Stało się ciałem

Abp GRZEGORZ RYŚ, metropolita łódzki: Boże Narodzenie pokazuje, że Bóg usuwa wszystkie przeszkody, żeby się z człowiekiem spotkać. To człowiek je mnoży.

12.12.2017

Czyta się kilka minut

Na schodach prowadzących do Groty Narodzenia Pańskiego. Betlejem, grudzień 2005 r. / DAVID SILVERMAN / GETTY IMAGES
Na schodach prowadzących do Groty Narodzenia Pańskiego. Betlejem, grudzień 2005 r. / DAVID SILVERMAN / GETTY IMAGES

ARTUR SPORNIAK: W święta adorujemy Dziecko. A więc człowieczeństwo Jezusa we wczesnej fazie.

Abp GRZEGORZ RYŚ: Bóg się stał człowiekiem ze wszystkimi konsekwencjami z wyjątkiem grzechu, który zresztą nie jest wpisany w ludzką naturę. Wszystko, co ludzkie, Bóg przyjął w siebie. Konsekwentnie oznacza to poczęcie, rozwój w łonie przez dziewięć miesięcy, narodziny, wzrost itd. Czasem pojawiają się takie pozorne teologie wcielenia, np. przedstawienie Jezusa od razu jako chłopca, który z nieba przenika w łono Maryi w gotowej formie do urodzenia. Ale zawsze było przeczucie, że takie przedstawienia rozmijają się z prawdą.

Doktryna jednak chroni niezwykłość narodzin Jezusa. Jakby zabezpieczała go przed fizjologią...

Że nie sikał? Sikał jak każde dziecko. I płakał – o tym śpiewamy w kolędach.

Mam na myśli dogmat o zachowaniu dziewictwa Maryi podczas porodu.

W tym dogmacie chodzi o dziewictwo Maryi, a nie o jakieś „inne” człowieczeństwo Jezusa. To prawda, istnieje tradycja, która mówi, że ten poród był bezbolesny. Z drugiej strony jednak np. Antoni z Padwy mówi, że Maryja była matką Jezusowi dwukrotnie: pierwszy raz w Betlejem, a drugi na Golgocie, gdzie rzeczywiście rodziła Go w bólach.

Myślę, że dobrze byłoby nie pogubić się w tym wszystkim. Jest taki nurt w pobożności, który podejrzliwie patrzy na człowieczeństwo właśnie z powodu tego, że człowiek jest zraniony. W mówieniu o człowieczeństwie Jezusa włącza się obronny mechanizm sublimacji. Stąd się biorą kłopoty np. w mówieniu, że Jezus się musiał uczyć. Niektórzy zastanawiają się, jak to jest możliwe, że Jezus musiał się nauczyć modlitwy – zapewne od św. Józefa. Tymczasem każda inna teza jest zaprzeczeniem człowieczeństwa Jezusa.

To znaczy, że się uczył?

Oczywiście!

Przez długi czas na początku dziejów chrześcijaństwa nie było świąt Bożego Narodzenia – nie były potrzebne?

Do niedawna przyjmowano niemal bez wątpliwości, że święta Bożego Narodzenia zostały wprowadzone w miejsce pogańskiego Dies Natalis Solis Invicti – święta Narodzin Słońca Niezwyciężonego, które obchodzono w czasie przesilenia zimowego. Ostatnio pojawiły się prace, które jednak zakwestionowały tę interpretację, więc nie będę spekulować na ten temat. Wiadomo, że kalendarz liturgiczny nie powstał w jeden rok. Wiadomo też, że pierwszym świętem chrześcijańskim była niedziela, czyli cotygodniowa Wielkanoc. Inne tajemnice ukazywały się później. Miejsce narodzenia Jezusa zostało zapamiętane, a zatem jakiś kult Bożego Narodzenia musiał od samego początku istnieć. To było miejsce ważne – w IV wieku osiadł w Betlejem św. Hieronim. Wraz z nim Betlejem stało się jednym z najstarszych miejsc życia zakonnego. Wcześniej Konstantyn wybudował bazylikę...


