Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uroczystość Wszystkich Świętych w naturalny sposób kieruje naszą uwagę w stronę niebios i tych wszystkich, którzy wyprzedzili nas ze świadectwem wiary na szlaku przejścia. Spojrzenie ku niebu było naturalne, gdy Jezus zniknął z zasięgu spojrzenia uczniów. Tymczasem w ocenie aniołów zdaje się pojawiać krytyka postawy Apostołów zapatrzonych w niebo. Być może ten akcent krytyczny zawarty jest tylko w pierwszej części pytania: "dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?". Bierne stanie w miejscu nie uwzględniało bowiem nowych zadań, które winni podjąć uczniowie po odejściu Mistrza. Byli przecież posłani na krańce świata, aby nauczać, chrzcić, nieść przesłanie nadziei i prawdy. Ich apostolska wędrówka odnajdywała jednak swój ostateczny sens w odniesieniu do ukazywanej przez Chrystusa ojczyzny, która jest w niebie.
W wykładzie Leszka Kołakowskiego podczas I Kongresu Kultury Chrześcijańskiej na KUL w 2000 roku uderzyła mnie emfaza, z jaką cytował słowa Listu do Hebrajczyków: "Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść" (Hbr 13, 14). We własnym komentarzu akcentował wtedy: "Miasto nasze właściwe jest gdzie indziej, nie w pełni do tego świata należymy, mamy status wygnańców". Słuchałem ze wzruszeniem, gdy wybitny filozof rozwijał w racjonalnym wywodzie argument, który kojarzył mi się z treścią maryjnej antyfony o "wygnańcach Ewy". Dwie bardzo odległe od siebie tradycje intelektualne spotkały się w tym samym poszukiwaniu ludzkiego spełnienia.
W doświadczeniu sytuacji granicznych zanikają mało istotne różnice, gdy czujemy się zjednoczeni przez wspólnotę tej samej ojczyzny. Ta sama więź nie zwalnia jednak z obowiązku działania. Nie wolno więc bezczynnie trwać w tym samym miejscu. Trzeba umieć szukać, wpatrywać się, odkrywać prawdy niezauważane w wirze codzienności.