Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zapewniam was: Nie przeminie to pokolenie, dopóki nie spełni się to wszystko. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą. O tym jednak, kiedy nadejdzie ten dzień i godzina, nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. Miejcie oczy szeroko otwarte, czuwajcie, gdyż nie wiecie, kiedy nadejdzie odpowiedni czas”. Ten opis to nie scenariusz tzw. końca świata. Świadczy o tym gatunek literacki, właściwy dla literatury apokaliptycznej, którym posługiwano się, chcąc opisać interwencję Boga w dzieje świata, zwłaszcza w momentach przełomowych.
Tego typu opisów nie można brać dosłownie. Nikt przecież przy zdrowych zmysłach nie weźmie Matejkowskiego obrazu „Sobieski pod Wiedniem” za realistyczne przedstawienie stoczonej tam bitwy. Podobnie jest np. z występującymi w apokaliptycznych tekstach aniołami dmącymi w trąby. Pamiętamy takie obrazy z podręczników do religii, ale i z kaplicy Sykstyńskiej czy z innych przedstawień. Te trąby nawiązują po prostu do dęcia w róg, np. na zakończenie Jom Kipur czy początek Nowego Roku.
Jeśli już chcemy znaleźć obraz bardziej przystający do opisów biblijnych i do dzisiejszej wrażliwości artystycznej, spróbujmy pójść za Czesławem Miłoszem i jego poetycko-teologiczną intuicją: „A którzy czekali błyskawic i gromów, / Są zawiedzeni. / A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, / Nie wierzą, że staje się już. / Dopóki słońce i księżyc są w górze, / Dopóki trzmiel nawiedza różę, / Dopóki dzieci różowe się rodzą, / Nikt nie wierzy, że staje się już. / Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, / Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, / Powiada przewiązując pomidory: / Innego końca świata nie będzie, / Innego końca świata nie będzie”.
Na uzasadnienie swojej wizji końca świata Miłosz ma mocny argument – historię wszystkich pokoleń chrześcijan, którzy wciąż proszą Boga: „Przyjdź królestwo twoje”, czasami nie wiedząc, że proszą o to, czego chcieliby uniknąć. Wciąż przecież wielu koniec świata utożsamia z jego unicestwieniem.
„O tym jednak, kiedy nadejdzie ten dzień i godzina, nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” – mówi Jezus. I dobrze, gdyż w ten sposób Duch Boży pozbawia nas złudnej nadziei, że uda się nam przechytrzyć Boga i w ostatniej chwili dobrze się przed Nim zaprezentować. Na takie sztuczki szkoda czasu. Znamy przecież taki sposób życia, który wyzwala ze strachu przed tym dniem.
Każdego dnia na głowy naszych sióstr i braci spada rój nieszczęść, ogłuszająca nawałnica złych słów i czynów, tak że ziemia usuwa im się spod nóg. Czasy ostateczne to nasze czasy. Trzeba, żebyśmy w takich czasach byli owym wielkim księciem Michałem, „opiekunem dzieci [Bożego] ludu”. Jak to ma wyglądać w praktyce? Otwórzmy światu szerzej nasze serca i portfele, to się dowiemy. ©