Spokojnie, to tylko reforma

Debata wokół zniesienia/zmiany Funduszu Kościelnego przybiera tony antykościelnej agresji z jednej, a zagrożenia czy wręcz prześladowania z drugiej strony. Wzywam do opamietania.

19.03.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. Grażyna Makara
/ fot. Grażyna Makara

Najpierw demagogia cyfr. Biedny emeryt może się oburzyć, słysząc, że państwo w 2011 r. „z naszych podatków dało księżom” 89 milionów zł (zamiast na przedszkola!). Przypomnijmy więc, skąd są te pieniądze. Fundusz powstał w PRL-u jako rekompensata za zabrane Kościołowi dobra. I uwaga: Komisja Majątkowa zajmowała się dobrami odebranymi Kościołowi wbrew obowiązującemu wtedy prawu. Fundusz jest rekompensatą za majątki zabrane legalnie, o które Kościół się nie upomina. Te majątki nie były zinwentaryzowane, trudno więc dziś dokładne ustalić ich wartość. Polecam jednak przybliżone wyliczenie zawarte w omawianym przez nas szeroko przed dwoma tygodniami raporcie KAI „Finanse Kościoła katolickiego w Polsce”.

W mediach często rzecz się przedstawia tak, jakby przekazywana Kościołowi kwota była niebotycznie wysoka. Dopiero zestawienie z innymi wydatkami państwa przywraca właściwe proporcje. Na przykład: w 2012 r. Kancelaria Prezydenta będzie kosztowała ponad 180 mln zł, Kancelaria Premiera – 117 mln zł. Cóż, dobre funkcjonowanie premiera i prezydenta zależy (także) od środków, którymi dysponują, a ich sprawność leży w interesie państwa. W tym kontekście jednak wysokość Funduszu przestaje być porażająca.


Chyba że Kościół to instytucja „nieużytku” publicznego. Oto odpowiedź z raportu KAI: „Wkład państwa we wspomaganie dzieł realizowanych przez Kościół na rzecz społeczeństwa (...) oszacować można na sumę od 500 do 800 mln zł rocznie. Natomiast wsparcie, jakiego Kościół udziela państwu, wyręczając je w realizacji różnych zadań społecznych, edukacyjnych i kulturalnych, wycenić można na kilka miliardów zł rocznie”. O zasadności pensji dla kapelanów szpitalnych, nauczycieli religii w szkołach itp. nie warto dyskutować: gdyby nie byli potrzebni, ich zatrudnienie dawno by zredukowano do minimum.

Byłem we Włoszech, gdy w 1984 r. wygasł termin spłacania przez państwo odszkodowania za odebrane majątki kościelne. Zmiana systemu finansowania Kościoła dokonała się tam bez awantur i szumu medialnego. Najpierw wspólnie wypracowano procedurę polegającą na tym, że płatnicy podatku dochodowego mogli wybrać jeden z celów, na które się przeznaczy 0,8 proc. wpływających z podatku pieniędzy. Pierwotnie adresatami były Kościół katolicki, Kościół Waldensów i jakieś dzieła społeczne. Z czasem ta lista nieco się powiększyła. Wykonanie rozliczeń i dystrybucję pieniędzy wzięło na siebie państwo.

Do tej zmiany (nastąpiła w 1985 r.) włoski episkopat przygotował wiernych m.in. przez dobrze przemyślaną akcję informacyjną w telewizji. Kościół materialnie nie stracił, przeciwnie: jak informowano, zwiększyły się jego możliwości wspierania Kościołów w krajach biednych.

Dodam, że system „Otto promile” jest rodzajem permanentnego referendum. Coroczne wypełnianie deklaracji podatkowej mówi o niesłabnącym zaufaniu do kościelnych instytucji, i one o tym wiedzą.

Nie wiem, czemu projekt zmiany systemu finansowania Kościołów nie został – jak we Włoszech – przygotowany przez zainteresowane strony, zanim się stał przedmiotem publicznej „debaty”, nie zawsze najwyższych lotów.


Nie wątpię, że przy ustaleniu nowej formy finansowania przedstawiciele Kościoła będą się kierowali soborową nauką, iż Kościół „nie pokłada swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową; co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa, albo że nowe warunki życia domagają się innego układu stosunków” (KDK, 76). Jestem też spokojny, że strona państwowa doskonale zdaje sobie sprawę z roli Kościoła w życiu naszego społeczeństwa. A najnowsza historia Polski pokazuje, że materialne szykany stosowane przez władze PRL wobec Kościoła nie przysporzyły im popularności, ani też nie poprawiły gospodarczej sytuacji kraju.

Doprawdy, nie ma powodu do awantur. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012