MOC CZYTANIA NA BOŻE NARODZENIE >>>


Dzięki wierze w zmartwychwstanie Jezusa chrześcijaństwo istnieje, Wielkanoc jest więc kluczowa. Na co wskazują święta Bożego Narodzenia?

Jest kilka kluczowych tekstów w Biblii. Dzieje Apostolskie na samym początku mówią, że apostołem jest ten, który świadczy o Jezusie Chrystusie – Słowie Bożym – od jego „wejścia” w naszą rzeczywistość do jego „wyjścia” spośród nas. Interesuje nas całe wydarzenie wcielenia. Mamy ewangelię dzieciństwa w Ewangeliach Łukasza i Mateusza. W końcu mamy przejmujący prolog Ewangelii Jana. W tych tekstach zawarta jest wielka teologia Słowa, które stało się ciałem. W wierze wchodzimy w te tajemnice. Jest niesłychanie istotne, że Słowo staje się Osobą, i że całe Słowo Boga wypełnia się w osobie Jezusa Chrystusa. To w Jezusie Chrystusie chrześcijaństwo staje się nie religią księgi, tylko religią spotkania międzyosobowego. Jezus mówi w Ewangelii: „szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą”. Żeby widzieć i słyszeć, trzeba się spotkać z osobą.

Świadomość wcielenia dojrzewała w chrześcijaństwie. Święta Bożego Narodzenia powszechniej pojawiły się dopiero po Soborze Nicejskim w 325 r., na którym zdefiniowano Bóstwo Jezusa.

Nie powiedziałbym tak: „wiara w Bóstwo Jezusa dojrzewała”. Najważniejszym pytaniem chrześcijaństwa zawsze było pytanie: kim jest Jezus? W pobożności łatwo nieraz o błędy. Myślę, że ludziom trudniej jest przyjąć Jego człowieczeństwo niż bóstwo. Ale to nie jest tak, że dopiero Sobór Nicejski określił, iż Chrystus jest Bogiem. Sobór ten, tak jak pozostałe, reagował na błędy, które się pojawiły. Orzeczenia soborowe pojawiają się wtedy, gdy jakaś prawda zostaje zakwestionowana i trzeba ją doprecyzować, a nie po to, żeby zainicjować w Kościele nową wiarę.

Pierwsze pięć wieków chrześcijaństwa to czas nieustannej refleksji wokół tego pytania: kim jest Jezus Chrystus? Często działało to na zasadzie wahadła: gdy za bardzo podkreślano bóstwo, to zanikała wiara w człowieczeństwo, i na odwrót. Pojawił się np. adopcjonizm, głoszący, że ­Chrystus był człowiekiem, ale adoptowanym przez Boga jako syn. Z kolei doketyzm mówił o pozornym ciele i pozornym człowieczeństwie Jezusa. A jednak w wierze Kościoła ciągle było przekonanie, że odkupione jest to, co jest przyjęte przez Słowo. Jeśli Bóg w Jezusie przyjął człowieczeństwo, to człowieczeństwo jest odkupione.

Zwykle pamiętamy o dacie narodzin (świętujemy urodziny). Dlaczego nie zapamiętano daty narodzin Jezusa – to wówczas nie było istotne?

Nie ma tej daty w Ewangeliach, bo nie są one książkami historycznymi. Ale Łukasz umieszcza to wydarzenie w historii – wspomina rządy Oktawiana Augusta. Od Mateusza wiemy, że Jezus miał się narodzić jeszcze za panowania Heroda Wielkiego. Więc jakieś ramy historyczne mamy, a że nie są one precyzyjne, jest zrozumiałe, bo Ewangelia nie jest od tego. Ewangelię interesuje pytanie, kim jest ­Jezus w stosunku do ludzi, nie zaś jego biografia uwzględniająca krytykę źródeł. A odpowiedź daje w perspektywie wiary.

Ponieważ nie znano daty narodzin Jezusa, przyjęto, że świętować będziemy w chwili przesilenia zimowego, co jednak ma symboliczne znaczenie. Było to oswajanie pogaństwa.

