Sucho

Jest sucho.

10.11.2014

Czyta się kilka minut

Wszystko porudziało i wyszarzało. Wiatr ciągnie z południowego wschodu i goni lekkie chmury. Zupełnie nie jak w listopadzie: świat podszyty tym suchym wiatrem. Mogłoby tak zostać. Żeby się w końcu zrobiło jak na stepie w połowie lata. Rudo, wietrznie i sucho. I trzeba szukać jakiegoś zagłębienia, zapadliska albo pagórka, żeby rozbić namiot. Na przykład gdzieś nad rzeką Naryn albo jej dopływem. Ale wiatr i tak znajduje drogę i trzeba śledzie przyciskać kamieniami, trzeba wiązać dodatkowe linki i auto ustawić jako osłonę, która i tak nic nie daje. Więc można tylko wślizgnąć się do śpiwora i nasłuchiwać wielkiej ciemności, która sunie z łoskotem nad ziemią, i można się tylko zastanawiać, skąd się wzięła, gdzie jest jej początek.

Takie mam myśli w Polsce na początku listopada, gdy jest tak sucho, pięknie i wietrznie. Nasłuchuję wiatru za drewnianą ścianą i w myślach wybieram się nad rzekę Naryn, nad rzekę Hoyt Terhiyn i nad inne rzeki, gdzie rozbijałem namiot. Bo przecież często myślimy o czym innym i w myślach wybieramy się gdzieś indziej. Zapewne nad rzeką Naryn myślałem o naszym drewnianym domu, a nad Syr-darią o naszej pięknej, odległej ojczyźnie. Dlatego teraz myślę niejako w drugą stronę, myślę, spłacając coś w rodzaju długu. Przypominam sobie zimne świty, gdy wiatr już ustał i srebrzyste powietrze odbijało się we wstędze wód. Zwijałem obóz tak, by nie pozostał żaden ślad. Zostawiałem tylko resztki mięsa dla myszy i mrówek. Na rzeką Onon myślałem o powiecie gorlickim, więc teraz mam chyba prawo powracać w myślach w tamte bezdrzewne strony i przypominać sobie cienie chmur sunące po bezkresnej wyżynie. Na początku listopada, dzień po pełni księżyca, w suchym powietrzu z południowego wschodu.

Kto wie, czy jedynym celem podróży nie jest wypełnianie pamięci, by mieć na później. Że gdy jedziemy, to nic właściwie się nie dzieje. Jazda, przerwa, odpoczynek, znowu jazda, potem spanie i potem usuwanie, zacieranie śladów i znowu jazda. Właściwie nie ma czasu, by cieszyć się tym, co jest. A w każdym razie nie ma go wystarczająco dużo. Boli tyłek, jest gorąco, od suchego powietrza pęka skóra dłoni, tak jak na mrozie. Nuda godzin w monotonnym krajobrazie, jednostajny pomruk silnika, przez całe dnie nie można w radio złapać żadnej stacji. Właściwie nie ma się czym cieszyć. Właściwie nie ma niczego, co by się chciało zapamiętać, więc trzeba pozostawić umysł własnemu losowi. Niech sobie sam daje radę w tej podszytej suchym wiatrem pustce. Niech stawia opór nicości i niech w końcu da za wygraną. Po to, by potem, na początku listopada, nasłuchiwać, jak ciemność ociera się o drewnianą ścianę domu i gdzieś w jej wnętrzu, w środku mroku, są te wszystkie obrazy znad wyżynnych rzek i bezdrzewnych równin.

Czasami dało się rozpalić ogień. Woda wyrzucała na brzeg szare, wypłukane kawałki drewna. Przypominały podłużne kamienie. Bóg wie, skąd przypłynęły. Wystarczały na niewielkie ognisko. Płonęło nisko, przy ziemi, przyciśnięte wiatrem. Iskry leciały do oczu jak czerwony piasek. Można było odejść w głąb stepu i patrzeć, jak ogień maleje i maleje w ciemnej nieskończoności. Nie było widać nic prócz niego i granatowego lśnienia rzeki. Może to była Selenga, a może Delgermörön, a może nie miała nawet nazwy. Tam też nad ranem było zimno i wydawało się, że razem z ciszą świtu zaległ szron.

Jest suchy listopad i wyobrażam sobie, że nad Mareszką, Żydówką i Uhercem wieje ten sam wiatr, który wiał wtedy nad tamtym płaskowyżem. Że to jest po prostu ten sam wiatr. Przecież nie może być inaczej. Wyobrażam sobie, że w końcu opuści powiat gorlicki, opuści naszą dolinę, zostawi w spokoju nasz drewniany dom i ruszy dalej wokół świata, by dotrzeć nad Selengę, albo nad rzekę bez nazwy, i roznieci na powrót tamto wygasłe ognisko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2014