Spóźniony pierwszy krok

Pierwsza w polskim parlamencie debata wokół projektów bioetycznych - rzecz bez precedensu i wydarzenie historycznej rangi - zgromadziła zaledwie około 50 posłów. Gazety relacjonowały ją także bez większych emocji.

26.10.2010

Czyta się kilka minut

Czyżby uregulowanie prawne metody in vitro, w większości propozycji włączające tę procedurę do grupy zabiegów refundowanych przez państwo, tak niewiele nas obchodziło? "Może by rząd przestał się wreszcie zajmować pierdołami - czytamy w internetowych komentarzach - i zajął naprawą gospodarki...?". Zważywszy, że w Polsce zabiegi zapłodnienia pozaustrojowego wykonuje się od 1987 r. i że dla kilkuset tysięcy bezpłodnych par poddanie się in vitro stanowić może ostatnią szansę na urodzenie dziecka, brak zainteresowania piątkową debatą nie nastraja optymistycznie.

***

Niską frekwencję podczas debaty w Sejmie można próbować zrozumieć - piątkowe popołudnie, po głosowaniach, to dla posłów czas powrotów do rodzinnych miast. Jednak wyjątkowy charakter obrad pozwalał spodziewać się wyjątku. Czyżby posłowie przestraszyli się dyskursu medyczno-filozoficznego? W Polsce każdy przecież, od kierowcy taksówki po kapitana żeglugi wielkiej, na tych akurat dziedzinach wiedzy zna się doskonale. Może więc ostrzegający przed ekskomuniką głos arcybiskupa Hosera zdołał skutecznie powstrzymać przed udziałem w dyskusji część zarówno wierzących, jak i niewierzących parlamentarzystów? Tych pierwszych z obawy przed zgorszeniem, drugich ze strachu, że merytoryczna dyskusja szybko ustąpi miejsca ideologicznej awanturze, w której emocje wezmą górę nad rozumem?

Jeśliby jednak taka, choćby po części tylko, była przyczyna wyludnienia Wysokiej Izby, oznaczałoby to, że hierarchowie w walce przeciw in vitro wylali dziecko z kąpielą: na niczym nie powinno dziś Kościołowi zależeć bardziej, jak na możliwości zaprezentowania swoich argumentów w publicznej debacie. A taka możliwość, przynajmniej w piątek, została właściwie zaprzepaszczona. Posłowie utożsamiający się z wiarą katolicką z pewnością mają trudny orzech do zgryzienia, jednak rejterada z sal sejmowych po to, by (gdy nadejdzie czas) zagłosować tak, jak nakazuje nauka Kościoła, bez próby wysłuchania drugiej strony, jest nie tylko tchórzostwem, ale i głęboką porażką sumienia.

***

Wolę już myśleć, że pustka na sali sejmowej spowodowana byłą nęcącą wizją zbliżającego się weekendu, połączoną z brakiem przekonania o wystarczających kompetencjach filozoficznych. Bo, wbrew niektórym twierdzeniom, piątkowa dyskusja nie była i nie mogła być sporem dającym się rozstrzygnąć li tylko na poziomie dyskursu nauk szczegółowych. Gdy Marek Borowski twierdzi, że zarodek nie jest człowiekiem, a przedstawiciele PiS, że owszem, biologia nie staje po żadnej ze stron. Na Wiejskiej zderzały się ze sobą twierdzenia ontologiczne, przez jedno popołudnie Sejm był areną wymiany poglądów o statusie filozoficznym, teologicznym i światopoglądowym. I choć u podstaw tej dyskusji zmagają się ze sobą różne metafizyki, właściwym polem do rozważań pozostaje wciąż wcale nie filozofia, ale naturalna - zdawałoby się - dla posłów płaszczyzna norm społecznych i politycznych.

Nikt bowiem nie oczekuje od parlamentarzystów rozwiązania odwiecznych dylematów ludzkiej myśli - spodziewamy się tylko (i aż), by podjęli rzetelną próbę znalezienia konsensu tam, gdzie ustawodawca jedynego w Unii Europejskiej kraju o nieuregulowanej kwestii in vitro musi wreszcie ustalić, w oparciu o konstytucję i aktualny stan wiedzy medycznej, nieprzekraczalną granicę, poza którą wchodzimy w jawny konflikt z prawem stanowionym. Aż do tej granicy decydować powinno, tak w tym, jak w innych zagadnieniach na styku prawa i moralności, wyłącznie nasze sumienie.

Do tej granicy poruszać się powinniśmy, korzystając z własnego rozeznania lub - jeśli taka wola i przekonanie - słuchając wskazówek moralnych religii. Do tej granicy też Kościół katolicki może i powinien przestrzegać swoich wiernych przed ekskomuniką, ale już nie dalej. Granica bowiem musi być wspólna dla wierzących i niewierzących obywateli, dla przedstawicieli różnych religii i odmiennych światopoglądów. Prawo w demokratycznym, neutralnym światopoglądowo państwie nie zastąpi obywatelom kodeksu moralnego. Nie wymagamy przecież od sądów, by zamykały w więzieniach krzywoprzysiężców czy cudzołożników.

Sejmowa debata, choć na etapie prezentacji projektów sprawna i rzeczowa, była pod tym względem daleka od ideału: spora część posłów zdawała się nie pamiętać, że prawo nie może służyć jako tarcza dla najszlachetniejszych nawet, ale podzielanych tylko przez część społeczeństwa przekonań natury moralnej. W tym sensie zdanie Jarosława Gowina, autora jednego z projektów PO, że jeśli nie mamy pewności, czy zarodek jest dzieckiem, powinniśmy postępować tak, jakby nim był, zdaje się wyznaczać formalnie dobrą drogę dla prawnego kompromisu. Niestety tylko formalnie, bo materialnie można przeciwstawić mu stwierdzenie, że skoro nie mamy pewności, iż embrion jest człowiekiem, nie powinniśmy odbierać bezpłodnym małżeństwom prawa do zamrażania zarodków nadliczbowych.

