Stali w tymczasowości

Ogłoszone właśnie wstępne wyniki spisu powszechnego rozwiewają złudzenia: polska fala poakcesyjnej emigracji to zjawisko bynajmniej nie tymczasowe. Przeciwnie: wystarczająco stabilne, by nie robić sobie wiele z kryzysu.

03.01.2012

Czyta się kilka minut

Dla mediów to jeden z bardziej niewdzięcznych do opisu tematów ostatniej dekady. Trudny do uchwycenia w liczbach, trendach, wymykający się podziałom na fazy i kategorie; pozbawiony, a właściwie stopniowo pozbawiany sensowności tradycyjnych pojęć: samo słowo "emigrant" - w czasach ciągłego ruchu i mobilności Europejczyków - zdaje się dziś tracić na adekwatności.

Może właśnie stąd większy niż na innych polach rozdźwięk między medialną "opowieścią" a dyskursem naukowym? Kiedy w ostatnich latach prasa z lubością przytaczała kolejne (bywało, że wzięte z księżyca) szacunki dotyczące polskich migracji, demografowie zalecali ostrożność. Gdy gazety i portale internetowe - zwłaszcza brytyjskie, ale też i nasze - ogłaszały kolejne "fale", to powrotów, to znowu wyjazdów Polaków z Wysp i na Wyspy, naukowcy przypominali: natura współczesnych migracji skazuje nas nieuchronnie na zadowalanie się raczej strzępkami wiedzy niż twardymi danymi.

Ile, kto, gdzie

Po niemal ośmiu latach od akcesji o wielkiej polskiej fali migracji wiemy dużo; po ogłoszonych teraz wstępnych wynikach Narodowego Spisu Powszechnego również i to: podawane na przestrzeni ostatnich lat szacunki migracyjne były - wbrew ostrzeżeniom o ich ograniczonej wiarygodności - zaskakująco trafne.

Szacunki te, rokrocznie ogłaszane przez Główny Urząd Statystyczny, od 2006 r. pokazują mniej więcej stałą - oscylującą wokół dwóch milionów osób - liczbę obywateli polskich znajdujących się poza granicami kraju. Wstępne wyniki spisu powszechnego mówią o 38,3 mln Polaków, ale tylko 37,2 mln tzw. rezydentów (wyszczególnienie tej kategorii, bezcennej chociażby do obliczenia skali migracji właśnie, to nowość w historii spisów).

Co oznacza przekraczająca 1,1 mln różnica? Tylu Polaków przebywało w ubiegłym roku poza granicami kraju dłużej niż rok, tracąc w ten sposób statystyczny status rezydentów. - Wiemy skądinąd, że spośród wszystkich obywateli polskich przebywających poza granicami ponad połowa to właśnie migranci długoterminowi - mówi dr Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW. - Pozostali, czyli migranci krótkoterminowi, w spisie figurują jako rezydenci Polski. Można więc powiedzieć, że dokonywane co roku szacunki GUS wytrzymały próbę najważniejszej weryfikacji, jaką jest spis powszechny: liczba ok. 2 mln Polaków przebywających poza granicami odpowiada, jak się zdaje, szacowanej wcześniej i potwierdzonej częściowo przez spis sumie migrantów długoterminowych i krótkoterminowych.

Najważniejsze wnioski? Choć w świetle pojawiających się przez ostatnie lata szacunków wyniki spisu nie powinny dziwić, ostatecznie potwierdzają to, o czym do tej pory mówiono ostrożnie: że między bajki możemy włożyć prognozy o tymczasowym charakterze polskiej fali poakcesyjnych migracji. - Spis potwierdził, że mamy do czynienia z największym ubytkiem populacji po wojnie - ocenia prof. Krystyna Iglicka, demograf Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Inne istotne dane - znane z wcześniejszych badań GUS-u i ośrodków naukowych; szczegółowe statystyki ze spisu powszechnego poznamy dopiero za kilka miesięcy - to te dotyczące struktury grupy wyjeżdżających. Polskę opuszczają nadal ludzie młodzi (w znacznie większym procencie, niż wynika to ze struktury demograficznej całej populacji), wykształceni (sławetny "drenaż mózgów" i towarzysząca mu praca za granicą znacznie poniżej kwalifikacji), a niektóre regiony Polski padają znacznie bardziej niż inne ofiarą "wypłukiwania" najbardziej efektywnej siły roboczej.

Kryzys nas nie rusza

To paradoks (być może tylko pozorny?): jeśli kryzys finansowy w jakikolwiek sposób wpływa na zachowania Polaków mieszkających w - naruszonych przecież mniej lub bardziej przez dekoniunkturę - Anglii, Irlandii czy Niemczech, to raczej utwierdza ich w decyzji o pozostaniu poza Polską.

- Kryzys to niepewność, a ta sprawia, że ludzie są po prostu skłonni pozostawać tam, gdzie się aktualnie znajdują - komentuje dr Kaczmarczyk. - Nie widać zwiększenia dynamiki wyjazdów, ale mniej jest też powrotów. I to nawet z takich krajów jak Islandia czy Irlandia, które przeżywały tarapaty finansowe. Kryzys bowiem kryzysem, a doświadczenia indywidualne, np. w Wielkiej Brytanii, są dla Polaków raczej pozytywne. Choćby dlatego, że traktowani jesteśmy jako sprawni, a dodatkowo tańsi pracownicy, dzięki czemu nie byliśmy tak bardzo zagrożeni zwolnieniami jak chociażby Brytyjczycy.

