Stworzeni dla uczty weselnej

„Mam nadzieję, że moje odchodzenie potrwa dłużej i nie będzie zbyt gwałtowne” – mówił Jean Vanier. Przyjaciel osób z niepełnosprawnością intelektualną i wielki autorytet duchowy zmarł w wieku 90 lat.

13.05.2019

Czyta się kilka minut

 / TIZIANA FABI / AFP/ EAST NEWS
/ TIZIANA FABI / AFP/ EAST NEWS

Większość osób życzy sobie szybkiej i łagodnej śmierci. A Jean już w 2006 r. – podczas rozmowy ze mną i Łukaszem Tischnerem dla miesięcznika „Znak” – mówił, że chce, aby jego przyjaciele mieli czas oswoić się z jego odejściem. „Powinienem przejść długą, przewlekłą chorobę” – powiedział.

Nagrywaliśmy ten wywiad w krakowskich Łagiewnikach, gdzie prowadził rekolekcje. Przyjął nas w swoim pokoju, leżąc w łóżku. Odpoczywał pomiędzy kolejnymi konferencjami, a my przyszliśmy rozmawiać o starości i śmierci. Wyraźnie ucieszył się, że chcemy o to pytać. „Historia każdego z nas sprowadza się do tego, że rodzimy się w słabości i umieramy w słabości – mówił. – Przez wiele lat byłem odpowiedzialny za mój dom wspólnotowy, musiałem rozwiązywać konflikty, borykać się z trudnościami. Dziś nie mogę pracować jak dawniej, nie ciążą na mnie w naszym domu żadne obowiązki, poza jednym: że mam ich nie mieć... Teraz, kiedy jestem słabszy i inni widzą moją słabość, pełniej doświadczam, czym jest komunia. Bo kiedy dysponujemy siłą, nie wiemy, czym ona jest. Oczywiście władza czy autorytet mogą wyrażać się w sposób uprzejmy i potrafią budować jedność, niemniej prawdziwa komunia wyklucza siłę. Tajemnica słabości polega na tym, że to ona sprawia, iż jesteśmy razem. Fundamentem każdej wspólnoty, każdej rodziny jest wezwanie: »Potrzebuję cię, nie mogę tego zrobić sam«”.

Zaufanie ojca

Życie Jeana przypomina trochę biografię Brata Alberta. Jako młody człowiek nie brał wprawdzie czynnego udziału w walkach, ale otarł się o wojnę. W 1941 r., jako trzynastolatek, zdecydował się wstąpić do marynarki wojennej. Na decyzję wpłynęły zapewne przeżycia z pierwszych wojennych miesięcy: rodzina gen. Georges’a Vaniera, radcy ambasady kanadyjskiej w Paryżu, przez Walię uciekła do Kanady. W pamięci rodziny zapisał się epizod z portu w Bordeaux: statek handlowy, który zabrał ich do Walii, wypływał w morze, kiedy podpłynął holownik z kolejną grupą uchodźców. Ze względu na bezpieczeństwo tych, którzy już byli na pokładzie, kapitan odmówił ich przyjęcia. W jakiś czas potem popełnił samobójstwo.

Jean zdecydował, że wstąpi do szkoły morskiej w Dartmouth w Anglii. Było to dla całej rodziny trudne wyzwanie. Anglia była bombardowana (w 1942 r. niemiecki nalot zniszczył budynki szkolne), a każde wypłynięcie w morze wiązało się z możliwością ataku ze strony łodzi podwodnych. Mimo to, kiedy Jean oznajmił ojcu, jaka jest jego decyzja, ten odpowiedział krótko: „Ufam ci”. „W ten sposób mój ojciec dał mi życie – mówił po latach Vanier. – Pomogło mi to w przyszłości podobnym zaufaniem obdarzać innych”.

