Sto pytań o Polskę

Jedną z najbardziej pożytecznych rzeczy, jaką mogę zrobić z okazji setnej rocznicy odzyskania przez moją Ojczyznę niepodległości, jest zastanowić się przez chwilę, czym owa Ojczyzna jest.

05.11.2018

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

To tylko z pozoru pytanie, na które można odpowiedzieć z marszu: „To Polska”. No dobrze: ale co to takiego jest – Polska? „Mój kraj”. Świetnie, ale co to jest ów kraj? Państwo? Formalny byt, przedmiot umowy, z której wynika, że centymetr od tamtego brzegu Odry czy dwa metry za szczytem Rysów jest już realnie inny świat? A może to wspólnota języka, historii, może krwi, może interesów? Naprawdę warto z tej okrągłej okazji odpytać w tej kwestii znajomych i samych siebie, nie zatrzymując się tym razem na pozorze oczywistości, na tych wszystkich frazach pełnych wyuczonego w szkołach i kościołach patosu. Czym jest Polska, cośmy z niej zrobili? Zadanym kontekstem, losową przypadłością? Pompką do nadymania ego do rozmiarów kuriozum? Urzędem skarbowym z centrum usług wspólnych? Muzeum rodzinnej pamięci? Dzielonym z trudną rodziną domem? A może – może być przecież i tak – wyrokiem?

Czym więc dla mnie jest owe sto lat niepodległości? Społeczną umową? Moją prywatną pamięcią? Infrastrukturą (drogi, koleje i mosty)? Grobami wojów, husarzy, partyzantów? Popękaną i skłóconą na wszystkie strony wspólnotą Polaków?

Synu, powie mędrzec-patriota, gdy jej szukasz, zobacz, ile Polska ci dała. Super, ojcze, tyle że dali mi ludzie ze mną w Polskę związani, ale czy dała mi Polska jako taka? Przecież to nie osoba: pokiereszowana przez los, a mimo to nadal dumna pani. Ona „nie zginęła, kiedy my żyjemy”, a więc jest raczej wspólną nutą, oddechem, który gra w tych kilkudziesięciu milionach ludzi, w siedmiu promilach ludzkości. Dostałem to wszystko, co dostałem (i dałem to, co dałem), dlatego że jestem Polakiem i że żyję z Polakami? Cóż, Niemcom dałbym też, podobnie Chińczykom, Syryjczykom, Francuzom. Odmówienie człowiekowi tego, co mu się po ludzku należy, dlatego że nie jest Polakiem, wystawiłoby wszystkiemu, co we mnie, z moją polskością włącznie, fatalne świadectwo. Byłoby antypolskie. Z kim mam więc tę relację? Dlaczego Polska jest dla mnie ważna?

Na to pytanie szczęśliwie zdążył odpowiedzieć za mnie Obywatel G.C. w słynnym refrenie piosenki „Nie pytaj o Polskę” (nie będę cytował, każdy go przecież zna). Miłości nie da się wytłumaczyć komuś, kto tego co my nie kocha. Widziałem setki zapierających dech miejsc, wspaniałych krajów, fascynujących historii, ludzi, ale mój genetyczny dom to do śmierci moje rodzinne podlaskie niebo, nisko wiszące nad naszą wschodnią granicą (słowo daję, gdy byłem dzieckiem, zawsze miałem wrażenie, że ono się zaraz urwie, że spadnie mi na głowę, że w miejscu, gdzie niebo tak fizycznie styka się z ziemią, albo trzeba zaraz wierzyć w Boga, albo jakiegoś boga sobie w te pędy wymyśleć). To moi przodkowie, migrujący po kresowych rubieżach, od Drohobycza do Wilna, a nawet Petersburga, rodzący się i umierający Polakami w wielonoradowym tyglu tej ziemi. To hołd oddawany wszystkim tym, którzy oddali życie po to, by mogli żyć ci, którzy przyjdą tu po nich. To duma z tego, że komuś, z kim mieszkam w jednym domu, udało się coś osiągnąć. To złość i mobilizacja, gdy widzę, że ktoś w moim domu jest krzywdzony. To strach o tych wszystkich, którzy Polski bronią nie przez oblepianie zderzaków, dyskusje na Facebooku czy ganianie po lasach z makietami karabinów, tylko codzienne ryzykowanie życia dla innych, bo polskie państwo najęło ich do takiej pracy: żołnierzy, strażaków, ratowników. Wreszcie – to lęk o to, gdzie zaprowadzą nasz wspólny dom ludzie, którzy sprywatyzowali dla swoich krótkookresowych politycznych celów wszystkie nasze rodzinne kosztowności: pojęcia właśnie takie jak „ojczyzna”, „naród”, „patriotyzm”, „suwerenność”.

