Sto recept

Zaczniemy dziś buńczucznie: oto nas – jak tu siedzimy – nie da się zdziwić.

05.09.2016

Czyta się kilka minut

​Nie dziwi nas wyznanie marszałka tutejszego Senatu, że komunizm skończył się tydzień temu, zdziwić nas takoż nie można za pomocą komandosów, którzy w czasie skoku ze spadochronem, w ramach obchodów Roku Sienkiewiczowskiego, czytają „Quo vadis”. Jeżeli coś możemy dodać od siebie, to zaiste są to dwie znakomite ilustracje: pierwsza pokazuje bezmiar oderwania od rzeczywistości, druga jest najlepszą z najlepszych wizualizacji spadku czytelnictwa krajowego.

Niestety ten błyskotliwy wstęp, w klimacie banalnej obserwacji i zwykłej podśmiechujki, nie zostanie dziś rozwinięty. Musimy się bowiem zająć sobą i przyjąć, że nastał czas dobry do mniemań o charakterze być może poważniejszym.

Oto przeżyło się macanie niewidzialnej ręki rynku, przeżyje się i macanki ręki widzialnej. Przetrwaliśmy zakaz picia przed trzynastą, przeczeka się takoż zakaz handlu w niedzielę. Przewidywana kara uwięzienia za niedzielną pracę – a wiemy, że nie ma innego motywu niż doktrynerski dla tej regulacji – wywoła umiłowane, niemal uwarunkowane genetycznie, działanie rodaka statystycznego, a mianowicie kombinowanie pod górę. Już dziś, w związku z tym znakomitym pomysłem, zalecamy nabycie tzw. wypoczynku, ciepłych kapci oraz szlafroka, by każdy mógł w pełnym komforcie obserwować zażartą walkę państwa polskiego z niedzielnymi sprzedawcami – dajmy na to – w internecie. Będzie to widowisko tak cacane, jak ongiś, w czasach heroicznych bojów ze spekulacją na froncie płodów rolnych, w przemyśle mięsnym, skórzanym czy na trudnym odcinku pokątnej wymiany walut obcych. Bardzo nam się podoba zapowiedź tego spektaklu, z racji naszego nieskrywanego sentymentu do peerelowizny i historycznych rekonstrukcji.

W tym i w innych tego typu pomysłach zauważamy pewną nieśmiertelną aranżację. Oto, odkąd żyjemy, pod jakimkolwiek reżymem, ustawodawca zawsze wyzywa tu obywateli na pojedynek, którego zasadę można streścić w jednym zdaniu: my wam zrobimy w imię świętości doktryny wbrew, a wy sobie radźcie. Jak jest potem, takoż wiadomo. Po pierwszym, pełnym żaru okresie wszelkie służby wyznaczone do zwalczania zakazanego procederu zaczynają w nim brać czynny udział. Korupcja – tak mniemamy – mimo strzelistych i odwiecznych deklaracji jest tu podstawowym, jakby wziętym z Freuda fantazmem polityki, by wyrazić się jaśniej: każdy tu skrycie marzy, by go solidnie skorumpowano. Owe fantazje mają oczywiście charakter sado-maso, i jest to niewątpliwie wdzięczny temat dla psychologów i seksuologów.

Idźmyż dalej i popatrzmy na kolejne złote recepty naszych złotych chłopców. Paragrafoza życia codziennego ma objąć, rzecz jasna, badania historyczne, słowem: na trzy lata w pierdlu będzie skazany każdy, kto powie bądź napisze prawdę o tym, jak było. Wyobrażenie, że zdrowi na umyśle uczeni lub dziennikarze z lęku przed więzieniem zaprzestaną zapisywania faktów, wysnuwania wniosków i ich takiego czy owakiego publikowania, jest po prostu zwykłym chciejstwem. Jasne, że obroną tego zamówienia może się zająć rodzaj jakiegoś „bijącego serca partii”, jakiejś straży rewolucyjnej, na modłę chińską bądź irańską, jednak wyobrażenie, że ktokolwiek poważny uwierzy w oficjalnie głoszone fabuły historyczne, to umieszczenie autorytetu państwa na liście zjawisk groteskowych. Podobnie jest z dekretowaniem wybitności w kulturze. W tutejszej malowniczej historii tego typu mozołów nie zdarzyło się, by tego typu dekret utrzymał się dłużej niż dekadę. „Uwybitnione” w ten sposób beztalencia spędziły resztę życia w zgryzocie, poczuciu ukrzywdzenia i wydymania, cytaty z ich zadekretowanej na wybitną twórczości leżą w magazynach cytatów kuriozalnych, ich wizerunki zaś są malowniczym elementem katalogów polskiego bestiarium.

Zauważyć należy, że dwucyfrowa inteligencja naszych złotych chłopców, dodając mimochodem, że pierwsza z tych cyfr jest bardzo niska, to stety czy niestety reguła. Ich wiara we własną wszechmoc wydaje się groźna, jest jednak gruntownie rozczulająca. Życie oparte na złudzeniach i wynikających z nich cudnych receptach jest męczące, ale bardzo zabawne. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2016