Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W oficynie mieszka Kalkowski. Jeszcze niedawno stały tu trumny oczekujące na klientów. Nowy lokator zaadaptował przestrzeń zakładu pogrzebowego na swoje potrzeby. Teraz wszędzie panoszą się gitary w liczbie pięćdziesięciu oraz winylowe i kompaktowe płyty w liczbie niezliczonej. Przeważnie Hendrix.
Kalkowski spotkał go czterdzieści lat temu. W toalecie. On właśnie wychodził, Hendrix odwrotnie. Uścisnęli sobie dłonie. Dłonie są ważne w życiu gitarzysty. Kalkowski gra głównie covery, śpiewa najpierw po swojemu, później w oryginale. "Hey, Joe" brzmi egzotycznie na teutońską nutę, choć kontekst trumienny bardzo pomaga docenić ponadczasową opowieść o nieuniknionym a rychłym zabójstwie w afekcie. Cóż, genius loci. Trudno powiedzieć, co o tym sądzi wiszący na ścianie sporych rozmiarów Włodzimierz Iljicz Lenin w formie olejnego malowidła, z paradoksalnie kamiennym obliczem przysłuchujący się słynnemu riffowi. Gospodarz wymownym ruchem gitary zachęca do bliższego zbadania portretu Lenina... eureka! Spod spodu wyłania się niezbyt dokładnie zamalowany Adolf. Dwóch wodzów na jednym portrecie - jeden na drugim - cóż za oszczędność. Swego czasu Kalkowski kupił to dzieło we wschodniej części miasta.
Czy jest religijny? Śmieje się długo, serdecznie.
"O, Boże - religijny - nie!" Ale wierzy w reinkarnację: pod okiem znanego guru odbył kiedyś podróż po swoich poprzednich wcieleniach. Jedno z nich miało na imię Johann oraz szpinet. To utwierdziło go w przekonaniu, że jest stworzony dla muzyki, jakkolwiek wymagająca nie okazałaby się ścieżka, którą wybrał. A nie jest łatwo: z zawodu Kalkowski jest malarzem pokojowym. Maluje ściany berlińskich mieszkań na biało (ogromna większość ludzi decyduje się na ten konformistyczny kolor, co martwi buntowniczą duszę artysty). Raz pomalował na czarno.
Czy lęka się śmierci? Nie. Boi się niedołęźnej starości: jego ojciec dożył 96 lat. "To wyrok" - mówi po chwili zadumy. Nagle chwyta za gitarę i zaczyna grać "All Along The Watchtower".
"Two riders were approaching, and the wind
began to howl" -
Kalkowski/Hendrix zaczął legendarne solo.
Nad nami szalał wicher.