Pochodził z kochającej się rodziny i miał liczne rodzeństwo, sam jednak rodziny nie założył. W 1950 r., jako dobrze się zapowiadający oficer marynarki kanadyjskiej, postanowił nagle porzucić karierę wojskową i poświęcić się poszukiwaniom duchowym. Jedną z inspiracji była dlań książka Thomasa Mertona – „Siedmiopiętrowa góra”. Matka, Thérèse Vanier, poznała go z o. Thomasem Philippe’em, dominikaninem, cenionym duszpasterzem. Spotkanie to zaważyło na dalszych losach Jeana. Najpierw wstąpił do prowadzonej przez o. Philippe’a wspólnoty Eau Vive (Żywa Woda), która skupiała studentów chcących wejść głębiej w chrześcijańską duchowość. Równocześnie rozpoczął studia filozoficzne i teologiczne, przygotowujące do kapłaństwa (święcenia miał przyjąć w Kanadzie). W 1956 r. władze kościelne zażądały jednak od niego opuszczenia wspólnoty, którą oskarżano – jak się okazało, niesprawiedliwie – o odstępstwa od kościelnej ortodoksji, i przeniesienie się na stałe do seminarium.

9 czerwca miało miejsce zdarzenie, które Jean po latach wspominał z uśmiechem: francuski prowincjał dominikanów podsunął mu do podpisu odpowiedni dokument, a Jean parafował go bez czytania. Okazało się, że prowincjał się pomylił: zamiast rezygnacji z członkostwa we wspólnocie, Jean podpisał oświadczenie, że odrzuca zaproponowane warunki. Mimo nalegań, nie wycofał później swojego podpisu i w ten sposób znów musiał szukać sobie miejsca.

Jakiś czas mieszkał w klasztorze trapistów, potem samotnie na farmie, z coraz większym zaangażowaniem studiując filozofię. W tym czasie jego ojciec został powołany na stanowisko gubernatora generalnego Kanady. W 1962 r. w Instytucie Katolickim w Paryżu Jean obronił doktorat o pojęciu szczęścia u Arystotelesa. Dostał zaproszenie na Uniwersytet w Toronto i rok później rozpoczął wykłady z etyki.

I wtedy po raz kolejny na jego drodze zjawił się o. Philippe: zaprosił Jeana do małego miasteczka Trosly-Breuil (80 km od Paryża), gdzie w domu opieki dla mężczyzn z upośledzeniem umysłowym Val Fleuri pełnił obowiązki kapelana. Wizyta w tym miejscu okazała się kolejnym przełomem. „Usłyszałem wewnątrz przejmujący krzyk ludzi z upośledzeniem” – mówił po latach Jean. Zobaczył grupę mężczyzn o różnym rodzaju i stopniu niepełnosprawności, którzy wprawdzie mogli liczyć na życzliwość lekarzy i wychowawców, ale żyli w izolacji, z dala od swoich rodzin, bez kontaktów z innymi ludźmi. Mieszkańcy domu opieki okazali się osobami niesłychanie serdecznymi, zaciekawionymi nowym przybyszem, ale nie ze względu na to, co reprezentował, lecz ze względu na to, że po prostu wśród nich był. „Nie obchodził ich mój intelekt, interesowała ich tylko moja osoba. Przyszedłem do nich z hierarchią wartości, która nic dla nich nie znaczyła”. Jedyne, czego oczekiwali, to relacji. „Czy mnie kochasz?”, „Czy jeszcze przyjdziesz?” – pytali i Jean zrozumiał, że na te pytania nie można odpowiedzieć wymijająco


KS. ADAM BONIECKI: Zmarł Jean Vanier. Był dla mnie i dla wielu ludzi mistrzem i przewodnikiem. Uczył, że miłość pokazuje drugiemu: „jesteś piękny i masz swoją wartość”.


Przepis na świętowanie

W Kościele katolickim trwał właśnie Sobór Watykański II, powstawały jego rewolucyjne dokumenty, zmieniało się m.in. myślenie o roli świeckich w kościelnej wspólnocie, a Jean Vanier przygotowywał się do czegoś z pozoru bardzo skromnego. W 1964 r. kupił w Trosly mały kamienny domek i zamieszkał w nim najpierw z trójką, a potem z dwójką mężczyzn, którzy wcześniej byli pensjonariuszami Val Fleuri. Razem z Raphaëlem Simi i Philippe’em Seux stworzył w ten sposób pierwszą wspólnotę Arki (L’Arche).

Początki były ciężkie. Jean musiał się nauczyć opiekować współmieszkańcami, którzy byli niepełnosprawni nie tylko intelektualnie, ale również fizycznie. Niemniej to proste życie szybko go pochłonęło. Wkrótce odkrył, że obok wspólnej pracy najważniejsze jest świętowanie i że niekoniecznie musi ono przybierać jakieś wyrafinowane formy. Istotą świętowania jest uwaga, wzajemne słuchanie się i dzielenie. „Jesteśmy stworzeni dla uczty weselnej” – mówił Łukaszowi i mnie, nawiązując do opowieści o Kanie Galilejskiej. „A my zamieniliśmy weselną ucztę na zarządzanie przedsiębiorstwem (...) Ludzie są powołani do tworzenia miejsc świętowania. Miejsc niewykluczających nikogo, zapraszających innych na ucztę. Niestety, zamieniliśmy życie w coś zbyt poważnego: działanie, bogacenie się, produkcję (...) Straciliśmy poczucie bujnej płodności – dawania życia, cieszenia się nim – na rzecz produktywności. Tym, co najgłębiej skrywa się w naszym człowieczeństwie, jest radość”.


JEAN VANIER w rozmowie z „Tygodnikiem”: W sercu każdego człowieka jest współczucie, zdolność do kochania ubogich i słabych. Alternatywa jest taka: albo staramy się, żeby to w nas rosło, albo to dusimy, żeby posiąść władzę.


Zdobywanie Lourdes

Stopniowo wokół Jeana zaczęli pojawiać się ludzie zainteresowani takim sposobem życia. W Wielkanoc 1971 r. wspólnie z Marie-Hélène Mathieu Vanier zorganizował pielgrzymkę do Lourdes, w której wzięły udział osoby z upośledzeniem umysłowym i ich rodziny. Marie-Hélène w książce „Nigdy więcej sami” wspomina, że tuż przed pojawieniem się pielgrzymów w Lourdes panowała atmosfera, jakby zaraz miała wybuchnąć wojna. „Na brzegu rzeki Gave co 50 metrów stał żołnierz z kontyngentu, aby dzieci lub dorośli nie rzucili się albo nie wpadli do wody. Do interwencji gotowi byli nawet nurkowie. (...) Niektórzy sklepikarze opuścili antywłamaniowe rolety, gdyż obawiali się, że ich sklepy będą ograbione”.

Sceny te wiele mówią o tym, jak wyobrażano sobie wówczas osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Spodziewano się incydentów, wybuchów agresji, tymczasem 12 tysięcy pielgrzymów z 15 krajów zachowywało się spokojnie: brało udział w nabożeństwach, występach, odwiedzało miejsca związane ze św. Bernadettą. Pielgrzymka dała początek nowemu ruchowi – Wiara i Światło – który skupia się wokół rodzin mających dzieci z upośledzeniem umysłowym. Tworzą go wspólnoty spotkania: osoby niepełnosprawne mieszkają w swoich domach, ale mają przyjaciół-wolontariuszy, którzy są z nimi w kontakcie, wspólnie organizują wyjścia i rozmaite imprezy, a w wakacje wyjeżdżają razem na obozy.