Za pierwszym stwierdzeniem przemawia szlachetna w intencji zapobiegliwość, za drugim - pragmatyka lekarska i obawa przed wprowadzaniem uprzedzających restrykcji wobec spraw, których wciąż jeszcze nie rozumiemy. Obawa przed przesuwaniem granicy z wymiaru prawa do wymiaru moralnych przekonań.

***

Nie ma obecnie już żadnych szans, by ustawodawca rozwiązał tę skomplikowaną kwestię w sposób, który zadowoliłby hierarchów Kościoła, o ile wciąż stać będą na stanowisku potępiającym en bloc zapłodnienie pozaustrojowe. Próba napomnienia posłów (przez wielu odebrana jako rodzaj szantażu) okazała się zbyt grubo ciosana - co najwyżej zniechęciła niektórych do samej problematyki. Nie przestraszył się jej ani premier Tusk, ani poseł Gowin (za co komplementował go w Sejmie Marek Borowski!).

By zachować czyste sumienie, posłowie katolicy mogliby i zapewne powinni poprzeć ten z projektów, który ma szansę na przetrwanie, a który - choć nie zadowala ich moralnych wymagań - wydaje się z perspektywy Kościoła najmniej niebezpieczny. Łatwiej zdobywa się popularność na drodze pryncypialnego sprzeciwu niż poprzez konstruktywny kompromis. Pryncypializm przeniesiony na grunt polityczny może zatem - nie pierwszy i nie ostatni raz - doprowadzić do klęski, po której zostanie już tylko głośny lament i utyskiwanie na podłość tego świata.

O to można mieć zasadne pretensje do biskupów. Polityka ma swoje prawa i jeśli się pragnie mieć na nią wpływ (co samo w sobie jest poważnie dyskusyjne), to trzeba nauczyć się jej reguł i zgodnie z nimi próbować naprawiać świat. Jeśli się to bowiem spróbuje uczynić nieudolnie, zbyt agresywnie i władczo, bez zrozumienia dla zasad demokracji, nie tylko osiągnie się skutek przeciwny do zamierzonego, ale wytworzy niepotrzebne i szkodliwe napięcie, które na dłuższą metę może Kościołowi potężnie zaszkodzić.

***

Polska ma już niewiele czasu, by uregulować problem ochrony komórek rozrodczych i procedury in vitro. Ciągnie się za nami długa historia skandalicznych zaniedbań, począwszy od podpisania w 1997 r. Konwencji Bioetycznej Rady Europy, której do dziś nie ratyfikowaliśmy. W ciągu ostatniej dekady Unia nieraz upominała się o prawne ustalenie zasad bezpiecznego postępowania z komórkami rozrodczymi - jak dotąd bezskutecznie. Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy nie uporamy się z tym problemem, grożą nam kary finansowe oraz Europejski Trybunał Sprawiedliwości.

Podczas debaty przedstawiono cztery projekty (piąty autorstwa Marka Balickiego, jest przedmiotem prac komisji sejmowych i nie był w piątek dyskutowany). Dwa projekty przygotowane przez PO postulują legalizację i refundację zapłodnienia pozaustrojowego oraz powołanie Polskiej Rady Bioetycznej: potrójny projekt Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, obok nowelizacji ustawy transplantacyjnej i kodeksu rodzinnego (wymaga jej prawo unijne) dopuszcza przy tym mnożenie i selekcję embrionów (przy jednoczesnym zakazie ich niszczenia), natomiast projekt Jarosława Gowina zakłada wszczepienie wszystkich (to jest maksymalnie dwóch) embrionów oraz dopuszczenie do metody in vitro tylko par małżeńskich, a w wyjątkowych przypadkach także samotnych kobiet.

Dwa dyskutowane w piątek projekty PiS proponują wprowadzenie zakazu in vitro: wersja przygotowana przez Teresę Wargocką przewiduje karę więzienia za tworzenie zarodków metodą pozaustrojową, zaś projekt Bolesława Piechy, mimo zakazu tworzenia nowych zarodków, dopuszcza wszczepienie już istniejących. W każdej z propozycji, obok rozwiązań ściśle związanych z procedurą in vitro, postuluje się zakaz klonowania człowieka, handlu gametami i zarodkami oraz eksperymentów na nich, a także tworzenia ludzko-zwierzęcych hybryd.

W tym tygodniu Sejm będzie głosował nad skierowaniem propozycji do komisji. Największe szanse ma oczywiście propozycja poseł Kidawy-Błońskiej (poparta przez premiera Tuska, który przez ostatnie lata nie wypowiadał się w tej sprawie), choć i tu nie można mieć pewności. Posłów nie będzie obowiązywała dyscyplina klubowa, a Jarosław Gowin przed tygodniem w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" wróżył niespodziankę, zwłaszcza w Senacie. Istnieje także duże prawdopodobieństwo, że wszystkie propozycje zostaną odrzucone.

***

Szkoda, że po cichu, szkoda, że w piątkowe popołudnie, szkoda, że dopiero teraz. Nie przekreśla to jednak doniosłości faktu, że pierwszy ważny krok został zrobiony.

Michał Bardel (ur. 1976 r.) jest doktorem filozofii. W latach 2005-2010 p.o. redaktora naczelnego i redaktor naczelny miesięcznika "Znak", obecnie członek redakcji "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2010