Sto procent Bergoglia

Wydaje się, że przez sześć lat mogliśmy przywyknąć do bezpośredniego i szczerego stylu Franciszka. A jednak wywiad udzielony Valentinie Alazraki zaskakuje. Może tylko ten jeden, jedyny raz papież pokazuje się takim, jakim naprawdę jest.

30.05.2019

Czyta się kilka minut

Papież Franciszek, Watykan, 29 maja 2019 r. /  / FOT. ANDREAS SOLARO/AFP/East News
Papież Franciszek, Watykan, 29 maja 2019 r. / / FOT. ANDREAS SOLARO/AFP/East News

Franciszek nie boi się mediów, nawet jeśli idąc do dziennikarzy żartuje, że wchodzi do klatki lwów. Rozmawia z nimi swobodnie i serdecznie, mówi, co myśli (choć według niektórych – nie myśli, co mówi). 

Czasem ma z tego powodu kłopoty, jak niemal po każdej samolotowej konferencji, które – jako mniej formalne i skracające dystans – sprawiają, że bardziej się otwiera. Albo w przypadku słynnych już popołudniowych pogawędek z Eugeniem Scalfarim, założycielem i wieloletnim redaktorem naczelnym dziennika „La Repubblica”, socjalistą i agnostykiem, prywatnie zaś przyjacielem papieża. Ich treść Scalfari odtwarzał z pamięci, obciążając papieża słowami, których nikt nigdy nie potwierdził ani im nie zaprzeczył. „Papież dał mi wolną rękę” – tłumaczył 95-letni nestor włoskiego dziennikarstwa. „Gdy pytałem, czy mogę to opublikować, mówił: »rób, co uważasz za stosowne«”. 

Meksykanka Valentina Alazraki, akredytowana w Watykanie od 1974 r., również należy do tych, którzy cieszą się szczególną sympatią Franciszka. Po lutowym szczycie ws. seksualnego wykorzystywania nieletnich to uczucie jeszcze zyskało na sile. Dziennikarka wygłosiła tam konferencję dla biskupów. Skorzystała z okazji, by powiedzieć im – od serca – słowa, które słyszą rzadko, a już na pewno nie od kobiety. Precyzyjnie wytknęła im wszystkie błędy, jakie popełniają, zamykając się w hermetycznym, sklerykalizowanym środowisku, próbując rozwiązywać problemy po cichu i bez informowania opinii publicznej. „Zdecydujcie się w końcu, po której jesteście stronie: ofiar czy przestępców?!” – wołała. Nie zawahała się oskarżyć przedstawicieli kurii o branie łapówek od Marciala Maciela, założyciela Legionistów Chrystusa, seryjnego pedofila i gwałciciela, hołubionego w Watykanie. To przemówienie zrobiło na Franciszku ogromne wrażenie. 

Ostatni wywiad (którego fragmenty opublikowano na YouTubie, zaś tekst całości – na portalu vaticannews.va) jest tej sympatii dowodem i owocem. Alazraki to widzi i czuje, co znajduje wyraz w jej pytaniach: powoli stają się coraz trudniejsze. Dopytuje o najbardziej kłopotliwe szczegóły, a papież okazuje jej olbrzymie zaufanie: mówi otwartym tekstem, nie unika tematów, chociaż nie na każde pytanie umie znaleźć prostą, logiczną odpowiedź. Wygląda to naturalnie i spontanicznie, jakby rzeczywiście nie znał pytań i nie przygotował sobie żadnej strategii. Telewizyjny zapis dobrze to oddaje: padają kolokwialne zwroty i niedokończone zdania, mamy wrażenie, że rozmowa toczy się „na żywo”, bez montażu i redakcji. Zdarza się, że odpowiedź udzielona na jedno czy drugie pytanie przeczy tej, którą słyszymy przy trzecim. 

