Strach i straszydło

Strach – silna przyprawa literackiej karmy dla młodzieży. Nie byłoby bez niej Olivera Twista, Hobbita, Narnii i Harry’ego Pottera. Nie ma skuteczniejszej przynęty, kiedy chcemy złowić młodego czytelnika.

03.03.2014

Czyta się kilka minut

Dreszcz... tajemnica... wiarygodny bohater – wszystko to oferuje Eoin Colfer, irlandzki odpowiednik Iana Fleminga dla nastolatków. Znany jako autor bestsellerowej serii o genialnym chłopcu Artemisie Fowlu, Colfer pożegnał się – jak można sądzić – ze swoim bohaterem i zainicjował nowy cykl. Pierwszy tom właśnie ukazał się po polsku.

Goście z kapsuły czasu

Książka „PRASK...” reklamowana jest jako lektura steampunkowa, czyli fantastyka naukowa przełamana wiktoriańskim sztafażem. Nowe technologie i hipernowoczesne gadżety przeplatają się tu z klimatami dickensowskimi, nędzą i smrodem XIX-wiecznego Londynu. Jest to literatura znacznie lepsza, niż można by sądzić oglądając kiczowate okładki książek Colfera. Pisarz, który niegdyś był nauczycielem trudnej młodzieży, na swoich bohaterów wybiera nastoletnich oryginałów i awanturników, obdarzonych niepospolitą inteligencją. Tak jest i tym razem.

Tytułowy PRASK to szczególny program ochrony świadków koronnych – aby denuncjatorów nie dosięgła zemsta, FBI wysyła skruszonych kryminalistów... w przeszłość. Służy do tego osobliwy wehikuł czasu: kapsuła uruchamiana elektronicznym kodem. Do ochrony obiektu oddelegowana zostaje – za niesubordynację – siedemnastoletnia agentka FBI o imieniu Chevron.

Wysłana do Londynu młoda Amerykanka traktuje to zadanie jak zsyłkę i spodziewa się wielu miesięcy nudy, ale nieoczekiwanie kapsuła ożywa i wypada z niej dziwna para: Riley, podrostek w wiktoriańskim kostiumie, i martwy starzec o małpim ramieniu. Nie byli to goście oczekiwani, a „przesyłka” prowokuje serię dramatycznych wydarzeń, w których Chevron i Riley odegrają główną rolę.

Riley okazuje się być przybyłym z XIX-wiecznego londyńskiego półświatka wychowankiem płatnego zabójcy, szykowanym do roli jego następcy. Zły do szpiku kości „opiekun” chłopca, Garrick, pozostał co prawda po drugiej stronie czasu, ale to nie czyni go wcale mniej niebezpiecznym. Wkrótce, za sprawą skomplikowanej intrygi, Garrick zmaterializuje się tuż przed agentką Chevron, tym groźniejszy, że podczas podróży kapsułą poddany został dziwnej mutacji.

Eoin Colfer bywa krytykowany za epatowanie przemocą. W istocie, nie jest to lektura dla maluchów. Tyle tylko że Colfer ubiera przemoc w literacki cudzysłów – czytelnik czuje się tyleż wystraszony, co bezpieczny. Niczym w wagoniku wesołego miasteczka, będzie gryzł paluchy ze strachu, ale niebawem wysiądzie bez szwanku i pójdzie na lody. Tą samą zasadą rządzą się filmy z Bondem, w których nagromadzenie emocjonujących katastrof nie mąci naszego przekonania, że happy end jest gwarantowany.

Przywołanie agenta 007 jest uprawnione, bo Colfer to najbardziej „bondowski” ze współczesnych pisarzy dla młodych, mistrz kreowania technologicznych gadżetów, które pod jego piórem ożywają. Potrafi tak zręcznie gmatwać akcję, że nigdy nie usypia czytelnika smętną przewidywalnością fabuły. Do końca nie wiemy, ku czemu zmierza intryga, a kulminacja nie domyka wątków, wyostrzając apetyt na kolejne odsłony cyklu. Colfer nie zaniedbuje przy tym uczuć i psychologii – jego bohaterowie są wiarygodni, bo pełni sprzeczności. Dodajmy do tego wartki, chandlerowski niemal dialog; niektóre kwestie Colfera mają siłę internetowych memów, są lapidarne i dowcipne.

