Protesty w Sudanie. Setki tysięcy ludzi na ulicach stolicy

W Chartumie i innych sudańskich miastach trwają antyrządowe wystąpienia, na ulicach pojawiły się barykady. Na środę zapowiedziano „marsz milionów”.
w cyklu STRONA ŚWIATA

16.11.2021

Czyta się kilka minut

Protesty w Chartumie, 16 listopada 2021 r. Fot. AP/Associated Press/East News /
Protesty w Chartumie, 16 listopada 2021 r. Fot. AP/Associated Press/East News /

Historia niepodległego od 1956 r. Sudanu to ciąg powtarzających się wojen, ulicznych rewolucji i wojskowych zamachów stanu. Do pierwszego doszło już dwa lata po ogłoszeniu niepodległości, gdy premier Abdallah Chalil, były żołnierz armii Egiptu (do niepodległości Sudan był brytyjsko-egipskim protektoratem) i Sudanu, oddał władzę wojskowej juncie, uważając, że lepiej niż cywilni politycy upora się z kłopotami młodego państwa.

Rządzący w Chartumie musieli sobie radzić zarówno z biedą, jak i zbrojnym powstaniem, jakie na południu kraju podniosły tamtejsze, wyznające chrześcijaństwo, ludy afrykańskie, uskarżające się na dyskryminację ze strony Arabów z północy. Sprzymierzając się z Zachodem, młody Sudan naraził się też zapatrzonemu w polityczny Wschód Gamalowi Abdelowi Nasserowi i jego Wolnym Oficerom, którzy dokonali rewolucji w Egipcie, obalili monarchię i przejęli władzę w Kairze.

Wojskowy rząd pod przewodnictwem gen. Ibrahima Abbuda nie spisał się wcale lepiej niż cywile. Jesienią 1964 r. w Chartumie doszło do pierwszej, ulicznej rewolucji. Rewolucja zwana „październikową” zmusiła generałów do ustąpienia, a stery państwa wróciły do rąk pierwszego przywódcy niepodległego Sudanu, Ismaila al-Azhariego i politycznych stronnictw dwóch potężnych rodów: Mirghanich i Mahdich.

Wojna na południu z każdym rokiem coraz bardziej się jednak rozpalała. Sudańczycy, zarówno z południa, jak północy, po staremu klepali biedę, a cywilni politycy, nie radząc sobie z rządzeniem, oddawali się korupcji i intrygom. W 1969 r. wojskowi dokonali więc nowego przewrotu, a jego przywódca, generał Dżaafar al-Nimejri, wzorujący się na Nasserze i Wschodzie, ogłosił pucz „rewolucją majową”.

Dżaafar al-Nimejri uznał, że najlepszym lekarstwem na biedę będzie upaństwowienie banków i fabryk, a wojnę na południu najprościej skończyć po prostu ją wygrywając. Uprzedzili go wojskowi, którzy pod wodzą gen. Abdel Rahmana al-Dahaba w 1985 r. odsunęli Nimejriego od władzy, a rok później urządzili wolne wybory i oddali kraj we władanie Mirghanim i Mahdim. W 1989 r. w Chartumie doszło jednak do nowego zamachu stanu i rządy przejął generał Omar al-Baszir, który po latach ogłosił się marszałkiem polnym .

Czas Baszira

Ze wszystkich przywódców Sudanu żaden nie panował tak długo jak Baszir. Żaden nie zaszkodził także reputacji sudańskiego państwa tak bardzo jak on. Sprzymierzywszy się, dla uprawomocnienia władzy, z muzułmańskimi radykałami (którzy udzielili w Sudanie gościny Osamie ibn Ladinowi i jego dżihadystom) został ogłoszony na Zachodzie pariasem. Co gorsza, także wśród arabskich monarchii i opływającego w ropę naftową półwyspu Arabskiego nie cieszył się poparciem.

Ostatecznie nie tylko nie wygrał wojny na południu, ale doprowadziwszy do bankructwa sudańską gospodarkę, podpisał z rebeliantami pokój i zgodził się na podział kraju. W 2011 r. Sudan się rozpadł. W jego południowej części powstał niepodległy Południowy Sudan, najmłodsze z państw Afryki. Zanosiło się nawet na to, że to nie koniec rozpadu Sudanu, bo sukces Południa zachęcił do buntu położony na zachodzie kraju Darfur, gdzie żyjące tam afrykańskie ludy, wyznające islam, również narzekały na prześladowania ze strony rządzących w Chartumie Arabów. Darfurską rebelię Baszirowi udało się stłumić, ale okrucieństwo, z jakim to zrobił, sprawiało, że Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi oskarżył go o zbrodnie wojenne i rozesłał za nim listy gończe.

Wpisana w sudańskie losy rewolucja dopadła w końcu i Baszira. Zaczęła się w lutym 2018 r. od głodowych strajków i wystąpień, a zakończyła w kwietniu kolejnego roku (rewolucja „kwietniowa”) kolejnym przewrotem, który uprzedził rewolucjonistów. Przywódca puczu generał Abdel Fatah al-Burhan zgodził się jednak podzielić władzą z przywódcami rewolucji i sprawować ją wspólnie aż do 2023 r., do nowych, wolnych wyborów. Obietnicy jednak nie dotrzymał.

