Świątynia przymierza

Wiele już powiedziano w dyskusji o ministerialnym dofinansowaniu muzeum Jana Pawła II przy Świątyni Opatrzności. Jednak czy Kościół sam może być mecenasem ambitnych projektów kulturalnych?

17.02.2014

Czyta się kilka minut

Kościół jako mecenas kultury? Że był nim w przeszłości – to oczywiste. Pozostawił przecież wiele dzieł w dziedzinie architektury, malarstwa, rzeźby, muzyki, a nawet literatury. Fakt, że literatura rozwijała się żywiej i swobodniej poza mecenatem (zarówno kościelnym, jak i świeckim), zdaje się tłumaczyć wyłącznie tym, że do jej uprawiania nie potrzeba dużych pieniędzy.

Inaczej było z twórczością plastyczną i muzyczną: tu mecenas miał swoje oczekiwania ideowe i jednocześnie dysponował środkami, dzięki którym mogła powstawać sztuka. Była to korzystna symbioza: wiara zyskiwała swój język artystyczny; artyści stawali się często prawdziwymi partnerami papieży i biskupów.

KOŚCIÓŁ BEZ (ARTYSTYCZNEJ) WIZJI

Model ten uległ zachwianiu wraz z napięciami i antynomiami nowożytności. Po epoce baroku mecenat Kościoła osłabł, sztuka stała się autonomiczna, obydwie strony – Kościół i artyści – coraz bardziej przypominały małżeństwo po rozwodzie.

Czerpanie z dorobku przeszłości w neoklasycyzmie, neogotyku – a potem także w neoromantyzmie, a nawet neobaroku – było wyrazem bezradności wobec nowoczesności. Coś jeszcze gorszego stało się, gdy Kościół zrezygnował z nowych wizji artystycznych (takich, jakimi były gotyk i barok), i do świątyń wkroczyły: tandeta i teologiczny chaos.

Emancypacja kultury spowodowała zerwanie jej więzi z religią, a w skrajnych przypadkach nawet przeciwstawienie religii i kultury, traktowanie ich jako rzeczywistości rzekomo wzajemnie się wykluczających, a nawet – twierdzenie, że kultura i kult są sobie obce. Oczywiście nie jest to proces jednowymiarowy, świadomie szkicuję go grubą kreską, próbując raczej oddać charakter potocznej i dość powszechnej mentalności niż szczegółowo opisywać meandry debat na temat wiary i kultury, jakie toczyły się w ostatnich trzech stuleciach.

TERMOMETR WIARY

Mecenatu Kościoła w kulturze nie można uznać za zamknięty rozdział. Domaga się go w równym stopniu dobro wiary, jak i kultury. Jan Paweł II powtarzał, że wiara bez kultury jest martwa. To pojemna formuła – chodzi w niej przede wszystkim o to, że sama wiara jest kulturotwórcza, niesie bowiem ożywczą inspirację w kulturze. Dziedzictwo kultury chrześcijańskiej, w tym katolickiej, nie wystarczy; żywa i autentyczna wiara powinna się wyrażać w nowych dziełach. Ich brak wskazuje na to, że wiarę dotykają procesy erozyjne. Oczywiście, wiara wyraża się nie tylko w sztuce, ale ponieważ jest ona dziedziną niezwykle czułą, to właśnie w sztuce można łatwo „poczuć temperaturę” samej wiary.

Ciekawsza od sztuki sakralnej jest współczesna sztuka religijna. Ucieczka tematyki religijnej z przestrzeni kościelnej odzwierciedla duchową kondycję współczesnego człowieka, szukającego doświadczenia religijnego poza ramami konfesyjnymi.

W jakimś stopniu jest też rezultatem zaniechania kościelnego mecenatu. A przecież mecenat nie musi tłumić geniuszu i talentu artysty. Jeśli inwestor ma gotową wizję dzieła, właściwie żaden artysta nie jest mu do niczego potrzebny (chyba że tylko do realizacji technicznej). Często pojawia się kolizja między wyobrażeniami proboszcza a projektem artysty. Efektem kompromisu bywa często powstanie niebywałego kiczu.

KATECHEZA SZTUKI

Niektórych kościelnych inwestorów przed odważniejszymi decyzjami powstrzymuje obawa, że wierni nie zaakceptują śmiałej nowoczesnej sztuki. Dlatego zamawiają oni dzieła, które na pewno nie poruszą swoich odbiorców, ale przynajmniej zapewnią spokój w parafii. Liczenie się z opinią parafian może prowadzić do sytuacji paraliżu – ale może również stać się wyzwaniem duszpasterskim.

Tak zdarzyło się w latach 90. w lubelskiej parafii św. Andrzeja Boboli, gdzie Dobrosław Bagiński zaprojektował nowoczesny w formie wystrój kościoła, który – pomimo nawiązania do tradycji sztuki sakralnej – odbiegał dalece od tego, co zwykle spotykamy we współczesnych wnętrzach sakralnych. Zanim przystąpił do realizacji tego projektu twórca, wspólnie z proboszczem ks. Jerzym Ważnym, spotykali się w z parafianami i objaśniali artystyczny zamysł.

