Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Co to oznacza w praktyce? – Gdyby brać pod uwagę nastroje nauczycieli, już dzisiaj mógłby się zacząć strajk – mówi „Tygodnikowi” prezes ZNP Sławomir Broniarz. – Ale obowiązują nas procedury, zgodnie z którymi poprosiliśmy wszystkie związkowe ogniwa, by wystąpiły przed 8 lutego do dyrektorów z żądaniem podwyżek. Potem dajemy sobie 30–40 dni na negocjacje. Strajk – o ile okaże się konieczny – mógłby się rozpocząć na przełomie marca i kwietnia.
MEN obiecało nauczycielom zwiększenie pensji w trzech transzach: przez trzy lata, o 5 proc. każdego roku. ZNP odpowiada, że te podwyżki sfinansowali sobie… sami pedagodzy, tracąc np. niektóre dodatki. I żąda o tysiąc złotych więcej. Skąd ta kwota? – Z różnicy między przeciętnym wynagrodzeniem w Polsce a pensją nauczyciela stażysty. Dzisiaj zarabia on około 1700 zł. Pensja na poziomie 2700 zł nie byłaby wysoka, ale można by już mówić o pewnej zachęcie dla młodych nauczycieli – mówi prezes ZNP, a pytany o formę ewentualnego strajku odpowiada, że możliwa jest tylko jedna: odstąpienie od pracy.
Akcja strajkowa, o ile do niej dojdzie, zdecyduje o przyszłości nie tylko nauczycieli, ale też kierownictwa ZNP. – Jeśli nie będziemy w stanie przekonać pedagogów, że podwyżki na poziomie około 100 zł miesięcznie są niewystarczające, a pojedyncze protesty będą się odbywać oddolnie, to zrodzi się pytanie: czy ZNP reprezentuje jeszcze środowisko? – mówi Broniarz, nie wykluczając scenariusza rezygnacji zarządu związku. ©℗
CZYTAJ WIĘCEJ: