Stary F.

Czyżby żądający równości produkowali nierówność, wywyższali, żeby mieć z kim walczyć, stawiali na podwyższeniu, żeby z niego strącać, wykluczali, żeby krzyczeć o własnym wykluczeniu?

15.05.2016

Czyta się kilka minut

Stary F., zmęczony, bo jakże inaczej, siedział w kuchni i przeglądał nowości, niektóre faktycznie nowe, a inne niekoniecznie świeże, lecz przeoczone. W każdym razie nie były to stare gazety, nie szeleścił papier. Na kindlu miał „Danke” Dominiki Dymińskiej, a na tablecie „Warkoczami”, czyli antologię nowej poezji. Dymińska do pewnego miejsca dobra: prosty format, mocne zdanie, skowyt – myślał – ale trzymany w ryzach, obrócony w gniew, a do tego nieporadność pogardliwie rzucona na język, na żer czytelnikowi, który lubi czuć się mądrzejszy od tekstu, subtelniejszy, a teraz będzie musiał w tym swoim wyrafinowaniu odnaleźć się, pretensjonalny i ośmieszony. Tu sprzedaje się, koleżko, tłuste hamburgery, a nie twoje ulubione wegetariańskie sushi. Jednak z czasem gorzej, wbrew zapewnieniom jakoś płaczliwie i wbrew intencji naprawdę nieporadnie, aż w końcu całkiem źle: odgrywana surowość, manifestacyjna grafomania zapadają się pod ciężarem nieudolności i stają się po prostu sobą. Dziewczęcość równa się dzikość, kobiecość to rozczarowanie, w sumie tyle samo, co w tuzinkowej, w stu procentach oportunistycznej i ugrzecznionej powieści obyczajowej. Szkoda, bo coś mogłoby się wydarzyć.

Stary F. zajrzał więc do antologii nowej poezji, przede wszystkim ciekaw, czy znajdzie w niej Dymińską. Nie ma. Dlaczego miałaby być? Zbiór obejmuje bodaj dwadzieścia autorek i dwóch poetów, sięga lat 90., choć w większości wypełniają go utwory z ostatnich kilku lat. Tak na oko. Jest też posłowie, z którego nie wynika, żeby tom miał być jakąś akcją feministyczną, jeśli już, to postfeministyczną, i nie akcją, ale systematycznym, przemyślanym działaniem. Gest polega na tym – domyśla się Stary F. – że zamiast antologii wierszy napisanych przez facetów, której byśmy się zanadto nie dziwili, dostajemy antologię wierszy napisanych prawie tylko przez kobiety, którą nie powinniśmy być zdziwieni. One tu są nie po to, żeby nas zadziwiać, lecz po to, żeby do nas czy z nami mówić. Są nieprzypadkowo i nie solo, jak kiedyś, lecz z pełną świadomością stanu rzeczy, także tego, co je zbliża, splata, warkoczy. Można je zobaczyć, usłyszeć, a nawet przyłączyć się, na co nazwiska dwóch poetów zdają się wystarczającym dowodem. No i w środku dużo dobrych wierszy.

A przecież Stary F., podczytując to i owo, zatrzymując się przy niektórych wierszach czy wierszach/grafikach, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że go tu nie chcą, ba, że robi coś nie w porę, nie na miejscu, jakby się wpraszał na imprezę dla młodych albo zaglądał przez niedomknięte drzwi. Intuicja własnej niestosowności od pewnego czasu nachodziła go coraz częściej. Zastanawiał się, co ją karmi. Przecież zwykle chciał tylko w miarę żywo pogadać, w miarę możliwości na równych prawach.

Nie zgrywał chojraka, kiedy zachodziła potrzeba, łatwo przyznawał, że strzyka, kłuje i zawodzi. Jakże więc był zdumiony, kiedy w pewnym momencie odkrył, że najbardziej pożądana w nim, najużyteczniejsza dla świata, którym nieopatrznie się interesował, nie jest wysławiana gościnność, lecz potencjał dominacyjny, zgoła prześladowczy. Czyżby żądający równości produkowali nierówność, wywyższali, żeby mieć z kim walczyć, stawiali na podwyższeniu, żeby z niego strącać, wykluczali, żeby krzyczeć o własnym wykluczeniu, przypisywali rząd, żeby zaraz po niego sięgnąć? Jeden z jego dużo młodszych przyjaciół, bezgranicznie wrażliwy i otwarty na wszelką słabszość, prosił niedawno publicznie, by nie mieć mu za złe, że jest mężczyzną. Za późno! Za późno na negocjacje, rewolucje stanęły pod drzwiami uniwersyteckich gabinetów i łomocą w klawiatury. Z Facebooka wylewają się rachunki krzywd, spisywane są konferencyjne i festiwalowe przestępstwa przeciw parytetowi referentek i referentów, poetek i poetów.

Remake prefeminizmu – myślał Stary F., bez większego związku z antologią „Warkoczami”, o której zresztą przypuszczał, że nie spodoba się nowemu, czyli staremu feminizmowi – jakby przez 20 lat nic się nie stało, nic nie zmieniło, jakby nie napisano tego wszystkiego, co napisano, i nie zrobiono tego, co zrobiono. Szuka wrogów blisko, przyjaźni się sam ze sobą, być może wygra na seminarium, weźmie władzę na konferencji, paru starych facetów zrobi Starymi Facetami, potem rozejrzy się wokół i dostrzeże, że za nim samym też stoją starzy faceci, którzy dzisiaj zapewniają, że w ogóle nie są facetami – i co? I nic. W Białymstoku, w Warszawie, we Wrocławiu, w Poznaniu, również w Pcimiu ulicami maszerują zastępy dziarskich chłopców, którym w głowie ani myśl, ani wstyd, ani gender, ani posthumanizm. Barbarzyńcy. Jakim są rozwiązaniem? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016