Polska, choć składowych ma wiele, zawsze ma więc dla mnie twarz człowieka. Czy gdyby było inaczej, można by w ogóle zadawać sobie pytanie o to, czy za swoją Ojczyznę jest się w stanie umrzeć? Zostawić własne dziecko dla idei, dla bycia dwoma zdaniami w podręczniku historii? Ale gdyby chodziło o to, by dziecko, moje czy kogoś innego, mogło kiedyś żyć? Chrystus nie umarł przecież dla idei, z powodów światopoglądowych, za dzieło. Umarł, żeby jego bracia i siostry mogli żyć. Umarł za moje niebo, ja muszę więc pytać siebie, czy umiałbym umrzeć kiedyś za Polskę mojego brata.

Parę razy w tygodniu, idąc do kościoła, na warszawskim placu Teatralnym czytam wykute na tablicy słowa kardynała Wyszyńskiego: „Sztuką jest umierać dla ojczyzny, ale największą sztuką jest dobrze żyć dla niej”. Inna więc rzecz w tym, że wielu z nas, sposobiąc się do męczeństwa, mogącego nigdy nie nadejść, traci szansę urzeczywistnienia realnego, nie wydumanego, powołania do patriotyzmu codzienności. Ja zaś, jako chrześcijanin, mam ten „kłopot”, że noszę w kieszeni dwa paszporty, z czego jeden tymczasowy. Wyraźnie mówi o tym dokument polskiego Episkopatu „Chrześcijański kształt patriotyzmu”: „Dla chrześcijanina służba ziemskiej ojczyźnie, podobnie jak miłość własnej rodziny, pozostaje zawsze etapem na drodze do ojczyzny niebieskiej, która dzięki nieskończonej miłości Boga obejmuje wszystkie ludy i narody na ziemi”. To chyba Piotr Wojciechowski, zapytany kiedyś o wzorcową definicję parafii, odpowiedział, że to „fragment terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przemieniony światłem Ewangelii”. Jak inaczej miałbym więc przysłużyć się moim dwóm Ojczyznom, jak inaczej być patriotą i jednej, i drugiej, niż próbując sprawić, by Rzeczpospolita Polska stała się fragmentem ziemi przemienionym światłem Ewangelii?

Buńczuczne deklaracje, prężenie muskułów, obwieszanie się emblematami, śpiewy, narodowe msze i wzniosłe akademie jutro miną, a my pojutrze znów zostaniemy z pytaniem, które dzięki naszemu (również mojemu) codziennemu w tym obszarze wysiłkowi nie traci na aktualności: jeżeli Ewangelia miałaby wyglądać tak, jak wygląda dziś życie w naszej Polsce, jeżeli wspólnota, miłość, miłosierdzie, ofiara miałyby być definiowane na podstawie tego, jak dziś Polacy postanowili żyć ze sobą – to jak bardzo trzeba by było upaść na głowę, by ją przyjąć? Ewangelia to dobra wiadomość skierowana do wszystkich bez wyjątku ludzi. Dla ilu z nas, tu, w kraju, dla ilu tych miliardów na świecie, od stu lat niepodległa Polska jest dziś dobrą, kojącą ból, dającą światło drodze, nadzieję sercu, wiadomością? ©

Czytaj także: Paweł Bravo: Sto lat, Polsko

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2018