Spór o Powstanie

W 144. numerze paryskich Zeszytów Historycznych, który właśnie do mnie przyszedł, znalazłem trójgłos polemiczny wobec książki Normana Daviesa o Powstaniu Warszawskim.

28.11.2004

Czyta się kilka minut

Najważniejszy jest artykuł historyka Jana Ciechanowskiego, głos zabierają też Juliusz Łukasiewicz i Emanuel Halicz. Od razu przyznam: książki Daviesa nie czytałem.

Z rozmaitych omówień wydobyłem jednak zasadniczą jej tezę: alianci zachodni nas zdradzili, gdyby Roosevelt i Churchill nacisnęli towarzysza Stalina, dałby się może przekonać i wspomógłby Powstanie, które miało szanse powodzenia. Wiem też, że tylko w części książki zajął się Davies przebiegiem Powstania, dwie trzecie poświęcił stosunkom Polski z Sowietami i z aliantami zachodnimi; nie pisał przecież dla Polaków, tylko dla ludzi, którym Powstanie Warszawskie miesza się z Powstaniem w Getcie i nie bardzo rozumieją, kto z kim tam walczył i o co.

Stronność Daviesa jest dla nas pochlebna, ale wydaje się niezgodna z rzeczywistym obrazem faktów. Jeśli spojrzeć na Powstanie chłodnym okiem, ma ono trojaki aspekt. Po pierwsze, głębszy widnokrąg tworzy ówczesne tło polityczne. Po drugie, zastanowić się trzeba nad taktyką powstańców, po trzecie zaś - nad ich sprawnością wojskową i uzbrojeniem. Jakkolwiek wyda się to dziwaczne, nasunęło mi się porównanie z Irakiem i zmaganiami, jakie toczą Amerykanie w Faludży. Amerykanie mają helikoptery, rakiety, broń pancerną i w ogóle wszystko, co w dziedzinie militarnej można dzisiaj mieć, a mimo to nie są w stanie w krótkim czasie pokonać bojowników islamskich.

Główna różnica, jeśli chodzi o taktykę, jest taka, że bojownicy w Iraku uderzają w zgrupowania wojsk amerykańskich i rządowych, natomiast nie zależy im na zdobywaniu terytorium. W Powstaniu Warszawskim chodziło o terytorium, ale ataki skierowane na jego zdobycie zawiodły; nie udało się opanować ani mostów na Wiśle, ani przyczółków mostowych, ani lotniska na Okęciu, a więc nie było szans na lądowanie większych jednostek powietrznych z ewentualną pomocą.

Dalej: ludzie Al Zarkawiego uzbrojeni są nadzwyczaj silnie, natomiast nasi powstańcy nie mieli nawet granatników. Zmagania armii amerykańskiej z sunnitami pokazują, że jeżeli ma się silne zaplecze zbrojeniowe, można się długo i skutecznie opierać przeważającej sile. Oczywiście nowoczesna zasada prowadzenia walki jest inna niż przed półwieczem, polega na uderzeniach izolowanych w miejscach wybranych. Amerykanie starają się skoncentrowanym ogniem haubic 155 milimetrów kalibru odpowiadać na pierwsze strzały rakietowe. Jest to zresztą zawodne, bo przeciwnik nie czeka z granatnikami czy wyrzutniami rakietowymi na udar amerykański, tylko po oddaniu strzału natychmiast ucieka.

W 1944 roku najważniejsza była jednak sytuacja polityczna. Stalin trzymał wszystkie atuty w ręku, a Zachód nie miał właściwie nic. Na froncie wschodnim znajdowało się ponad 160 dobrze uzbrojonych dywizji sowieckich, a w Europie Zachodniej, licząc zarówno wojska inwazyjne na południu, jak i we Francji, alianci dysponowali jedną trzecią tej siły. Pomysł, ku któremu zdaje się skłaniać Davies, by Zachód wywierał naciski na Stalina, wydawał mi się zawsze utopijny. Polska była pionkiem na wielkiej szachownicy wojennych walk, los Warszawy nie poruszał serc aliantów zachodnich, Stalin zaś otrzymał niebylejaką szansę zlikwidowania rękami niemieckimi jednego z najpotężniejszych gniazd oporu polskiego, nie tylko antyhitlerowskiego, ale też antysowieckiego, i przy okazji - choć na tym mu zapewne specjalnie nie zależało - zniszczenia polskiej stolicy.

Patrząc oczami ówczesnych polityków i wojskowych Zachodu, nie było żadnego powodu, by postawić sprawę sojuszu ze Stalinem na równi z ocaleniem Warszawy. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, by ktoś na Zachodzie był wówczas gotów nadstawić karku za naszą stolicę. To nie jest kwestia uczuć, ale obiektywizmu. Stalin natomiast nie miał żadnej racji po temu, by ustąpić pod ewentualnymi naciskami. Przeciwnie, chciał, żeby Niemcy wykonali za niego brudną robotę. I taka jest prawda historyczna, która nie zależy od tego, co się komu podoba. Że w dodatku byliśmy słabo uzbrojeni i że strategiczne cele powstańczego uderzenia nie zostały dobrze określone, to już dalsza kwestia.

Dowództwo, które podjęło decyzję o rozpoczęciu Powstania, wystawiając naszą najlepszą młodzież na zagładę i zgubę, wzięło na swoje barki straszną odpowiedzialność. Nie zgadzam się z Ciechanowskim, że ta decyzja była zbrodnią i że ci, którzy ją podjęli, powinni byli stanąć przed (nie wiem jakim) sądem; takie sprawy nie nadają się do rozpatrywania w kategoriach wymiaru sprawiedliwości. Na pewno jednak Powstanie było przegrane od pierwszego dnia. Powinniśmy mieć świadomość daremności tego aktu tragicznego, który doprowadził do zniszczenia stolicy i po którym do dzisiaj nie możemy odzyskać w pełni sił, ponieważ straciliśmy najlepszych.

Powraca często, niby zmartwychwstający nieboszczyk, argument, że gdyby nawet 1 sierpnia nie doszło do wydania rozkazu o Powstaniu, młodzież warszawska i tak ruszyłaby do walki. Teza ta opiera się na domniemaniach, które nie mają za sobą dowodliwego materiału; historii nie odtwarza się na zasadzie podobnych spekulacji. Powstanie było nieprzemyślane z punktu widzenia wojskowego i nieprzemyślane z punktu widzenia politycznego. Niemcy mogli zniszczyć Warszawę i zrobili to, a niemrawość reakcji Zachodu była z punktu widzenia czysto wojskowego niestety zrozumiała. Trudno było liczyć, że z nieba spadnie armia spadochroniarzy angloamerykańskich albo i polskich. Rzeczywisty stosunek sił powinien być rozpatrywany w oderwaniu od tego, po której stronie spoczywają sympatie historyka. Tymczasem Norman Davies tak się zakochał w Polakach i tak zwanym Bożym igrzysku, że stał się stronny; jego miłość do nas napawa mnie, przyznam, zadziwieniem.

Mieszkając we Lwowie, znajdowałem się już wtedy po sowieckiej stronie frontu i poprzez Londyn dochodziły nas tylko głuche i niewyraźne odgłosy kampanii toczonej w Warszawie. Miałem 23 lata i wiedziałem, co się mniej więcej dzieje, ale nie przypuszczałem, że rachuby zarówno polityczne, jak i militarne naszych władz podziemnych były do tego stopnia niedostatecznie umotywowane logiką niewzruszonych faktów. Dziś cała ta historia jest zupełnie skamieniała i spopielona, nikt nie będzie się o nią targować. Dlaczego jednak Stalin, który pochłonął już połowę Polski, miałby nagle wycofać się ze swoich dalekosiężnych zamierzeń? Przecież nie dlatego zabrał nam ziemie wschodnie i przesunął Polskę na zachód, aby zrobić nam przykrość; chodziło o to, by stworzyć platformę wypadową do uderzenia na wielkie kraje Zachodu. Tak zwane Ziemie Odzyskane, które nam ofiarowano, to był właśnie plac ćwiczeń, place d’armes, z którego miał nastąpić atak.

Że historia podstawiła projektom Stalina nogę, to sprawa osobna. Dzisiaj Putin usiłuje restaurować imperium sowieckie, ale już metodą nacisków ekonomicznych. W kraju naszym panuje rozmyślna chyba nieświadomość premedytacji jego działań, tylko z rzadka można usłyszeć ostrzegawcze głosy jednostek, które widzą nadciągające zagrożenie. Militarnie Rosja nie zamierza nas na powrót zakuć w dyby, starczy jednak, że zacznie stopniowo zamykać kurki ropy i gazu. Nie wierzyłbym w to, że NATO albo Unia Europejska nas uratuje; jeżeli sami się nie uratujemy, nikt tego za nas nie zrobi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2004