Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
JAKUB PUCHALSKI: Obchodzimy setną rocznicę urodzin Leonarda Bernsteina – a Pan mówił kiedyś, że wszyscy amerykańscy dyrygenci w jakiś sposób z niego właśnie się wywodzą.
LEONARD SLATKIN: Bernstein to pierwszy amerykański dyrygent, który osiągnął światową sławę. Nawet dziś, jeżeli spyta się przeciętnego słuchacza o wskazanie jakiegoś amerykańskiego kapelmistrza, to będzie nim Bernstein. Jako pierwszy też wykorzystał telewizję do zdobywania szerszej publiczności, a jego umiejętność porozumiewania się z młodymi ludźmi była wyjątkowa. Wcześniej nikt tego w takim stopniu nie potrafił.
Ale gdy zaczynał działalność, w Ameryce nie brakowało wielkich, charyzmatycznych dyrygentów. Mitropoulos, Kusewicki, Rodziński – by wymienić tylko tych, którzy mieli bezpośredni wpływ na jego karierę. Czym się od nich różnił?
Przede wszystkim – nie miał obcego akcentu. Zajmował się też szerszym spektrum muzyki, większą liczbą różnorodnych kompozytorów. I z pewnością był jedynym w swoim rodzaju dyrygentem-kompozytorem tamtych czasów.
Czy jego działalność wywarła wpływ na kształt amerykańskiej estrady symfonicznej?
Z pewnością. Regularnie np. grał muzykę amerykańską, taką jak Copland, Schuman i Harris – uczynił ich ważnymi pozycjami repertuarowymi. Ale był biegły w bardzo różnych stylach muzycznych, od Haydna do Xenakisa.
Pewnie kompozytorów wprowadzanych przez niego do repertuaru trzeba by wymienić więcej – Barbera, Ivesa. A co było tak atrakcyjnego w jego własnej muzyce? Da się ją porównać z twórczością wspomnianych autorów?
W swych kompozycjach był znacznie bardziej eklektyczny od wymienionych twórców. Trudno sobie wyobrazić Ivesa piszącego dla Broadwayu lub nawet Coplanda jako gwiazdę telewizyjną.
Miał też niepodważalne zasługi jako propagator Mahlera. Widzi Pan jakieś związki między Mahlerem a Bernsteinem?
Obaj byli kompozytorami i dyrygentami. Obaj byli długo związani z Filharmonikami Wiedeńskimi i Filharmonikami Nowojorskimi. Obecnie prawie każdy dyryguje Mahlerem, więc jego muzyki nie identyfikuje się już z Bernsteinem tak, jak dawniej. Jednak to Bernstein, bardziej niż ktokolwiek inny, wprowadził te dzieła do świadomości, można więc chyba powiedzieć, że szedł drogą, którą rozpoczął sam Mahler.
Czy z Mahlerem Bernstein trafił w odpowiedni czas? Dlaczego jego muzyka tak wyjątkowo dobrze odpowiada współczesnej publiczności? Jeszcze 60 lat temu nie było to wcale oczywiste.
Sądzę, że w znacznej mierze wiąże się to z wynalezieniem płyt długogrających. Dopiero one pozwoliły publiczności oswoić się z bardzo długimi i skomplikowanymi dziełami. Mimo że Mahler bywał grywany wcześniej, publiczność potrzebowała długiego czasu, żeby wejść w kontakt z tymi rozbudowanymi utworami.
A kim jest Bernstein dla Pana?
Muzykiem „kompletnym”. Niektórzy narzekają, że zanadto się rozpraszał, zajmując się tak wieloma różnymi rzeczami, ale to właśnie odróżniało go od całej reszty. ©
LEONARD SLATKIN poprowadzi spektakularną II Symfonię „Zmartwychwstanie” Mahlera (a także „Kaddish” z „Dwóch pieśni hebrajskich” Ravela) 29 marca, o godz. 19.30 w Filharmonii Narodowej. Wykonawcami będą Martina Janková (sopran), Bernarda Fink (alt), Chór NFM, Polski Młodzieżowy Chór Narodowy oraz Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia. Urodzony w 1944 r. dyrygent związany jest z kilkoma ważnymi orkiestrami amerykańskimi i europejskimi. W ostatniej dekadzie szefował znakomitej Detroit Symphony Orchestra, którą z powodzeniem odbudował po krachu przemysłowego miasta, obecny sezon natomiast jest pierwszym, w którym nosi tytuł Directeur Musical Honoraire w Orchestre National de Lyon.