Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Biało-czerwoną łódź, rozsławiającą nas, Polaków, głoszącą polskość niepodległości, łódź wbrew sztormom wrażych antypolonizmów zawijającą do stu portów. Łódź żaglową, biało-czerwoną trzeźwą odpowiedź na psychodeliczną żółtą łódź podwodną, a nawet na trącący myszką, mocno przereklamowany pancernik Schleswig-Holstein. Jest to śmiałe posunięcie owianej zasłużoną sławą Polskiej Fundacji Narodowej, a zarazem kolejna po zasileniu Fundacji Czartoryskich ministerialna inwestycja w przyszłość. Nawet dama z łasiczko-gronostajem blednie na tle jachtu, tego jachtu.
Pomysł jest równie znany i przekonujący, co – dajmy na to – wizjonerski: Mateusz Kusznierewicz w – dajmy na to – sztormiaku, z długą brodą odwiedza – dajmy na to – szkołę w Kapsztadzie i w – dajmy na to – 99 innych portach, a oprócz tego walczy w regatach. Wszystko w ramach stulecia – dajmy na to – niepodległości, promowanego rejsem dookoła globu, za – dajmy na to – 20 mln mniej więcej z Polskiej Fundacji Narodowej. Spontaniczna akcja z potencjałem, bez konkursu, bez przetargu, nie ma co się krępować w realiach płynnej ponowoczesności. Dla Polski. Dajmy na to! Fajnie, każdy Polak przyklaśnie, ale mam jeszcze propozycję bonusową: żeglarz Kusznierewicz na dzień dobry powinien pyknąć szybką rekonstrukcję bitwy pod Oliwą (szybką, bo Oliwa to jednak nie Lepanto). Zaliczywszy od razu wszystkie nasze bitwy morskie – mógłby już po prostu śmigać po morzach i oceanach, realizując swoją pasję w ramach ministerialnej wizji.
Na temat pełnej specyficznego polotu działalności Polskiej Fundacji Narodowej wylano już morze inkaustu, i nie bez kozery, i nie dziwota. Ja tylko chciałem dodać wyrazy podziwu dla pana Świrskiego (medialnej twarzy PFN), który w zgoła nieprawdopodobny sposób w kolejnych publicznych wystąpieniach i wywiadach potrafi wcielać w życie motto: „Hej, bo wesoły uśmiech w czas burzy jest pogodą!”. Oprócz tego moją uwagę w całej tej chwalebnej fantasmagorii marynistycznej przykuł jeden maciupeńki detal, niby szczególik, ale jednak znaczący: oto minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, wpływając na suchego przestwór oceanu i broniąc wychowawczego, patriotycznego rejsu skierowanego do młodzieży, miał zadeklarować: „biorę odpowiedzialność za ten projekt”.
Niesamowite. Mogę się mylić, ale dotąd nie słyszałem, żeby wicepremier Gliński powiedział, że za coś bierze odpowiedzialność. ©