Chrześcijanie korzystali z dostępnej kultury. Chrześcijaństwo nie spadło z nieba w wersji gotowej.

Żadnej informacji o dacie narodzin Jezusa nie ma w Biblii, dlatego niektóre odłamy protestantyzmu – np. adwentyści czy zielonoświątkowcy – nie świętują Bożego Narodzenia.

To aż trudno sobie w Polsce wyobrazić…

Skąd się bierze siła oddziaływania Bożego Narodzenia?

Nie chcę mówić o oczywistościach, czyli o rodzinnym charakterze tych świąt. Choć to oczywiście prawda. Sam zamysł świąt Bożego Narodzenia jest jednak bardzo głęboki. Kiedy się spojrzy na najstarszą ikonografię, zobaczy się Jezusa jako leżącego na kamiennym żłobie, który przypomina ołtarz ofiarny. Niekiedy jest tak ciasno obwiązany w pieluszki, jakby był w całunie grobowym, często w grocie, która przypomina Jego grób. Pierwsza refleksja nad Bożym Narodzeniem jest mało ludyczna i swawolna: „Panie Jezu, hejże, hoc, hoc”. Od początku jest wiadome, że rodzi się Zbawiciel, i że to zbawienie przyjdzie przez krzyż i przez śmierć. Namysł pierwotny jest zatem niesamowicie głęboki, a że potem przybiera on też formę…

…sielską.

Może w tej sielskości odbija się radość z faktu, że Syn Boga stał się rzeczywiście człowiekiem i że to, co ludzkie, nie jest Mu obce? W tym także dostrzec można realizm wcielenia. To, że każda grupa społeczna czy narodowa chce Go zobaczyć urodzonego w jej własnych realiach – poprzez jej kulturę i wrażliwość – oznacza właśnie, że jest to pełne przeżywanie wcielenia. On stał się kimś bliskim – jednym z nas.

Czyli ludyczność świąt służy ­wcieleniu?

Jeśli tylko nie przesłania tego, co naprawdę istotne.

A co jest naprawdę istotne?

Że Słowo staje się ciałem. W okresie Bożego Narodzenia aż trzy razy czyta się Prolog Ewangelii św. Jana. To tekst kluczowy do rozważenia na ten czas.

Komercjalizacja bardzo przeszkadza świętować?

Zwłaszcza gdy święta w sklepach zaczynają się wcześniej niż Adwent. W sumie jest to smutne, bo jesteśmy odzierani z tego ważnego momentu, którym jest oczekiwanie. Poza tym sam Adwent nie jest tylko czasem przygotowania do Bożego Narodzenia. Do 17 grudnia ma on jeszcze inne znaczenia, które giną wśród świątecznych straganów. Często święta sprowadzają się do prezentów, a przecież może być inaczej.

Prezenty też są ważne.

W kontekście wspólnoty rodzinnej, międzyosobowej – owszem, ale jeżeli są jedynym czy najważniejszym elementem świątecznej radości, to…

Jest jednak różnica między wystrojoną w sztuczne choinki galerią handlową a kiermaszem na krakowskim Rynku, gdzie sprzedawane są piękne, ręcznie robione rzeczy.

I chwała Panu. Jeszcze ze strony Kościoła powinna być sensowna propozycja adwentowych rekolekcji, skupienie się na Słowie, na pięknie znaków liturgicznych, na roratach. Nie mówię tego w kategoriach antagonizmów. Niebezpieczne duchowo jest zastępowanie jednych rzeczy przez drugie. Powtórzę: Adwent jest pięknym i dobrym czasem, jest czasem radosnego czekania, w pierwszej części jest pytaniem o kształt chrześcijańskiej nadziei. To jedno z najpoważniejszych pytań, które człowiek może sobie zadać. Jeśli to wszystko zostaje zepchnięte na bok przez komercję i pytanie o to, co i ile trzeba kupić, to gdzieś gubimy to, co jest ważne. Nie musi, ale często się gubi – człowiek ma jakąś tam pojemność swojej wrażliwości, swojej zdolności refleksji. Ostatecznie może się okazać, że jest jedno, albo drugie.