Bałaganiarz z wizją

Choćby głośna „chilijska pomyłka”. Papież przyznaje, że został wprowadzony w błąd, zbyt uwierzył ludziom, którzy bronili skompromitowanego tuszowaniem przestępstw pedofilskich księży bp. Juana Barrosa Madrida. Długo ślepo go bronił. Dopiero pytania dziennikarzy skłoniły go do refleksji, że może jednak jest inaczej, niż mu mówiono. Podobnie było w przypadku kard. George’a Pella, skazanego przez australijski sąd pierwszej instancji na karę więzienia za pedofilię. Franciszek tłumaczy się, że ktoś mu go polecił; że wybrał go do rady K9, bo potrzebował przedstawicieli wszystkich kontynentów; że wcześniej oczyszczono go z jakichś zarzutów... 

„Człowiek to jedyne zwierzę, które dwa razy wpada do tej samej dziury” – mówi na początku rozmowy, w zupełnie innym kontekście: przestrzegając polityków, by nie popełniali tych samych błędów, co ich poprzednicy, którzy doprowadzili świat do wojny. Kilkanaście minut później sam ma identyczny problem: z uporem broni kard. Óscara Maradiagę, kolejnego ze swych doradców (z dziewięciu ostało mu się sześciu), oskarżanego o finansowe malwersacje. „Niczego mu nie udowodniono” – powtarza. „Może popełnił jakieś błędy, może się pomylił. Ale nie na skalę, jaką mu się zarzuca. To oszczerstwa”.

Jeszcze mniej przekonująca jest obrona decyzji w sprawie bp. Gustava Óscara Zanchetty. Argentyński hierarcha, oskarżony o seksualne wykorzystywanie kleryków, niegospodarność i przemoc psychiczną wobec podwładnych, rezygnuje w 2016 r. z kierowania diecezją, przyjeżdża do Watykanu i... dostaje wysokie stanowisko w Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej. Z rozbrajającą szczerością Franciszek przyznaje, że wpierw wątpliwości rozstrzygał na korzyść oskarżonego, potem – gdy zarzuty potwierdziły wiarygodne osoby – wysłał go na badania psychiatryczne do Hiszpanii (a nie na wakacje, jak pisały media). Wykonane tam testy pokazały, że Zanchetta ma wiele cech „przydatnych w zarządzaniu i konsultingu” – brnie dalej papież. „Powierzonymi dziełami zarządzał dobrze, mimo bałaganu w finansach. Był bałaganiarzem, ale miał wizję”. 

I padają słowa, które słyszymy często, choćby od polskich biskupów: o domniemaniu niewinności, przewlekłości procedur, a nawet, że odpowiedzialni za sprawę urzędnicy kurii byli na urlopach. Do tego zasłanianie się niepamięcią, jak w przypadku zarzutów byłego nuncjusza w USA, abp. Carla Marii Viganò, że papież wiedział wcześniej, choćby od niego, o nadużyciach seksualnych kard. Theodore’a McCarricka i długo nie podejmował żadnych działań. „Nie mam pojęcia, czy mi o tym powiedziano, czy nie. Nie pamiętam” – broni się Franciszek, pytany o ekscesy byłego kardynała.

Ojciec nie taki święty

Mówiono o tym głośno zwłaszcza na początku pontyfikatu, dopatrując się w zestawie Franciszkowych cech latynoskiego rysu. Spontaniczność, działanie intuicyjne, chaotyczne, nieprzywiązywanie wagi do wypowiadanych słów, błędne decyzje personalne, zmiana opinii w oparciu o niejasne przesłanki, upór. Mówienie o „argentyńskiej mentalności” to jawna i niepoprawna politycznie stereotypizacja, ale wywiad w meksykańskiej telewizji jasno dowodzi, że „jego mowa go zdradza” – jak mówi Ewangelia. Franciszkowy sposób myślenia, mówienia, argumentowania i działania niektórych drażni, a dla wielu jest wręcz nie do zaakceptowania. I to nie tylko dlatego, że odbiega od stylu jego poprzedników – Jana Pawła II, równie uwielbianego przez media, który panował nad każdym wypowiadanym słowem, dbając nie tylko o jego treść, ale i formę, a nawet intonację; albo precyzyjnego do bólu i oszczędnego w emocjach Benedykta. Przede wszystkim dlatego, że odbiega od ich kulturowych, a więc europejskich czy też zachodnich, ukształtowanych przez wieki norm i oczekiwań wobec papieża: niezmiennego, nieomylnego i wciąż przemawiającego z piedestału „świętego ojca”.

