Stwarzanie przez wypowiadanie

Czar bycia pisarzem należy do wewnętrznych toposów literatury: pisano o nim w podręcznikach poetyki i retoryki (nie zawsze wprost), pojawiał się w komediach Arystofanesa, w nowożytności jako motyw lustra, sobowtóra, ukradzionej księgi, maniackiego czytanio/pisania, by na dobre wypełnić autotematyczne powieści dwudziestowieczne.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

Współcześnie, jak wszystko, zszedł do kultury popularnej i nikogo nie dziwi, że pisarzem, jak piosenkarką, może zostać każdy. Niektórzy mogą sobie ten stan po prostu kupić, inni muszą nim kupczyć: vide najnowszy film Romana Polańskiego, w którym ghost writer zostanie na końcu zabity, niedługo po śmierci swojego "szefa", co zinterpretować można różnie. Nie bez znaczenia byłaby tu interpretacja skoncentrowana na postaci złej żony-agentki, która najpierw wpływa na życie męża-polityka, potem wynajmuje i likwiduje autorów tego życia, czyli pomocników do pisania autobiografii. Ta "zła kobieta", lady Makbet po liftingu, okazuje się faktyczną właścicielką biografii, tej przeżywanej i tej pisanej, co mogłoby dać asumpt do przewrotnej interpretacji feministycznej, jednak tym razem idzie mi raczej o figurę smutnego nie-do-pisarza, dość dobrego tylko, gdy ma przykrywkę w postaci znanego nazwiska na okładce.

Kino ten motyw lubi, nawet go nadużywa. Podobnie literatura. W powieściach pisanych obecnie oczywiście motyw musi ulec przetworzeniu, jak w "Operacji Shylock. Wyznanie" Philipa Rotha, w pewnej mierze podobnej do filmu Polańskiego, bo też plączącej pisanie ze szpiegowaniem. U Rotha sprawa ma się tak, że udający narratora mężczyzna jest sobowtórem, ma natomiast radykalne i nieco niedorzeczne poglądy: nawołuje (pod "przykrywką" pisarza właściwego) do ponownego rozproszenia Żydów w krajach diaspory, gdzie czekają osieroceni dawni współziomkowie. Nazywa się to "diasporyzm" i ma być odwrotnością syjonizmu. Piękny koncept, pokazujący ironicznie oblicze współczesnego antysemityzmu, jednak i ten wątek muszę porzucić dla wątku głównego, czyli pytania o los pisarza. Oto bowiem istnienie uzurpatora sprawia, że autor "Wyznania" wchodzi na ścieżkę wywiadu, wikła własną tożsamość, by przezwyciężyć stan rozdwojenia. Pożąda na tej drodze u-tożsamiania nawet kobiety swego dublera, w istocie chce wejść w skórę tego, kto żyje w jego skórze. Coś musi w tym pragnieniu zostania autorem tkwić, skoro wywołuje pragnienie ? rebours, pragnienie odwrócone, niepowstrzymaną chęć zajrzenia w duszę tego, kto oszukuje.

Innym przykładem niech będzie "Lila, Lila" Martina Sutera, podobno ekranizowana, co poświadcza obserwację, że sztuka popularna kocha ten motyw, tak jak w przeszłych wiekach kochała komedie pomyłek, przebieranek i rozpoznań. Tym razem bohater znajduje przypadkowo rękopis powieści o młodzieńczej miłości i przy jego pomocy wkrada się w łaski pięknej dziewczyny ze środowiska snobów, klientów obsługiwanych przez siebie w pubie. Międzynarodowa kariera zmienia w jego życiu wszystko, nawet to, że wcześniej nie umiał pisać. Tłumy na spotkaniach autorskich, kontrakty, pieniądze, a przede wszystkim uczucia nie zasypują lęku przed demaskacją. To, co darowane wraz z rękopisem, jest ważniejsze od literatury, tylko co zrobić z kłopotliwym faktem źródła, czyli tekstu, z charakterem pisma? Powieść kończy scena narodzin narratora powieści o straconej miłości, w którą zapewne wplątana będzie historia o odnalezionym manuskrypcie. Kariera indukuje tu - chyba - talent; miłość przezwycięża nawet brak predyspozycji. Literatura czyni literata.