- Taka reakcja na ekonomiczne zawirowania nie powinna dziwić - dodaje prof. Iglicka. - Już podczas kryzysu w latach 70. wzrosła w Europie liczba imigrantów, którzy w obliczu problemów kurczowo trzymali się swojej pracy. Oczywiście, była inna sytuacja, wielu imigrantów, choćby z Turcji, po prostu nie mogło wrócić do swojego kraju, jednak mechanizm psychologiczny był podobny.

Polskich migrantów kryzys zatem nie rusza - ten wniosek można zastosować nie tylko do danych ilościowych: stabilizacji liczby przebywających poza granicami Polaków towarzyszy - i być może to jest główny powód do niepokoju - stopniowe wydłużanie się ich pobytu poza Polską. O ile jeszcze kilka lat temu wśród wyjeżdżających dominowali migranci krótkoterminowi, w roku 2010 ci przebywający za granicą powyżej roku mogli stanowić - wedle szacunków GUS - nawet 80 proc.

Jak mówi prof. Krystyna Iglicka, wciąż widoczna dynamika tego procesu sprawi, że podana w wynikach spisu powszechnego liczba 1,1 mln długoterminowych migrantów okaże się wkrótce mocno niedoszacowana. - Wbrew mantrze o cyrkulacji, tymczasowości czy "nowych obywatelach Europy", dzisiaj mogących być w jednym miejscu, jutro w drugim, polska diaspora się stabilizuje - zauważa badaczka. - Mówiąc o nieustannej zmienności, przez ostatnie lata próbowaliśmy łagodzić lęk przed wyludnianiem i "drenażem mózgów". "Taki jest świat, taka jest Europa" - mówiliśmy, ale ta europejska idée fixe w przypadku Polaków się nie sprawdza.

Tym bardziej że nic nie wskazuje na to, by polscy migranci szczególnie chętnie przemieszczali się po krajach Unii. To kolejny paradoks: wielu z nich deklaruje chęć powrotu, przeprowadzki, brak przywiązania do miejsca pobytu, a jednak migracyjne postawy zdają się tym deklaracjom przeczyć. Polska diaspora, można rzec, staje się stabilna w swojej tymczasowości. - Owszem, ci ludzie w większości nie mają sprecyzowanych planów, uzależniają swoje dalsze ruchy od sytuacji gospodarczej, ale owa elastyczność ogranicza się do sfery mentalnej - podsumowuje dr Kaczmarczyk.

Diagnozy i mity

Spór o ekonomiczny bilans poakcesyjnej migracji - trwający od początku "fali" do dzisiaj - zdaje się być tyleż potrzebny, co nierozstrzygalny. Choćby dlatego, że trudne do przewidzenia są scenariusze na ewentualne masowe powroty (jak chłonny okaże się polski rynek pracy? jak odnajdą się na nim reemigranci?).

Diagnozom ostrożnym (według dr. Kaczmarczyka negatywny wpływ wyjazdów, objawiający się niedoborami siły roboczej, widać na wybranych rynkach lokalnych czy regionalnych, ale nie w skali ogólnopolskiej) towarzyszą coraz wyraźniej słyszalne głosy alarmu. Prof. Iglicka: - Pora się ocknąć i zaprzestać zrzucania wszystkich procesów migracyjnych na karb tymczasowości i mobilności Europy. Nic nie pomoże też powtarzanie argumentu o zbawiennym wpływie transferów pieniężnych na polską gospodarkę: transfery to przeciętnie 8 tys. zł w skali roku na osobę, podczas gdy każdy z nas jest w stanie dużo więcej wypracować będąc na miejscu. Mamy do czynienia z drenażem populacji i siły roboczej, a dodatkowo za dwadzieścia lat będziemy najstarszym społeczeństwem Unii Europejskiej, do czego masowa migracja się walnie przyczyni.

Niezależnie od diagnoz i prognoz ekonomicznych, wraz ze wstępnymi wynikami spisu powszechnego wali się ostatecznie jeden z publicystycznych mitów dotyczących polityki migracyjnej państwa - mit o skuteczności kampanii społecznych, programów czy zachęt, których efektem miało być "ściągnięcie" Polaków do kraju. Ich fiasko przypomina prawdę banalną: migracyjny bilans Polski będzie zależał od elastyczności polskiego rynku pracy czy jakości oraz dostępności przedszkoli i żłobków, nie zaś od narodowowyzwoleńczych zrywów mających "odbić" Polaków dla Polski.

Wraz z kolejnymi doniesieniami o "stabilizowaniu się" polskiej diaspory słabną też - choć przecież nie ulegają unieważnieniu - powtarzane od dawna argumenty o kapitale społecznym, ludzkim czy kulturowym, gromadzonym za granicą przez emigrantów. Jeśli poznawanie innych realiów rynkowych i kulturowych, nowe doświadczenia, nauka języków mają się okazać inwestycją z wysoką stopą zysku na poziomie ogólnospołecznym - bo że są taką na poziomie jednostek, to pewne - musi jej towarzyszyć faktyczna cyrkulacja. Z wyjazdami, ale też i powrotami.

A na to, jak na razie, się nie zanosi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2012