Troll w zamkniętym pokoju

Inny, poczciwszy biegun książki sensacyjnej – tym razem dla młodszych – to „Księga Ludensona” – powieść mocno skoligacona ze skandynawską mitologią. Zaczyna się jak zwykła historia rodzinna: oto mama z czwórką dzieci przyjeżdża do użyczonego jej przez przyjaciół domku nad morzem, by spędzić tam wakacje. Domek jest lichy, pod naporem wiatru trzeszczy w posadach i ma swoją tajemnicę: od lat zamknięty na trzy spusty pokój na parterze.

Rzecz jasna, zamknięta izba jest dla każdego dziecka niczym swędząca wysypka – nie trzeba długo czekać, a czwórka małych Osmołowskich forsuje próg tajemniczego pokoju. Wścibskie dzieciaki znajdują tam młodego (bo zaledwie 200 lat liczącego sobie) trolla, tytułowego Ludensona. Troll buszuje nocą, ale z nastaniem dnia zamienia się w kamień.

Dzieci dowiadują się od nowo poznanego kosmatego znajomego, że przybył do Polski z powodu pewnej księgi o czarodziejskiej mocy. Nieprzypadkowo w tym samym czasie w miasteczku pojawia się rosły blondyn z cudzoziemskim akcentem, który przeczesuje okoliczne wioski w poszukiwaniu tejże księgi. Los zderzy wszystkich uczestników akcji w lokalnej bibliotece, gdzie za biurkiem urzęduje zielonooka Marianna – pryncypialna bibliotekarka z jednodniowym stażem zawodowym. Odtąd akcja przyspieszy gwałtownie. I kiedy, nieświadoma niczego, mama Osmołowska śpi ze stoperami w uszach, czwórka jej dzieci nocami ugania się po miasteczku w towarzystwie bardzo osobliwych postaci.

Przygodowa fabuła „Księgi Ludensona” uszyta jest, niczym patchwork, ze skrawków legend i baśni. I jak to bywa z patchworkiem, gdzie stare gałganki tworzą nową, atrakcyjną jakość, tak i tu trolle, olbrzymy, magiczne księgi i zamknięte pokoje składają się na zgrabną opowieść z dreszczem emocji. Poza wartką przygodową fabułą, atutem „Księgi Ludensona” są dowcipnie sportretowane relacje między czwórką rodzeństwa Osmołowskich, z których najmłodsze ma lat pięć, a najstarsze to kapryśna i humorzasta nastolatka. Każde z nich ma inny temperament, każde inaczej zachowuje się w obliczu niebezpieczeństwa.

Mimowolnie nasuwa się skojarzenie z klasycznymi brytyjskimi lekturami, jak „Pięcioro dzieci i coś”, „Piotruś Pan”, „Mary Poppins” czy „Kroniki Narnii”, gdzie rodzeństwa odgrywają niebagatelną rolę, a których to lektur autorka „Księgi Ludensona” jest admiratorką. Obdarzona poczuciem humoru, Zofia Stanecka ma jednocześnie talent liryczny – pomiędzy sekwencjami czysto przygodowymi pojawiają się piękne literacko akapity odnoszące się do uczuć, a zza sensacyjnego wątku niekiedy prześwituje wzruszenie i powaga. Wyróżnia ją przy tym rzadki rodzaj odpowiedzialności wobec małego czytelnika – pisząc, implantuje dzieciakom do głów mądrą, wychowawczą intencję i namiętną miłość do książek. W „Księdze Ludensona” umieściła jedną ze swoich ulubionych młodzieńczych lektur: „Ucieczkę na południe” Sławomira Mrożka. Zarekomendowała ją tak sugestywnie, że każdy, kto przeczyta „Księgę...”, z pewnością pobiegnie zaraz do biblioteki, żeby „Ucieczkę...” wypożyczyć.


Eoin Colfer, PRASK. Niechętny zabójca przeł. Marcin Mortka, Warszawa 2013, Wydawnictwo W.A.B.


Zofia Stanecka, Księga Ludensona ilustrowała Marianna Oklejak, Warszawa 2013, Wydawnictwo Wilga.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014