W serialu "Californication" jest, zdaje się, wątek podobny, nie wiem dokładnie, bo widziałam zaledwie parę odcinków: dziewczyna kradnie głównemu bohaterowi gotową powieść. Czemu tak łatwo? Bo bohater dużo pije, zdradza żonę i może przeoczyć nawet stratę dzieła? Bo ważniejsze od powieści w byciu pisarzem jest bycie pisarzem?

Ten ostatni przypadek pokazuje coś, co obserwować można na co dzień: ważniejsza od pisarstwa jest kariera. Na dobrą sprawę wszystkie przytoczone tu przykłady, wybrane z morza wielu, dowodzą właśnie tego: książkę w naszej kulturze wciąż opromienia pociągający blask, jednak same pisarskie męki wydają się mniej atrakcyjne. Książkę można ukraść, pisarza podrobić, wynająć, zabić. Książka i sława - a w środku nicość, bo komu zależałoby na nieprzespanych nocach, dniach zwątpienia, pustej lodówce i tak dalej? Noszenie się na pisarza, owszem, z tą pustą lodówką, kacem, dociskającym wydawcą, męką wywiadów, strasznym obowiązkiem uczestniczenia w spotkaniach autorskich, ale kto powiedział, że to opowieść prawdziwa? Jesteśmy w świecie fikcji, więc opowiedzieć o mękach twórczych można, byle być w zamian pisarzem.

Piszę o tym nie tylko po wizytach w kinie i rzuceniu okiem na półkę z przeczytanymi w tych miesiącach powieściami. Kwestia bycia pisarzem (rzadziej pisarką) interesuje mnie także jako uczestniczkę życia literackiego, jego organizatorkę. Oto biogramy młodych ludzi nadsyłających swoje, powiedzmy, trzecie w życiu zestawy wierszy zawierają zawsze te straszne słowa "poeta", "prozaik", "dramaturg", "krytyk", "eseista". Słowa, pod których ciężarem się kurczę, których sama w stosunku do siebie rzadko używam, padają lekko. Ich teksty także gładko wchodzą w mniej więcej taką narrację: "ja, jako pisarz, opowiem wam, czemu inni nie są pisarzami, a ja jestem, chociaż niemal nikt mnie nie czyta, tamtych owszem i gdzie tu sprawiedliwość?". Nic takiego, każdy zaczynał od tego akordu, najłatwiejszego w końcu, a niektórzy nigdy z niego nie wyrastają. Gdyby to był tylko biogram, albo tylko zagajenie w tekście, sprawa byłaby błaha. Myślę, że nie jest błaha, że zabija literaturę. Niemogący się odbić od powielania autoportretów pisarze nie są bowiem w stanie rozpędzić maszynerii fikcji, ponoszą klęskę, nie wynosząc z niej nauki, wchodząc gładko w następną opowieść autotematyczną o tym, że bycie pisarzem wypełnia w całości ich wolę, dni i noce, a także pliki w ich laptopach.

Oczywiście, temat głodu bycia pisarzem bywa nadal efektownie wykorzystywany, zwłaszcza - jako się rzekło - w kulturze popularnej. W naszych nawykłych do ekshibicjonizmu czasach pisarz może okazać się ciekawy sam w sobie, bez tekstu. Problem w tym, że ci piszący o swoim pisaniu pisarze nie piszą niczego poza tym, że ludzie ich (niesprawiedliwie) nie chcą czytać.

Przypominam sobie Różewiczowskie "mamo, tato, jestem poetą...". Byłoby dobrze, gdyby do takiego wyznania prowadziły zapisane strony i gdyby było na nich coś więcej. Siła performatywu, czyli stwarzania przez wypowiadanie/pisanie, jest wielka, jednak nie tak przemożna, by z mówienia o byciu uczynić bycie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 4 (20/2010)