Jakie oprócz przygotowania do świąt inne znaczenia ma Adwent?

Ważne jest, by zwłaszcza nie przegapić pierwszej części Adwentu, która nas pyta o oczekiwanie na paruzję. Czy my jeszcze na coś (Kogoś) czekamy, czy patrzymy jedynie w przeszłość? Przeszłość jest wypełniona wcieleniem Pana. A przyszłość już nie?

Paruzję nie bardzo potrafimy sobie wyobrazić.

Tu niczego nie trzeba sobie wyobrażać. Chodzi o to, że wiara jest relacją osobową. Jeżeli między mną a Jezusem jest rzeczywista miłość, to jest też oczekiwanie. Znaczy, że nie wystarcza mi to, w jaki sposób Go poznaję teraz. To poznanie „teraz” jest ciągle zapośredniczone: albo poprzez słowa, albo poprzez znak sakramentalny, albo przez wspólnotę, w której żyję. Ktoś, kto przeżywa tę relację coraz głębiej, intensywniej, musi mieć doświadczenie, o którym mówiła Teresa Wielka: „Przestań mi posyłać posłów, którzy nie wiedzą, o czym bąkają”.

Gdy ufundowano w Krakowie Kaplicę Zygmuntowską, roraty były w niej odprawiane każdego dnia przez cały rok. Wyczuwano, że to nie jest dyspozycja tylko na czas Adwentu – to jest nasza dyspozycja życiowa. Człowiek żyje wychylony w przyszłość – ku Jezusowi, ku jego przyjściu. Ewangelia mówi, że jak tego człowiek w sobie nie ma, to wiara jest aktorstwem.

Miłości nie można sobie narzucić.

Nikt sobie nie narzuca miłości. My jesteśmy wezwani do odpowiedzi na miłość. Święta nam o tym akurat doskonale przypominają. Cykl liturgii pokazuje nam wcielenie Boga aż po krzyż i zmartwychwstanie. To nam uświadamia, jak jesteśmy ukochani. I dopiero w tym kontekście znajduje się wezwanie, które jest przykazaniem miłości. Ale po pierwsze, to jest odpowiedź z naszej strony, a po drugie – ta odpowiedź jest też współpracą z łaską, która w nas działa. Bóg nie wymaga od nas niczego, czego nam najpierw nie daje.

Skoro to jest tak intensywny czas, czy można mieć nadzieję, że będzie on oddziaływał szerzej, np. także na sferę polityczną? Czy to przy naszym skłóceniu jest naiwnością?

Niedawno podczas liturgii czytaliśmy Izajasza mówiącego, że Pan potrafi wyprowadzić zieloną różdżkę z uschniętego pnia, czyli zrobić to, co się wydaje niemożliwe. Jest też opis tego, co niemożliwe: „Wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał”. To obietnica pokoju powszechnego z kluczowym na końcu zdaniem: „bo kraj się napełni znajomością Pana”. Gdyby wszyscy ci, którzy na co dzień powołują się na swoją wiarę, naprawdę skoncentrowali się na poznaniu, kim jest Bóg, to musieliby odkryć, że są sobie bliżsi, niż się im wydaje. Jest On nazwany Księciem Pokoju.

Można jednak się zniechęcić, patrząc na to, co się dzieje w polityce.

To jest dowód tylko na to, że wcielenie i odkupienie są potrzebne.

Jan Paweł II w encyklice o Duchu Świętym pisze tak: „Poczęcie i narodziny Jezusa Chrystusa są największym dziełem, jakiego dokonał Duch Święty w dziejach stworzenia oraz w dziejach zbawienia”. Nie zmartwychwstanie, tylko poczęcie i narodziny – ciekawe…

Przy zmartwychwstaniu bardziej się podkreśla działanie Ojca, który wskrzesił Syna, natomiast przy wcieleniu mówi się, że Duch Święty ukształtował człowieczeństwo Jezusa w łonie Maryi. To jest już podkreślone w tekście Ewangelii: „Duch zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię”. Ewangelia wskazuje Autora.