Podobnie jak w Arce, tak i tu pierwszym celem wspólnot nie jest działanie, lecz tworzenie komunii z tymi, którzy często nie mają innych przyjaciół. Podczas spotkań ważnym elementem jest wspólna modlitwa, rozmowa i zabawa, ale też posiłek, podczas którego jedni mogą usługiwać drugim. Jednym z ciekawszych zwyczajów, jakie są podtrzymywane w ruchu, jest wzajemne umywanie nóg. Podczas tego obrzędu znikają wszelkie podziały: niesprawni lub mniej sprawni myją nogi sprawniejszym, dzieci rodzicom, rodzice młodym wolontariuszom. Ruch Wiara i Światło nie ma przełożonych, a jedynie koordynatorów; to także jest wyrazem niehierarchicznego myślenia o wspólnocie


CZYTAJ TAKŻE

We wspólnocie, którą przed 50 laty założył Jean Vanier, odkrywa się wartość ludzi zranionych i odrzuconych. Jeśli ma ona kogoś uratować, to nas wszystkich: społeczeństwa ufundowane na sukcesie, hierarchii czy konsumpcji. Tekst Wojciecha Bonowicza >>>


Sens życia

Na świecie istnieją obecnie 154 wspólnoty Arki w 38 państwach oraz 1450 wspólnot Wiary i Światła w 85 krajach; liczbę członków tych ostatnich szacuje się na około 40-45 tysięcy. Nie są to liczby duże, zważywszy, iż ruchy istnieją już tak długo. Niemniej ich pojawienie się i trwanie, a także cała działalność Jeana Vaniera – liczne konferencje, wykłady, książki i filmy – sprawiły, że stosunek do osób z niepełnosprawnością intelektualną bardzo się zmienił, nie tylko zresztą w Europie. Oba ruchy są zakorzenione w Kościele katolickim, ale mają charakter ekumeniczny, a nawet międzyreligijny. Ich członkami bywają też osoby niewyznające żadnej religii.

Bardzo ciekawym świadectwem spotkania odmiennych wrażliwości jest książka „(Bez)sens słabości. Dialog wiary z niewiarą o wykluczeniu”, zawierająca listy Jeana Vaniera i Julii Kristevej, wybitnej językoznawczyni i filozofki, którą zafascynowało życie Arki, mimo iż sama określa siebie jako osobę niereligijną. Vanier wielokrotnie podkreślał, że osoby z niepełnosprawnościami są cementem, który może połączyć rozwarstwiające się i rozpadające społeczeństwa. Nastawieni nie na władzę i konkurowanie z innymi, lecz na życie w bliskości i czułości, przypominają nam, „normalnym”, o tym, co powinno być celem naszych starań. Podczas jednej z wielu rozmów, jakie odbyliśmy, powiedział, że marzy mu się „społeczeństwo oparte nie na strachu, lecz na powitaniu”. W 2015 r. za swoją działalność społeczną i intelektualną Jean Vanier został wyróżniony Nagrodą Templetona.

Jego pragnienie wypowiedziane w Łagiewnikach spełniło się. Kilka miesięcy temu wykryto u niego nowotwór tarczycy. Zaatakowane tkanki zostały usunięte, ale okres rekonwalescencji się przedłużał i nie przynosił poprawy. Mimo cierpienia Jean cieszył się, że może stopniowo pożegnać się z członkami swojej wspólnoty. Zmarł w szpitalu w Paryżu 7 maja o godz. 2.10 w otoczeniu najbliższych przyjaciół. Na kilka dni przed śmiercią zostawił wiadomość dla członków obu ruchów, które stworzył: „Czuję głęboki pokój i zaufanie. Nie wiem, jaka będzie moja przyszłość, ale Bóg jest dobry i cokolwiek się stanie, będzie to najlepsze. Jestem szczęśliwy i dziękuję za wszystko. Z całego serca przekazuję moją miłość do każdego z Was”. ©

Korzystałem m.in. z książek Kathryn Spink „Cud, przesłanie i historia. Jean Vanier i Arka” w przekł. Dagmary Waszkiewicz (2008), Marie-Hélène Mathieu „Nigdy więcej sami. Przygoda »Wiary i Światła«” w przekł. zbiorowym (2014) oraz Anne-Sophie Constant „Jean Vanier. Biografia” w przekł. Katarzyny i Piotra Wierzchosławskich (2015). Rozmowa publikowana w miesięczniku „Znak”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019