Sułtan Recep i jego imperium

Chusty w parlamencie, meczet na każdym uniwersytecie, a teraz nauka języka dawnych sułtanów. Czy Turcja to republika, czy już osmańskie imperium?

09.02.2015

Czyta się kilka minut

Prezydent Recep Tayyip Erdoğan w otoczeniu żołnierzy w tradycyjnych osmańskich strojach wita prezydenta Palestyny Mahmuda Abbasa. Ankara, 12 stycznia 2015 r. / Fot. Adem Altan / AFP / EAST NEWS
Prezydent Recep Tayyip Erdoğan w otoczeniu żołnierzy w tradycyjnych osmańskich strojach wita prezydenta Palestyny Mahmuda Abbasa. Ankara, 12 stycznia 2015 r. / Fot. Adem Altan / AFP / EAST NEWS

Język osmański będzie nauczany w szkołach publicznych, czy się to komuś podoba, czy nie” – te słowa, wypowiedziane przez prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana podczas wizyty w Departamencie ds. Religii, znów pokazały, jak podzielona jest Turcja. „To dobrze – mówią zwolennicy rządzącej partii AKP – bo naród musi znać swoją kulturę i wielowiekową tradycję”. „To zagrożenie dla demokracji i świeckości państwa” – biją na alarm obrońcy republikańskiej tradycji Mustafy Kemala Atatürka, który niemal sto lat temu autorytarnymi decyzjami stworzył turecką republikę.

Wiersze na perskich dywanach

Tym razem jedni i drudzy mają solidne argumenty.
Za tym, by współcześni Turcy poznawali dawny język, przemawia np. potężny dorobek literatury osmańskotureckiej, zwanej „poezją dywanową” (swój wkład wniósł do niej także polski emigrant Konstanty Borzęcki): literatura piękna, kroniki historyczne i dokumenty archiwalne (jeszcze z lat 20. XX wieku), dekoracje w meczetach, no i oczywiście sam Koran, który bogobojni muzułmanie powinni czytać tylko po arabsku.
– Dlaczego uczniowie mieliby nie poznać tych dzieł? To lepiej pomoże im zrozumieć własną historię. Zresztą o co ta awantura? Między dzisiejszym językiem tureckim i tym używanym w czasach osmańskich nie ma wielkiej różnicy, to chyba kwestia jakichś 150 tys. słów – zastanawia się Erol, członek AKP i radny graniczącego z Izmirem 80-tysięcznego miasteczka przemysłowego.
Erol bez wahania przyklasnął pomysłowi prezydenta, choć nie interesuje się dawną poezją. Szkoda. Inaczej wiedziałby, że język osmański turecki, przepełniony naleciałościami z języków arabskiego i perskiego, był zrozumiały właściwie jedynie dla wykształconych urzędników i pisarzy. Przykładowo, Borzęcki tłumaczył swoje wiersze na „zwykły” turecki, by jego wnuk Nazim Hikmet (również wielki poeta) w ogóle je zrozumiał.
– Ten kraj był piękny i wspaniały jeszcze przed wprowadzeniem republiki, choć nie wszyscy chcą o tym pamiętać! – upiera się Erol. Działacz AKP opowiada, jak zaprzyjaźnionej nauczycielce chciał ofiarować kiedyś komplet gipsowych figurek osmańskich władców. Koleżanka, sympatyzująca z partią komunistyczną (tępioną przez AKP), omal nie wyrzuciła go z mieszkania razem z prezentem. – Ale w końcu stoją na kitaplık, szafce na książki – cieszy się Erol. Wprawdzie figurka sułtana Murada II straciła głowę, ale Erol wierzy, że to był przypadek.

Polityczna koszula Dejaniry

Przypadkiem nie jest za to sposób, w jaki od przeszło 10 lat Erdoğan – wcześniej premier, a teraz prezydent – wprowadza swoje reformy. A zaczął je, jak należy: od zmiany koszuli.
– Kiedyś był znacznie bardziej konserwatywny. Potem stwierdził, że to się nie spodoba wyborcom. Pytany o to przez dziennikarzy odparł, że poglądy są jak koszula: że zawsze można je zmienić – opowiada Fatih, inżynier z Ankary, który właśnie zapisał się do powołanej w 2014 r. liberalnej partii Anadolu Partisi. Sprzeciwia się ona działaniom Erdoğana i bezczynności największej partii opozycyjnej CHP, która z kretesem przegrała ostatnie wybory prezydenckie, a wcześniej parlamentarne.
Dziś dziennikarze coraz rzadziej zadają prezydentowi pytania. Trudno to robić z więzień, do których niektórzy z nich trafili za „obrazę władzy”. Cele dzielą z wojskowymi, oskarżonymi kilka lat temu o zdradę stanu i wspieranie ugrupowania Ergenekon, mającego rzekomo w planach „przewrót pałacowy”.
Sformułowanie „przewrót pałacowy” nabiera dziś zresztą nowego znaczenia: w minionym roku ukończono budowę Ak-Saray – pałacu prezydenckiego Erdoğana, liczącego 200 tys. metrów kwadratowych i mieszczącego tysiąc pokoi (koszt: 275 mln euro).