Franciszek jest zwykłym ojcem. W większości krajów katolickich „ojcami” nazywa się wszystkich księży, nie różnicując ich, jak w Polsce, na „świeckich” (czyli diecezjalnych) i zakonnych. „Tak, jestem papieżem, biskupem, byłem kardynałem, ale nie zabraniajcie mi być księdzem” – mówi w wywiadzie. Nie przestał być proboszczem i duszpasterzem, który pewniej czuje się w rozmowie sam na sam z drugim człowiekiem, gdzieś w zaciszu parafialnej salki, niż przemawiając z wysokości Piotrowej katedry. A na pytanie, czy zmienił się po wyborze na papieża, odpowiada: tak, zmieniłem zdanie w wielu sprawach, ale nie dlatego, że zostałem papieżem, ale dlatego, że zmienia się świat i moja świadomość, że dojrzewam, uczę się, uświęcam. „Jako kardynał, uchodził Ojciec za konserwatystę” – przypomina dziennikarka. „I dalej nim jestem” – odpowiada. „Mówię to, co zawsze mówił Kościół” – precyzuje; aborcję nazywa „zabójstwem na zlecenie”, małżeństwa homoseksualne uważa za „niedorzeczność”. 

Jednocześnie nie widzi przeszkód, by okazać współczucie kobiecie, która usunęła ciążę, albo przyjąć na audiencji parę gejów czy osoby transseksualne. Ale też nie widzi powodów, by z tych spotkań wyciągać jakiekolwiek uogólniające wnioski. Ludzkie problemy – nawet te o globalnej skali, jak kryzys migracyjny, bieda, niewolnictwo – mają dla niego zawsze twarz konkretnych ludzi, których spotkał sam, albo o których mu opowiedziano. Na przykład zamordowanej na oczach swego dziecka meksykańskiej kobiety, jednej z tysięcy ofiar przemocy w tym kraju, której koszulkę Valentyna Alazraki przekazała papieżowi w czasie rozmowy. Powtarzał jej imię – Rocio – jakby chciał na zawsze zapamiętać.


CZYTAJ TAKŻE

WOJNA HYBRYDOWA W KOŚCIELE: Dysputy teologiczne to przeżytek. Dziś antypapieska opozycja walczy świeckimi metodami: dezinformacji i wojny psychologicznej. Celem jest zmuszenie Franciszka do dymisji lub, gdyby to się nie udało, ustawienie przyszłego konklawe.


Muzeum, nie kuria

Franciszek jest przekonany, że papież ma prawo występować też „prywatnie”, że może udzielać rad konkretnym osobom, w konkretnych przypadkach, niczym kierownik duchowy na spowiedzi, i że rady te nie muszą ani w każdym innym przypadku być słuszne, ani tym bardziej powszechnie obowiązujące. Przyznaje sobie prawo do nieprecyzyjnej wypowiedzi, która może być źle zrozumiana, zwłaszcza wyjęta z kontekstu; tak jak prawo do zmiany zdania czy nawet błędu. Ale powiedzmy uczciwie: takie samo prawo daje i innym. Na tym polega w praktyce wolność słowa, prawo do szczerej, otwartej wypowiedzi, nawet krytycznej, jeśli tylko motywowana jest dobrymi intencjami.