Nie myślimy w Boże Narodzenie o Duchu Świętym.

Bo my w ogóle o Duchu Świętym rzadko myślimy. Na co On się w pokorze swej godzi. Duch jest przede wszystkim Tym, który nam te święta przynosi, bo tylko w Duchu Świętym tamta historia jest aktualna. Liturgia się dzieje w Duchu i słowo jest w Duchu, i przyjęcie prawdy Bożej jest w Duchu.

Powrócę do atrakcyjności tych świąt. Na jakie nasze marzenie one odpowiadają – bliskości Boga?

Człowiek istnieje tylko w spotkaniu z Bogiem. Benedykt XVI pięknie tłumaczy prolog Janowy: jeśli Logos jest w Bogu, to znaczy, że istnieje w Nim odwieczne pragnienie rozmowy. Niesamowite jest to, że ta rozmowa dzieje się z człowiekiem. Bóg tworzy więź z człowiekiem i on dopiero w tej więzi istnieje, w pełni się rozwija. Na ile mamy to uświadomione, a na ile nieuświadomione, to inna kwestia. Ale w wierze o to właśnie chodzi.

Jak się przygotować do świąt?

Żyć z Kościołem, bo ten czas jest bardzo pięknie przez Kościół pomyślany. Iść w duchu roratnim. Pozwolić Kościołowi rozbudzić w sobie to oczekiwanie, nadzieję, pragnienie. A to będzie oznaczało wejście mocniej w słowo, w modlitwę, daj Boże w rekolekcje, w spowiedź, nawrócenie. Boże Narodzenie pokazuje, że Bóg ze swej strony usuwa wszystkie przeszkody, żeby się z człowiekiem spotkać, choć człowiek może te przeszkody mnożyć.

Gdy człowiek staje w Rzymie w bazylice Santa Maria Maggiore przed relikwiami żłóbka, to uświadamia sobie, że z jednej strony to znak bliskości Boga, który chciał być w żłóbku, a z drugiej strony jest to pamięć o tym, że Bóg został odrzucony, nie było dla Niego miejsca w gospodzie i trzeba było Go położyć w żłobie. To taki znak, który opowiada historię spotkań Boga z człowiekiem w sposób bardzo przejmujący, dosadny.

Należałoby się zatem jednak zmobilizować i wstać bardzo wcześnie na roraty?

Oczywiście!

W ciemną noc…

Zapalić światło!

Jak łódzki arcybiskup będzie spędzał święta?

Na razie spędzam Adwent w ten sposób, że sześć roczników seminarzystów zaprosiłem po kolei na roraty do swojego domu. Razem je przeżywamy. Potem śniadanie i rozmowa. Jutro z kolei jadę na roraty do Aleksandrowa, gdzie podobno przychodzą setki dzieci. Też chcę z nimi roraty przeżyć.

W ramach Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom razem z biskupem prawosławnym Atanazym i z biskupem luterańskim Janem zapaliliśmy świece i wymieniliśmy się nimi. Nagraliśmy razem spot z zaproszeniem sióstr i braci z naszych Kościołów, by w tym dziele zechcieli wziąć udział. Świece rozprowadza i katolicka Caritas, i luterańska Diakonia, i prawosławny ­Eleos. W Łodzi tradycja wspólnych przedsięwzięć ekumenicznych jest bardzo mocna i piękna.

Gdzie będzie wigilia?

W domu arcybiskupów łódzkich. Spędzę ją z biskupami pomocniczymi i najbliższymi współpracownikami.

Pasterka?

W katedrze. W Boże Narodzenie umówiłem się, że mszę odprawię w Centrum Samotnej Matki. A w Szczepana pójdę do sióstr Matki Teresy z Kalkuty, a potem do parafii św. Brata Alberta – by zakończyć rok jemu poświęcony. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2017