Marsz, osmański marsz

Kilka tygodni temu żołnierze z jednostki wojskowej w Yeni Foca maszerowali podczas zaprzysiężenia w rytm muzyki Osmańskiego Marsza, skandując „Allah jest wielki”. Tymczasem formalnie armia to ciągle strażnicy świeckości: konstytucja daje wojskowym prawo interweniowania, jeśli uznają, że zagrożony jest rozdział religii od państwa. Nagranie stało się hitem w internecie – i uświadomiło wielu, że Erdoğan nie żartował, gdy zapowiadał wprowadzenie nauki Koranu i biografii Mahometa do szkolnictwa wojskowego.
Podczas sympozjum dotyczącego zmian w programach nauczania, w grudniu 2014 r., mowa była też o wprowadzeniu nauki religii do szkół podstawowych (w Turcji do tych szkół idą już pięciolatki) lub o zakazie kursów barmańskich w szkołach hotelarskich (bo muzułmanin ma się wystrzegać alkoholu). Padły nawet sugestie, by szkoły koedukacyjne zastąpić oddzielnymi placówkami dla chłopców i dziewcząt. Nie sprecyzowano, czy ich program miałby się jakoś różnić. Ale podążając za myślą prezydenta, głoszącego, że kobiety stoją niżej od mężczyzn i są stworzone do bycia matkami, można się domyślać. „Stworzymy pobożną i posłuszną młodzież, mamy do tego rzeszę stu tysięcy przywódców religijnych” – mówił prezydent.
I dodał coś, co dobrze oddaje ducha zachodzących w Turcji zmian: „Przez lata pogardzano religią i pobożnością. Tak kobietom, jak i mężczyznom zakazywano nakryć głowy. Ludzie, którzy się modlili i byli wierni słowom proroka, byli obrażani, odrzuceni i odsunięci na margines”. Czy nie jest więc tak, że dziś to oni biorą głęboki oddech i zaczynają w pełni żyć w kraju, gdzie wcześniej byli ośmieszani? Bo trudno polemizować z faktem, że przez dziesięciolecia muzułmanki pochodzące z tradycyjnych rodzin nie mogły kształcić się na państwowych uczelniach, jeśli nie decydowały się na zdjęcie okrywającej włosy chusty. Paradoksalnie, jedynym wyjściem był dla nich wyjazd na studia do USA czy Europy.
W takiej sytuacji była Gülsen, pochodząca z konserwatywnego Elazığ. Chciała studiować, nie rezygnując z zasad religii. W 2004 r., gdy stanęła przed wyborem uczelni, we własnym kraju nie miała możliwości studiowania. Z pomocą przyszedł zamożny krewny, który opłacił bratanicy studia na Politechnice Wiedeńskiej. Tam bardziej dbano o to, co studenci mają w głowie, a nie na głowie.

Młodzi gniewni

Studia podyplomowe Gülsen ukończyła już w Turcji. Zakaz noszenia chust w parlamencie zniesiono przed dwoma laty, a na uczelniach jeszcze wcześniej: w 2008 r. Tymczasem 19-letnia Ayşen z Ankary, która nie została przyjęta na tutejszy Uniwersytet Hacettepe, uważa, że to niesprawiedliwe. – Nas przed egzaminami przeszukano od stóp do głów, byśmy nie wnieśli ściągawek. Im nikt nawet nie kazał zdejmować chust – żali się młoda gniewna. Im, czyli koleżankom w chustach.
Ayşen uważa, że konserwatyści mają w Turcji coraz lepiej, a pomysły z nauczaniem osmańskiego tureckiego to kolejny tego dowód. – Lepiej postawiliby na angielski. Gdybym miała go więcej w liceum, nie chodziłabym teraz na kurs – mówi, stojąc na schodach American Kultur, prywatnej szkoły językowej. Fakt: w rankingu Uniwersytetu Cambridge i organizacji English First, Turcja zajmuje 43. (na 44 możliwe) miejsce w znajomości angielskiego.
Tymczasem Departament ds. Religii zapowiedział właśnie utworzenie do końca tego roku 50 meczetów (15 już działa) na państwowych uczelniach. Dodajmy do nich 17 tys. meczetów, które powstały w ciągu minionej dekady rządów Erdoğana. W całym kraju istnieje łącznie 93 tys. miejsc modlitwy. Równocześnie w Turcji jest zaledwie 32 tys. szkół publicznych.
– Ale u nas meczety, tak jak u was kościoły, najczęściej są budowane z datków wiernych – denerwuje się Idris, który zalicza się do wierzących (to brat Gülsen, która kształciła się w Austrii). – Ludzie chcą mieć miejsce do modlitwy blisko domu, zrzucają się i budują – tłumaczy.
Krytyków Erdoğana to raczej nie przekona. Do niedawna opozycja mówiła, że Erdoğan ma tajny plan islamizacji państwa. Dziś nikt już nie mówi o nim „tajny”. Ostatnio do aresztu, za opublikowanie ośmieszającego prezydenta wierszyka, trafiła była miss Turcji. Osmanowie mieli długą tradycję w zamykaniu pięknych dziewcząt... ©

Korzystałam ze wstępu do tłumaczenia „Wierszy i poematów” Nazima Hikmeta autorstwa Małgorzaty Łabędzkiej-Koecherowej, która znakomicie wyjaśnia zawiłości związane z osmańską i późniejszą poezją turecką.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2015