”, jedyne publicznie zaprezentowane za życia artysty. Są też szkice dokumentujące szukanie odpowiedniej formuły – niektóre to małe arcydzieła. Obok Anda Rottenberg pokazała fragmenty filmów Wajdy, m.in. „Popiołu i diamentu” (1958) oraz „Piłata i innych” (1971). Przewijają się kolejne obrazy śmierci, jakby Wajda tworzył swoje własne „Rozstrzelania”.

Pomimo śmierci

Wajda w swoich filmach oddawał także codzienność, ludzkie emocje w normalnych czasach, lęki dorastania, miłość, również fizyczną. Wróblewski potrafił uchwycić w swym malarstwie intymność rodzinnego życia, radość bycia ojcem. Tym niemniej w opowieści o wojnie i śmierci obecność obu jest oczywista; inaczej w przypadku Szapocznikow. To jej, jak nikomu innemu w polskiej sztuce, udało się pokazać kobietę, jej ciało i przemiany, jakim ono podlega wraz z upływem czasu, emocje okresu dorastania, pragnienia, seksualne napięcie, nastroje i pożądania wieku dojrzałości. Odważnie, bez pruderii, lęku, oglądania się na rozmaite tabu. Jej „Trudny wiek” (1956), „Bellissima II” (1959) czy „Pierś iluminowana” (1966) kontrastują z obrazami śmierci u Wróblewskiego i Wajdy.

W 1949 r. w liście do Ryszarda Stanisławskiego (pobiorą się trzy lata później) Szapocznikow pisała: „Różnica polega na tym, że w czasie twego kształtowania się, w czasie ostatnich 10 lat nie przeszedłeś tego chrztu rozpaczy, tego wszystkiego, że nie skończyło się bez reszty wszystko kilkakrotnie, jak to miało miejsce u mnie w gettach i obozach”. Po czym natychmiast zastrzegła: „Brzydzę się tych ludzi, którzy (...) »chwalą« się latami męki, jaką przeżyli”. Sama konsekwentnie milczała na temat swych przeżyć – do tej pory niewiele wiadomo o jej wojennych losach. Także jako artystki.

W 1955 r. wykonała jednak dwie szczególne prace: „Pomnik dla spalonego miasta” oraz obecnego na wystawie „Ekshumowanego” – wstrząsającą, kaleką figurę mężczyzny, pozbawioną kończyn, zniszczoną. Wygląda jak ludzkie szczątki wydobyte przed chwilą z ziemi. Rzeźbę dedykowała pamięci László Rajka, ofiary czystek stalinowskich, ale bywa też uznawana za wspomnienie wojennych przeżyć samej autorki.

Do tematu śmierci powróci w ostatnich lata życia, walcząc z rakiem. Powstają wtedy „Nowotwory” – organiczne formy, w których zatopione zostały rozmaite papiery, skrawki gazy, zdjęcia własne i przyjaciół. W „Pamiątce I” (1971), jednej z rzeźb z tego cyklu, można dostrzec fotografię roześmianej dziewczynki. Na wystawie obok tej pracy umieszczono zdjęcia wykorzystane po modyfikacji przez artystkę. Jedno przedstawia małą Alinę siedzącą na ramieniu swojego ojca, drugie – kobietę zmarłą w obozie ­koncentracyjnym. Z obu powstał kolaż – postać ojca zniknęła. Jest wreszcie na wystawie jej „Zielnik” ­(­1971-72). Pierwsza karta cyklu, „Autoportret”, to odbicie twarzy rzeźbiarki. Później wykonywała odlewy ciała swojego syna – młodego mężczyzny. Jakby chciała zachować pamięć o ciele: własnym i najbliższej osoby.

Szapocznikow, tak wspaniale oddająca życiową witalność, w ostatnich pracach wstrząsająco opowiada o umieraniu. Andrzej Wajda napisał we wspomnieniu o niej: „Alina męskim umysłem, który kształtowała historia ostatnich 30 lat, odnalazła swoją kobiecą naturę – oddała siebie, odcisnęła swoje ciało tworząc rzeźby, które w męskim świecie nie mogłyby zaistnieć (...). Kiedy się przejdzie przez to, co ona widziała w dzieciństwie, życie nie jest ani dobre, ani złe. Ono się jawi w okrutnej jasności i nie zostawia miejsca na sentymentalizm”.

Ten trzeci

Pozostaje trzeci bohater: Andrzej Wajda. Wybrane motywy z jego filmów, ułożone w odrębne opowieści – „Karuzela”, „Ryby”, „Krata”, „Pociągi” czy „Śmierć” – wydają się zrazu jedynie dopełnieniem dzieł Szapocznikow i Wróblewskiego. Tak jednak nie jest. Wajda jest pełnoprawnym uczestnikiem tej rozmowy o śmierci, młodości i dojrzewaniu.

