Światło października

Mgli się od świtu i nie wiadomo, jaka będzie pogoda. Taka szarosrebrzysta niejasność panuje.

15.10.2018

Czyta się kilka minut

No ale jak się tyle jesieni już przeżyło, to można dostrzec, że ta szarosrebrzystość to jednak słoneczny blask. Jakoś tak się rozprzestrzenia we mgle, że widać go z każdej strony, a nie tylko na wschodzie. Jakby się rozpuszczał, rozcieńczał i tworzył świetlistą zawiesinę. A potem, koło ósmej, jasny cień niknie, podnosi się i oto wstaje chwała październikowej pory. Złoto, ogień i szmaragd pod błękitnym nieboskłonem. Mareszka płonie najciemniej, bo tam najpierw dotarły przymrozki. Ale niżej buki jeszcze się żółcą i brzozy obwieszone złocistym bilonem i tylko modrzewie jeszcze zielone, bo ich czas nadejdzie dopiero w listopadzie.

Jak to jest, że świat przed coroczną śmiercią robi się najpiękniejszy? Na pociechę? Czy z nadmiaru, który może trwonić? Jakby miał pewność, że nigdy się nie wyczerpie i zawsze będzie zmartwychwstawał. W odróżnieniu od nas. Więc może jednak na pociechę? Na otarcie łez to wszystko się dzieje. Światło października nie ma sobie równych, i te czarne gęste cienie. Ta wyrazistość, jak w ostatnim widzeniu, gdy czujemy spazm pożegnania.

Dzikie gęsi słychać było gdzieś nad Uhercem. Odleciały na południe. Słychać ich klangor wiosną i jesienią każdego roku. Czasem na niebie pojawia się klucz albo dwa. Ta nieuchronność zawsze sprowadza pewność, że sprawy mają właściwy bieg. Że świat nie wypadł z kolein i nawet my, jeśli jesteśmy jeszcze w stanie usłyszeć i zobaczyć klucz na niebie, mamy w nim swoje miejsce.

Bo czasem wyobrażam sobie, że jesteśmy tego świata częścią, że nie jesteśmy osieroceni, że nie zerwaliśmy ostatnich więzów, że nie skazaliśmy się na całkowitą samotność. Ale można powiedzieć, że to jest trudne wyobrażenie. A może byliśmy samotni od początku? Tylko dlaczego akurat my?

Nie wszyscy wierzą w grzech pierworodny. Na mongolskim stepie znajdowałem ludzkie czaszki – pamiątki po jeszcze nie tak dawnych pochówkach. Wynosiło się zwłoki z dala od siedzib, by dzikie zwierzęta, pory roku i pogoda zajęły się nimi i pomogły wrócić na właściwe miejsce. Albo te zdjęcia, na których buddyjscy mnisi oddzielają mięso od szkieletu i rzucają skrawki w powietrze, a sępy chwytają je w locie. Ale nawet buddyjscy mnisi mieli na rękach lateksowe rękawiczki i używali chirurgicznych skalpeli. Nie wiem tylko, co z kośćmi. Miele się i rozrzuca na wiatr? Niewykluczone.

No i w końcu wyszło na dobre. Rosa srebrzy się na źdźbłach, lśni na pajęczynach. Jest już chłodno i dzień się skrócił, więc w wielu miejscach pozostanie do wieczora. Przemoczony rudy kot wraca z polowania. Owce poszły w górę zbocza i gdy stają w długim cieniu drzew, są prawie niewidoczne. Tylko jesiony nie zdążyły zżółknąć. Zawsze doczekiwały pierwszego mocnego przymrozka o świcie, w nieruchomym powietrzu słychać było szelest opadających liści. Ale teraz umierają jeden po drugim i stają nagie czasem już w połowie lata. Wszędzie, w całych górach. Leśnicy mówią, że na razie nikt jeszcze nie wynalazł lekarstwa na chorobę atakującą korzenie. Niewykluczone, że znikną z krajobrazu, a w ich miejsce pojawi się jakieś nowe, nieznane tutaj drzewo.

Zaczyna się zmierzch. Owce same schodzą z pastwiska. Wpuszczam je do obejścia. Kładą się w swoim ulubionym miejscu na niewielkim wzgórku pod sosną. W padającym z okna świetle ich źrenice lśnią zielonkawo. Mareszka dopala się i zaraz zamieni się w stos stygnących węgli. Już teraz jest prawie czarna, a i na łąki szybko opada ciemność. Widzę jeszcze jasny zad sarny. Zwierzę idzie niespiesznie w górę zbocza, w stronę, skąd przed chwilą przyszło owcze stadko. Za chwilę wszystko zniknie. Nadejdzie bezksiężycowa noc i zgasi ognie października. Trzeba będzie je sobie wyobrażać. Tak jak wędrując zmęczeni w mroźnej ciemności wyobrażamy sobie, że w końcu dotrzemy do domu. Amen, Drodzy Państwo. Amen.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2018