Z jednej strony była to katecheza biblijna, bo rzeźby Bagińskiego miały przedstawiać przymierza Starego Testamentu (stworzenie człowieka, Abraham, Jakub, Mojżesz) kulminujące w Nowym Przymierzu Jezusa Chrystusa. Z drugiej strony, w rozmowach z parafianami posługiwano się elementami języka sztuki i estetyki teologicznej. Rezultat był taki, że ludzie uczestniczyli nie tylko w budowie kościoła, wykonując szereg prac pomocniczych, ale stawali się pełniej wspólnotą parafialną, integrującą się wokół teologicznego przesłania ich nowego kościoła. Sami, spontanicznie, nazwali go „świątynią przymierza”.

NOWE, CZYLI PODEJRZANE

Kościół musi zadbać o dziedzictwo kulturowe, którego jest depozytariuszem. A to oznacza, że musi znaleźć środki na utrzymanie zabytkowych kościołów, klasztorów, starych bibliotek, muzeów. Dobra te nie są wyłącznie dobrami kościelnymi, lecz stanowią część dziedzictwa narodowego – nic więc dziwnego, że administratorzy obiektów kościelnych szukają funduszy na ich konserwację i modernizację, składając wnioski do ośrodków samorządowych i państwowych.

Kultura ma to do siebie, że – niezależnie od tego, kto ją tworzy – nie daje się zamknąć w sferze partykularnej własności, domaga się otwartej komunikacji, staje się dobrem wspólnym. Ołtarz Wita Stwosza w kościele Mariackim w Krakowie jest tak samo dostępny dla wszystkich zwiedzających jak zamek na Wawelu.

Dofinansowywanie przez budżet państwa zabytkowych starych obiektów kościelnych nie budzi na ogół zastrzeżeń. Nikt nie podnosi wtedy argumentu rozdziału Kościoła i państwa. Spór zaczyna się, gdy rzecz dotyczy współudziału państwa lub samorządów lokalnych w finansowaniu współczesnych inicjatyw kulturalnych Kościoła.

Dyskusja po decyzji ministra kultury w sprawie dotacji dla Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Stefana Wyszyńskiego przy warszawskiej Świątyni Opatrzności potwierdza potrzebę refleksji na temat miejsca kultury tworzonej przez Kościół w obiegu publicznym. Sporo powiedziano już na temat znaczenia obydwu postaci nie tylko w najnowszych dziejach Kościoła, lecz również dla kultury współczesnej – w tym przypadku można przytoczyć całkiem przekonujące racje, że nie chodzi tu o partykularny interes Kościoła. Pełniejsze uzasadnienie publicznego charakteru tej konkretnej inwestycji pozostawiam na boku. Warto się jednak zastanowić, czy Kościół współcześnie w realiach polskich sam jest zdolny spełnić rolę mecenasa ambitnych projektów w sferze kultury.

DYLEMAT PAŃSTWA

Sytuacja, w której Kościół wycofałby się z pełnienia roli mecenasa kultury, byłaby katastrofalna dla samej kultury; utraciłaby ona wówczas jedno ze swych istotnych źródeł inspiracji. Jeśli na zamówienie Kościoła będą wciąż powstawać oryginalne dzieła, na pewno będą one służyć nie tylko ludziom utożsamiającym się z jego wspólnotą.

Wbrew mitom, możliwości Kościoła w tej kwestii są mizerne. Diecezji, parafii, klasztorów, ruchów i stowarzyszeń religijnych po prostu nie stać na ambitne przedsię­wzięcia kulturotwórcze. Chyba nie tylko Alfred Hitchcock wiedział, że aby ptaki sfilmować z właściwym efektem, musiały zostać „dobrze zapłacone”.

Nie widzę problemu w tym, że państwo uczestniczy w finansowaniu inicjatyw kulturalnych Kościoła – podobnie jak nie widzę problemu w tym, że państwo finansuje kulturę laicką.

Neutralność światopoglądowa państwa polega wszak na tym, że nie jest ono stronnicze wobec żadnego światopoglądu, lecz stwarza warunki dla rozwoju różnorodnych nurtów w kulturze. Ocena wniosków powinna być zatem światopoglądowo niezaangażowana, merytoryczna, z zachowaniem procedur. Kościół, podobnie jak każda inna współczesna instytucja kulturotwórcza, nie jest w stanie spełnić roli promotora kultury bez wsparcia państwa. I nie jest wyjątkiem: raczej mieści się w powszechnej regule.

Nie jest to bynajmniej sytuacja komfortowa i bezkonfliktowa, zwłaszcza że potrzeb jest więcej niż środków. Dylemat państwa polega na tym, jak sprawiedliwie i bez pudła wspierać kulturę. Dylemat Kościoła dotyczy tego, czy korzystając tylko z własnych funduszy pomnażać tandetę, czy wyciągnąć rękę do państwa, aby zdobyć się na dzieła bardziej ambitne.


Ks. prof. ALFRED MAREK WIERZBICKI jest wikariuszem biskupim ds. kultury w Archidiecezji Lubelskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014