Wielokrotnie już powtarzano, że Wajda w swych filmach „mówi obrazem”. Jednak jego malarskie spojrzenie nie ogranicza się do sposobu kadrowania ujęć, ukazania aktorów, prowadzenia narracji. To również dostrzeżenie znaczenia tła akcji, szczegółu. Na wystawie obok „Zatopionego miasta” (1948), „Obrazu na temat okropności wojennych” (1948) i rysunków Wróblewskiego przedstawiających atak lotniczy znalazły się notatki do filmów Wajdy oraz fragmenty trochę dziś zapomnianej „Lotnej” z 1959 r. (według Wojciecha Żukrowskiego). Sceny szarży kawalerii czy oprawiania ryb u obu artystów wydają się niemalże bliźniacze. I szokują – jak w obrazie pola po bitwie u Wajdy, z pomieszanymi szczątkami żołnierzy, koni, broni i drzewa. Później chyba dopiero Anselmowi Kieferowi udało się stworzyć przedstawienia równie przejmujące.

Wystawa przypomina o sile kreowanych przez Wajdę obrazów. Być może spojrzenie na Wajdę jest największą wartością katowickiej wystawy, bo pozwala zrozumieć jego szczególne znaczenie dla naszej kultury ostatniego półwiecza.

Niemartwe obrazy

Szukając elementów wspólnych u trójki bohaterów wystawy, Anda Rottenberg jednocześnie nieustannie podkreśla odrębność ich doświadczenia. Bo w umiejętności opowiedzenia o losie zbiorowym poprzez osobiste przeżycia tkwi siła i wiarygodność ich dzieł. Przypomina zatem oczywistości: w 1939 r. Szapocznikow znalazła się w Kraju Warty, Wajda w Generalnym Gubernatorstwie, Wróblewski na Litwie, wkrótce podporządkowanej ZSRR, a następnie zajętej przez Niemców. Na każdym z tych obszarów okupanci prowadzili inną politykę i inny był los miejscowej ludności. Jednak oni sami czuli wspólnotę. Wróblewski w 1956 r. planował nawet stworzenie interdyscyplinarnego Zespołu Wieloplastyków, do którego chciał zaprosić Wajdę i Szapocznikow. Chciał też stworzyć z Wajdą film, który oddawałby istotę poezji Tadeusza Różewicza, jego przekonanie, że pustka wywołana wojną „może być ożywiona tylko wspomnieniami zamordowanych i rozpamiętywaniem własnej zdrady, skoro się samemu przeżyło”.

Andrzej Wajda, który żył z nich najdłużej, wracał we wspomnieniach i filmach do Szapocznikow, a przede wszystkim do Wróblewskiego. Na wystawie znalazły się fragmenty z „Wszystko na sprzedaż” (1968), jednego z najniezwyklejszych filmów Wajdy. To hołd złożony tragicznie zmarłemu Zbigniewowi Cybulskiemu, ale przede wszystkim opowieść reżysera o sobie, o własnych rozterkach, wahaniach, obawach.

Widzimy Andrzeja (gra go Andrzej Łapicki) – to alter ego samego Wajdy – na wystawie Wróblewskiego w Warszawie, przy Mazowieckiej. Ogląda kolejne obrazy: „Szofera”, „Rozstrzelania”... Kamera nagle najeżdża na tablicę na ścianie budynku: „TU DN. 11 XII 1943 R. HITLEROWCY ROZSTRZELALI 40 POLAKÓW” – głosi napis. Sztuka miesza się z rzeczywistością, fakty z artystyczną wizją.

„Miałeś rację, to są okrutne obrazy, bezwzględne. To zupełnie straszne, jak po człowieku zostają takie strzępy, tylko okruchy” – mówi do Andrzeja towarzysząca mu Beata (Beata Tyszkiewicz). „Jesteś z nim, ze zmarłymi, to są wszystko... umarli ludzie, umarłe sprawy, martwe obrazy”. Dzisiaj widać, że tamta przeszłość wcale nie odeszła. Tamci ludzie, tamte sprawy tkwią w naszej pamięci. I może to właśnie dzieła artystów pomagają nam poradzić sobie z przeszłością, nadać jej – o ile to w ogóle możliwe – sens. ©

PERSPEKTYWA WIEKU DOJRZEWANIA. SZAPOCZNIKOW – WRÓBLEWSKI – WAJDA, Muzeum Śląskie, Katowice, wystawa czynna do 30 września 2018 r., kuratorka: Anda Rottenberg.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018