Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rzecz zdumiewająca: mimo że od upadku komunizmu minęły prawie dwie dekady, dotąd nie powstała biografia człowieka, który przez niemal pół PRL-u był jedną z najważniejszych postaci w systemie władzy. Owszem, jest wiele prac opisujących wydarzenia, w których uczestniczył, wydano zbiory dokumentów, ale biografii Wojciecha Jaruzelskiego - brak.
Kim był i kim jest Jaruzelski? Jeśli spojrzeć całościowo na jego karierę w czasach PRL (przedstawia ją w tym numerze "TP" Antoni Dudek), to widać, że ten najmłodszy kiedyś generał w komunistycznej armii odgrywał ważną rolę nie tylko w latach 1980-81 oraz później, ale i znacznie wcześniej. Również wtedy, gdy wyrzucał z armii oficerów związanych z październikowymi zmianami w 1956 r. oraz polskich Żydów czy współorganizował pacyfikację Praskiej Wiosny.
Jaruzelski znajdował się bowiem w centrum władzy aż 21 lat - od kiedy w 1968 r. został ministrem obrony. Zarazem od początku kariery był wiernym "człowiekiem Moskwy".
Rola, jaką odgrywał w różnych momentach, pozwala dojrzeć w nim przede wszystkim aparatczyka-oportunistę, typowego dla "kadry kierowniczej" w Europie Środkowej człowieka bez właściwości, skoncentrowanego na zdobyciu, a potem utrzymaniu władzy. Zdolnego przy tym do łamania praw innych ludzi, co mogło prowadzić do zbrodni.
Wprowadzenie stanu wojennego było naruszeniem podstawowych praw milionów polskich obywateli; praw człowieka, do których przestrzegania zobowiązywała się nawet PRL jako sygnatariusz międzynarodowych umów.
Wątpliwości, czy w ogóle ścigać takich ludzi jak Jaruzelski - przywódców PRL rozstrzygane są przez fakt, że od kilkunastu lat ścigani i sądzeni są ich "żołnierze": od ubeków z lat 50. po esbeków i milicjantów, którzy bili, a nawet zabijali. Gdyby nie spróbowano pociągnąć do odpowiedzialności także tych, którzy nimi kierowali, wtedy zasadny byłby zarzut, że "ściga się płotki, a puszcza grube ryby". Proces Jaruzelskiego i innych pokazuje też, że prawa człowieka nie były łamane przez anonimowy system, tylko przez konkretnych ludzi.
Taką wykładnię w cywilizowanym świecie przyjęto już ponad 60 lat temu - po tym, jak 1 października 1946 r. Międzynarodowy Trybunał Wojenny ogłosił wyroki w procesie przywódców III Rzeszy. Proces norymberski stworzył międzynarodowy precedens prawny: odtąd próbuje się wymierzać sprawiedliwość przywódcom, którzy popełnili zbrodnie "w imieniu państwa" (np. w Jugosławii, Kambodży, Chile).
Zarzut, że jest to zemsta albo "sprawiedliwość, jaką zwycięzcy wymierzają zwyciężonym", jest bezzasadny nie tylko na gruncie idei (nieżyjący Szymon Wiesenthal ucieleśniał hasło "sprawiedliwość, nie zemsta"), ale również faktów: po 1989 r. w Polsce do sądów wpłynęło zaledwie sto kilkadziesiąt aktów oskarżenia, dotyczących przestępstw z czasów PRL. Większość z nich by nie powstała, gdyby nie działalność prokuratorów IPN - zanim powstał Instytut, wymiar sprawiedliwości niemal nie zajmował się komunistycznymi przestępstwami.
Zresztą także w innych krajach, które wyszły z komunizmu, ściganie winnych zbrodni minionego systemu szło opornie. Jedynym wyjątkiem są Niemcy Wschodnie. Ale one potwierdzają regułę: tam przestało istnieć państwo, wchłonięte przez Republikę Federalną, co stwarzało inne warunki do rozliczeń (zresztą obrachunki sądowe w byłej NRD nie były surowe). "Ostrym rozliczeniom nie sprzyjał także model »wynegocjowanej rewolucji«, zapoczątkowany w Polsce, a potem powtórzony w większości krajów »bloku« sowieckiego" - pisał Jan Skórzyński, autor książki o roku 1989. - "Pokojowe, choć przecież nie dobrowolne, oddanie władzy uczyniło z komunistów partnerów w dziele przebudowy kraju i, co najważniejsze, dało im legitymację do uczestnictwa w demokratycznym życiu politycznym" ("TP", nr 22/07). I co, być może, jest również jedną z przyczyn, że społeczeństwo jest tak podzielone w ocenie Jaruzelskiego.
Ci, którzy krytykują proces generała, argumentują czasem, że powinien on zostać objęty jakimś rodzajem "amnestii", skoro w latach 1989-90 podzielił się władzą z opozycją, a potem ją oddał. Argument to ahistoryczny - Jaruzelski zrobił wtedy coś, co konsekwentnie wpisuje się w jego biografię: w obliczu rozkładu systemu postąpił najlepiej, jak mógł z punktu widzenia swego osobistego interesu oraz interesu partii władzy, która gładko przeszła do nowej Polski. To, że 20 lat temu Jaruzelski trafnie rozpoznał "konieczność dziejową" - ubiegając o kilka miesięcy upadek muru berlińskiego i Aksamitną Rewolucję w Czechosłowacji - nie unieważnia jego odpowiedzialności za to, co robił wcześniej. ?
Również ten etap dziejów czeka na opisanie.