Święty grzesznik

Skazaniec w celi śmierci, czekając na ułaskawienie, które nie nadejdzie, dokonuje bilansu całego życia. Mocny punkt wyjścia powieściowej narracji, równie mocno jednak narzucający sposób lektury.

02.11.2011

Czyta się kilka minut

Czytelnik nie ma właściwie wyboru: postawiony w sytuacji ostatecznej bohater wzbudziłby jego współczucie nawet gdyby był mordercą, a Roger Casement zamknięty w celi więzienia Pentonville mordercą nie jest. "Wiem, że nie uwierzy mi pan, ale ja jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem" - mówi do szeryfa więzienia. Szeryf nie kryje pogardy dla więźnia - trwa przecież wojna światowa, on sam stracił syna w okopach, a Casement zdradził ich wspólną ojczyznę, "sprzedał się Niemcom". Tyle że Casement nie czuje się już obywatelem Imperium Brytyjskiego - jego ojczyzną jest teraz wolna Irlandia, która ledwie przez chwilę istniała na ulicach Dublina podczas Powstania Wielkanocnego roku 1916, stłumionego krwawo przez Brytyjczyków.

Konstrukcja "Marzenia Celta" jest prosta: kolejne sceny rozgrywające się w więziennej celi i kolejne rozmowy Casementa z gośćmi, którym zezwolono przekroczyć bramę Pentonville, stanowią przerywniki retrospektywnej opowieści podzielonej na trzy części: Kongo, Amazonia, Irlandia. Narracja, choć prowadzona z punktu widzenia bohatera, niekiedy wyłamuje się z konwencji powieściowej, przypominając raczej rzeczowy wykład historyka, który pragnie dostarczyć odbiorcy jak najwięcej informacji. Dla naszej wiedzy o czarnych kartach dziejów epoki kolonialnej to oczywiście dobrze, dla powieści jako dzieła literackiego nieco gorzej. Faktograficzny balast mocno ją obciąża, przesłaniając chwilami wewnętrzny dramat Casementa. A przecież jego biografia, o której pisze obok Piotr Tarczyński, jest i fascynująca, i niejednoznaczna.

U Vargasa Llosy ten brytyjski dyplomata, demaskator zbrodni kolonialnych i bojownik o sprawę irlandzką nabiera jednoznacznych rysów świętego męczennika. "W żadnej istocie ludzkiej nie widziałem takiego magnetyzmu jak u niego" - napisał o nim dziennikarz Edmund D. Morel, towarzysz walki ze zbrodniami w Kongu, gdy opublikowano raport Casementa o okrucieństwach wobec Indian pracujących na amazońskich plantacjach kauczuku. Więzień Pentonville zachowuje ów magnetyzm, obłaskawiając nawet wspomnianego wyżej szeryfa: staje się jego psychoterapeutą, słuchając pełnych rozpaczy monologów o zabitym synu.

Casement z pokorą przyjmuje też kolejne ciosy, poczynając od ujawnienia intymnych dzienników, co przekreśla szansę na ułaskawienie. Scena, w której "pełen nienawiści jasnowłosy aplikant w stroju jak z żurnala" przynosi do więzienia tę katastrofalną wiadomość, otwiera powieść. Vargas Llosa przyjmuje, że "Czarne dzienniki" wyszły rzeczywiście spod pióra Casementa, uważa jednak, że zdarzenia w nich opisane są w sporej części wytworem seksualnych marzeń bohatera. Pozwala to przynajmniej częściowo obronić Casementa przed zarzutem o wykorzystywanie młodocianych "tubylców".

Czekający na egzekucję Casement musi pogodzić się nie tylko z tym, że odwrócili się od niego ludzie bliscy, którzy nie rozumieją motywów jego opowiedzenia się po stronie sprawy irlandzkiej. Nawet jego przejście na katolicyzm (ściślej zaś - powrót do wiary, w której został w dzieciństwie potajemnie ochrzczony), będące nie tyle przypieczętowaniem powrotu do irlandzkości, ile rezultatem autentycznej przemiany duchowej, nie obywa się bez komplikacji: kardynał Bourne chciałby, aby Casement podpisał dokument wyrażający skruchę z powodu grzechów ujawnionych w dziennikach...

Casement niczego nie podpisuje, a strony opisujące jego ostatnie godziny mogłyby spokojnie znaleźć się w "Żywotach świętych". Zgodnie zresztą z prawdziwym przebiegiem wydarzeń. Kat, John Ellis, we wspomnieniach zredagowanych wkrótce przed samobójstwem napisał: "Spośród wszystkich ludzi, na których wykonywałem wyrok, największą odwagę w momencie śmierci wykazał Roger Casement".

Mario Vargas Llosa jest nie tylko noblistą, ale naprawdę wielkim pisarzem, niech mi więc będzie wybaczona odrobina narzekania. Pośród powieści Peruwiańczyka sięgających do autentycznych wydarzeń wyżej cenię te, które - jak "Święto kozła", mistrzowska analiza dyktatury - w historyczne tło wplatają losy postaci fikcyjnych, a czytelnikowi dają więcej oddechu. Co nie zmienia faktu, że "Marzenie Celta" to lektura z wielu względów godna polecenia.

Mario Vargas Llosa, Marzenie Celta przeł. Marzena Chrobak, Kraków 2011, Wydawnictwo Znak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (10-11/2011)