Sam nie przejmuje się zbytnio tym, czy zostanie właściwie zrozumiany. Wie, że nie jest w stanie sprostować wszystkich przeinaczeń, w jakich jego słowa obiegły już świat. Choć czasem, przymuszony przez swą rozmówczynię, to robi. W ten sposób krótko, ale zdecydowanie broni Jana Pawła II przed oskarżeniami, których sam był poniekąd autorem, gdy w samolocie powrotnym z Abu Zabi opowiedział dziennikarzom „anegdotę”, z której wynikało, że papież Wojtyła chronił wspomnianego już ks. Maciela. Teraz przyznał, że w opowiadanej ad hoc historyjce pomylił fakty, a Jan Paweł II nie miał zamiaru ukrywać przestępstw ani Maciela, ani innych przestępców, choć bez wątpienia był w tych kwestiach wprowadzany w błąd przez swych najbliższych współpracowników, jak też – ze względu na doświadczenia z komunistycznym reżimem – nie dawał wiary w oskarżenia księży, widząc w nich raczej element walki z Kościołem niż obraz trudnej do akceptacji, ale prawdziwej rzeczywistości. W Polsce te słowa spotkały się z szerokim omówieniem, ale w długim, ponad godzinnym wywiadzie były krótkim wyjaśnieniem narastającego od kilku miesięcy nieporozumienia. 

Bez wątpienia bardziej niż niezrozumienie, Franciszka boli hipokryzja i kłamstwo. Zwłaszcza w najbliższym otoczeniu. Alazraki przytacza słowa jednego z biskupów rzymskiej kurii: „ciągle nas ruga, wychodzi na to, że tylko on jest dobry, a my zawsze źli”. Franciszek przyznaje, że opinia, jakoby bardziej dbał o tych, którzy są daleko, aniżeli o tych, co są przy nim, mu pochlebia. W tym widzi rolę pasterza, który troszczy się nie tylko o owce w owczarni, ale też o te, które pozostały na zewnątrz. Wyjście do ludzi na zewnątrz, na obrzeża, margines, tam, gdzie najbardziej potrzeba wsparcia i pomocy, uważa za najważniejsze. Z takiej perspektywy – ewangelicznej, co wciąż podkreśla – wszystkie problemy i zadania Kościoła układają się w odpowiedniej kolejności. A wszystkie urzędy otrzymują sprecyzowany cel – pomoc człowiekowi. Reforma kurii, którą na konklawe powierzyli w jego ręce kardynałowie, też tylko temu ma służyć. „To ostatni w Europie dwór monarchy absolutnego” – zauważa Franciszek. Dworskie przyzwyczajenia i obyczaje czas odłożyć do muzeum. 

Świat, który nie działa

Czy można się dziwić, że tak „ludzki” papież cieszy się sympatią mediów? Alazraki zdradza Franciszkowi, że dziennikarze nazwali go „Teflon”, bo w zadziwiający sposób nie chce się do niego przykleić żadna afera, ani przylgnąć zła opinia. Nie zaszkodziły mu nawet popełniane błędy. Zupełnie inaczej było z Benedyktem: ten cokolwiek by nie zrobił, spotykał się z krytyką. Dziennikarka pyta, jak to możliwe, że w czasie największego od lat kryzysu Kościoła papież jest wciąż tak bardzo popularny, a jego „miodowy miesiąc” w relacjach z mediami trwa już sześć lat. Franciszek z taką opinią się nie zgadza: kryzys dotyka także jego – czego przykładem są choćby oskarżenia papieża o herezję – a w Kościele jest dużo więcej rzeczy godnych pochwały i popularyzowania. Kryzys to dla niego zawsze początek zmian, okazja na przeprowadzenie reform, które dzięki temu jawią się nie tylko jako potrzebne, ale i konieczne. 

I jeszcze dodać można – co wynika z całej, długiej i wielowątkowej, rozmowy – że kryzys dotyka nie tylko Kościół, ale i całe społeczeństwo, gospodarkę, środowisko, politykę – cały świat, który „nie działa”. Dotyka konkretnego człowieka. „Rocio” – przypomina Franciszek na koniec zapamiętane imię. I prosi, by o niej nie zapomnieć.


CZYTAJ TAKŻE

MILCZENIE PAPIEŻY: W tle skandalu obyczajowego w Kościele toczy się walka z Franciszkiem. Głównym obiektem zainteresowania jest instytucja – władza, autorytet, morale – a nie skrzywdzony przez nią człowiek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2019