Pucz październikowy

Pod koniec października, na kilka tygodni przed terminem, w jakim zobowiązał się przekazać przewodnictwo tymczasowych władz cywilom, Burhan dokonał drugiego już puczu. Cywilnego premiera Abdallaha Hamdoka osadził w areszcie domowym, a jego rząd rozwiązał. Wprowadził też w kraju stan wyjątkowy.

Burhan liczył, że po dwóch latach wspólnych rządów Sudańczycy zdążyli się już rozczarować rewolucją i jej przywódcami, że w zamian za samą obietnicę świętego spokoju, porządku i lepszego jutra zapomną o demokracji i wolności, której tak bardzo domagali się, występując przeciwko Baszirowi. Miał nadzieję, że ulica pogodzi się z przewrotem, zwłaszcza jeśli w miejsce zwolnionych cywilów powoła nowych, posłusznych rewolucjonistów i ponownie solennie obieca, że za dwa lata, latem urządzi w Sudanie wolne wybory i sam nie będzie w nich ubiegał się o prezydenturę.

Rewolucjonistom, z którymi współrządził Sudanem, władzy, nawet tej tymczasowej, oddawać nie chciał w obawie, że zrobią oni wszystko, by odsunąć od niej jak najdalej wojskowych, odbiorą przywileje, a przede wszystkim - dobiorą się do majątków zbitych na zawłaszczonej pod rządami Baszira gospodarce. Burhan i inni generałowie obawiali się też, że jeśli rewolucjoniści wydadzą do Hagi uwięzionego za korupcję Baszira, marszałek polny nie będzie krył swoich podwładnych i towarzyszy broni i opowie o wszystkich ich zbrodniach i brudnych interesach.

Burhan wiedział też, że jeśli sam nie unieważni ugody z rewolucjonistami, zbrojnego przewrotu dokonają młodsi wiekiem wojskowi z Mohammedem Hamdanem „Hemetim” Dagalo, watażką, owianym złowrogą sławą na wojnie w Darfurze.

Krok wstecz, krok wprzód

Generał Burhan przeliczył się jednak, bo na wieść o zamachu ludzie w Sudanie znów całymi tysiącami wyszli na ulice, a Ameryka, która pod rządami Donalda Trumpa w zamian za obietnicę nawiązania stosunków z Izraelem wykreśliła Sudan z czarnej listy państw-banitów, zagroziła nowymi sankcjami i wstrzymaniem wszelkiej pomocy. Nawet życzliwi Burhanowi Egipt, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, alergicznie niechętne wszelkim rewolucjom, z nieufnością przyglądały się, gdy zaczął przywracać do łask dawnych dygnitarzy i urzędników związanych z Baszirem i jego sprzymierzeńcami, Braćmi Muzułmanami.

Na początku listopada wydawało się, że zaniepokojony reakcją rodaków i świata Burhan gotów jest na ustępstwa. Wypuścił z aresztu uwięzionych cywilnych ministrów, zgodził się na przyjazd rozjemcy z ONZ i za jego pośrednictwem zaproponował Hamdokowi, by stanął na czele nowego rządu, do którego weźmie raczej fachowców niż polityków.

Przywódcy „kwietniowej” rewolucji nie poszli jednak na ugodę. Oświadczyli, że nie zadowoli ich przywrócenie stanu rzeczy sprzed październikowego zamachu, ale domagają się, by wojskowi oddali władzę już dziś.


STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


 

W zeszłym tygodniu Burhan powołał więc nową, poszerzoną, 14-osobową Radę Suwerenną (poprzednia liczyła 11 osób), pełniącą funkcję naczelnej władzy. Powołał do niej tych samych generałów (z „Hemetim” jako zastępcą), którzy zasiadali w niej przed zamachem, ale przy wyborze cywilów pominął rewolucjonistów. Ci zaś wezwali Sudańczyków do nowej rewolucji.

Od końca października w Chartumie i Omdurmanie, a także innych sudańskich miastach trwają znów antyrządowe wystąpienia, opozycja prowadzi kampanię nieposłuszeństwa obywatelskiego, na ulicach pojawiły się barykady. Wojsko zamknęło mosty na Nilu, a przywódcy opozycyjnego przymierza „Oddziały Wolności i Zmiany” zauważyli, że siły bezpieczeństwa ruszają do natarcia i rozpędzają ludzi, zanim na dobre zdążą się zebrać w rewolucyjny tłum.

Znów padają strzały. Podczas ulicznych protestów i rozruchów, do których dochodzi od przewrotu z 25 października, zginęło już 25 osób, a ponad dwieście zostało rannych (połowa od ran postrzałowych). Mimo to, rewolucyjne pochody przyciągają coraz więcej ludzi. Pod koniec października na ulice wyszły dziesiątki tysięcy, podczas ostatniego weekendu – setki tysięcy. Na środę zapowiedziano „marsz milionów”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej