Spirala

Udała mu się wielka sztuka: wymyślił idiom poetycki, który się nie starzeje. Kolejne generacje czytelników potrafią się z nim zaprzyjaźnić i czerpać z jego wierszy przyjemność.

11.10.2011

Czyta się kilka minut

W jednym ze szkiców autobiograficznych Tomas Tranströmer porównuje "swoje życie" do komety. Jej świetlisty koniec, głowa - to dzieciństwo i młodość, rejony, do których pamięć ma coraz trudniejszy dostęp, ale to także przestrzeń wypełniona tajemnicami i lękami. Najgorętsza część, jądro komety - to wczesne lata życia, czas, w którym - poza naszą wiedzą, a także wolą - zapadają najważniejsze decyzje. To właśnie wtedy biorą nas w posiadanie siły, nad którymi będziemy musieli kiedyś zapanować. Lepiej się do tego miejsca nie zbliżać - powiada Tranströmer - albowiem łatwo wpaść w objęcia śmierci, która lubi asystować przy naszych narodzinach.

Archipelag

Poeta wychowywał się w domu inteligenckim, którego utrzymaniem zajmowała się matka (świetna nauczycielka). Ojciec był dziennikarzem, ale małżeństwo dość szybko się rozpadło. W mieszkaniu przy Swedenborgsgatan 33 (później nazwę zmieniono na Grindsgatan) często pojawiali się dziadkowie ze strony matki. Najważniejszą postacią w życiu młodego Tranströmera był dziadek Carl Helmer Westerberg, pilot statków i najbliższy "przyjaciel" późniejszego poety. Sztokholm leży na archipelagu (jeden z cykli poetyckich Tomasa nosi tytuł "Archipelag Sztokholmski jesienią"), który składa się z 25 tys. wysp. W czasach, o których mowa, nieznane były jeszcze maszty radiowe, więc Carl musiał nosić w głowie szczegółową mapę całego obszaru, by bezpiecznie prowadzić po nim obsługiwane przez siebie statki. Tą wiedzą chętnie dzielił się z wnukiem, opisując dlań szczegóły podwodnego świata, który rozciągał się wokół. Twórczość Tranströmera można opisać za pomocą figury rozszerzającej się spirali: wszystko zaczyna się w rodzinnym domu, a potem rozprzestrzenia - zataczając kolejne kręgi - na cały świat.

Dziadek mieszkał na wyspie Runmarö w domu, w którym rodzili się i umierali krewni Tomasa. To było centrum jego dzieciństwa, gniazdo, pępek świata, z którego wychodziły wektory wiodące dorastającego Tranströmera w stronę psychologii, literatury i muzyki (jest pianistą; po wylewie, który unieruchomił połowę jego ciała, nagrał płytę ze skomponowanymi specjalnie dla niego utworami na lewą rękę). Odwiedziłem Runmarö dwukrotnie, co wystarczyło, by zorientować się, że mieszkańcy kochają swojego poetę. Przypomina nieco wyspę Prospera z "Burzy" - podczas imprez tranströmerowskich kręcą się po niej osobliwi ludzie, którzy wyglądają na nieco zagubionych.

Przed wylewem Tomas zaczął pisać nigdy niedokończoną książkę autobiograficzną, która w języku polskim nosi tytuł "Muzeum motyli", a w wydaniu szwedzkim ma za tytuł cytat z wiersza Noblisty: "Wspomnienia mnie widzą". W krótkich rozdziałach opowiada o swych doświadczeniach, którym przygląda się z perspektywy 60 przeżytych lat. Powiada, że znajduje się daleko w ogonie komety, w miejscu, w którym jej promienista poświata jest najbardziej rozrzedzona, w którym widać już tylko smugę światła.

Z tej perspektywy szczególnego znaczenia nabierają dlań drobne epizody. W pewnym momencie opisuje szwedzkie gimnazjum, przypominając, że w czasach, w których do niego uczęszczał, nauczyciele mieli prawo wymierzać uczniom dotkliwe kary cielesne. Przytrafiło się to także Tranströmerowi, który ciągnięty za język opowiedział o wydarzeniu domownikom. Wzburzona matka była gotowa pójść do szkoły i załatwić sprawę raz na zawsze. Na szczęście - jak pisze poeta - udało mu się ją ubłagać, by odstąpiła od swego zamiaru, który bez wątpienia ściągnąłby na niego pogardę innych uczniów i nauczycieli. Niemniej jednak postawa matki (i dziadka, który również troszczył się o małego Tomasa) dawała mu poczucie bezpieczeństwa.

Tajemnice w drodze

Najbliższe otoczenie poety było wierne postawom antynazistowskim (trzeba pamiętać, że nazizm był w Szwecji całkiem popularny). Wojna wybuchła, gdy Tomas miał zaledwie osiem lat, ale dzięki tej szczególnej edukacji domowej doskonale rozumiał, co dzieje się w Europie. Doświadczenia wojenne rozbudziły w nim zainteresowanie historią, która powraca w jego prozie wspomnieniowej i w wierszach. Co ciekawe, nigdy nie poprowadziło go to w stronę polityki. A debiutował w czasie, w którym od literatury (nie tylko szwedzkiej) oczekiwano politycznego zaangażowania, odważnej interwencji, radykalnych tez na temat rzeczywistości społecznej.

W 1954 r. ukazał się tom zatytułowany po prostu "Siedemnaście wierszy". Cztery lata później wyszedł zbiór pt. "Tajemnice w drodze". W 1962 r. Tomas wydał tomik "Półgotowe niebo". W 1966 r. czytelnicy otrzymali "Dźwięki i ślady", w 1970 r. "Widzieć w ciemności", a w 1973 r. tom "Ścieżki", który w dużej mierze składa się z przekładów innych poetów. Z późniejszych rzeczy na wymienienie zasługują: "Bariera prawdy" (1978), "Dziki rynek" (1983), "Żywym i umarłym" (1991), "Gondola żałobna" (1996) oraz "Wielka zagadka" (2004).

W poezji Tranströmera widać wpływ wykształcenia, które z literaturą miało niewiele wspólnego. Tomas jest psychologiem, przez lata pracował w szwedzkich zakładach penitencjarnych. Niedawno w nakładzie bibliofilskim ukazał się zbiór haiku z wyraźnymi aluzjami do doświadczeń zawodowych (tom dedykowany jest przyjacielowi poety, z którym pracował w więzieniu). W tych krótkich wierszach pojawiają się osoby chore psychicznie - nie wiadomo, czy to pacjenci autora, czy też postaci wymyślone.

Bardzo ważnym momentem był wyjazd poety ze Sztokholmu. Kiedy się poznaliśmy, Tranströmer mieszkał już w Väster?s, około 80 kilometrów od stolicy. Z żoną i dwiema córkami przeniósł się do skromnego domku, który nieustannie odwiedzali przyjaciele i zagraniczni goście. To było coś w rodzaju salonu literackiego, przez który przewinęły się największe gwiazdy światowej literatury. Tranströmer miał dość środowiska sztokholmskiego, które - jak każde środowisko - może dać się mocno we znaki, natomiast wcale nie zamierzał rezygnować z bujnego życia towarzyskiego. Tak bardzo zakorzenił się w Väster?s, że w pewnym momencie władze miasta ufundowały nagrodę literacką jego imienia (jednym z jej znamienitych laureatów jest Adam Zagajewski). Po wylewie oddalenie od Sztokholmu okazało się przekleństwem. Żeby ułatwić poecie funkcjonowanie w przestrzeni publicznej, Akademia Szwedzka wynajęła mu skromne mieszkanie w stolicy, gdzie żyje do dziś. Pierwszymi gośćmi, którzy w 2000 r. odwiedzili to mieszkanie, byli Carol i Czesław Miłoszowie.

Poezja zrozumiała

Tranströmer jest w swym kraju pisarzem uwielbianym, i to zarówno przez własne pokolenie, jak i przez czytelników młodych. Kilka lat temu lektura jego wiersza otworzyła sesję szwedzkiego parlamentu. Instytut Szwedzki (odpowiednik naszego Instytutu Książki) nie żałował pieniędzy na jego podróże i na przekłady jego tekstów, co zaowocowało tym, że dziś Tranströmer jest najczęściej tłumaczonym i najlepiej znanym pisarzem szwedzkim.

Udała mu się wielka sztuka - wymyślił idiom poetycki, który się nie starzeje. Kolejne generacje czytelników potrafią się z nim zaprzyjaźnić i czerpać z jego wierszy przyjemność estetyczną. Dobrą prasę krytycznoliteracką Tomas miał od samego początku, choć trzeba wspomnieć, że dostało mu się po głowie za brak zaangażowania, a także za rozmycie konturów ja lirycznego. Rzeczywiście, w jego wierszach nie ma silnie zaznaczonego podmiotu, co wcale nie oznacza, że ów podmiot jest nieobecny. Manifestuje swą percepcyjną i emocjonalną obecność w subtelny sposób, zazwyczaj w opisach krajobrazu, przedmiotów i ludzi - wtapia się w świat, by poprzez opis rzeczywistości powrócić do odbiorcy i zawiązać z nim partnerską relację.

Miłosz słusznie określił twórczość Tranströmera mianem poezji zrozumiałej. Oznacza to, że czytanie jego wierszy nie wymaga od czytelnika wcześniejszego przygotowania literaturoznawczego czy filologicznego, choć wcale nie jest tak, że sens zostaje nam tutaj wyjawiony za pomocą prostych konstatacji. Autor "Muzeum motyli" jest poetą metafory. Komponuje teksty z pojedynczych - autonomicznych i precyzyjnych - metafor, które przypominają nieco osobne dźwięki. Nie ma pomiędzy nimi oczywistych powiązań - to raczej zestawione ze sobą innorodne fragmenty, z których czytelnik musi na własną rękę ułożyć całość. Nie są to językowe puzzle, których części przystają do siebie, lecz metaforyczne sytuacje, często zaskakujące, choć zawsze przetłumaczalne na nasze wspólne doświadczenie.

Lektura tych tekstów jest spotkaniem (czasem gwałtowną konfrontacją) z tym, co niewiadome. Czytelnicy przypominają zagubionych spacerowiczów z wyspy Runmarö, którzy muszą wytrzeźwieć i odnaleźć drogę do zaledwie zasugerowanego celu. Gdy poeta mówi, że ktoś znalazł się "na odwrotnej stronie minut", to zaskakuje nas oryginalną metaforą. Ale każdy wie, czym jest "lewa strona" ubrania, więc łatwo przychodzi nam przełożenie owej metafory na powszechne doświadczenie.

W jednym z moich ulubionych wierszy, pt. "Gondola żałobna 2" (nawiązującym do zatytułowanej tak samo kompozycji Liszta), Tranströmer przywołuje pewną anegdotę. Liszt odwiedzał w wodnym mieście swą córkę Cosimę i zięcia (równolatka), czyli Wagnera. Parę miesięcy później Wagner zmarł - z tej okazji jego teść skomponował dwa utwory żałobne pt. "Trauergondel". Gondola żałobna to łódź, na której Wagner wyprawia się (albo raczej: jest przez kompozytora, a potem przez poetę wyprawiany) w zaświaty. Zaczyna się to tak: "Dwóch dziadków, teść i zięć, Liszt i Wagner, mieszka przy Canale Grande /

/ wraz z tą niespożytą kobietą, która wyszła za króla Midasa, / tego, który wszystko, czego się dotknie, przemienia w Wagnera". Czytelnik spodziewa się rozwinięcia tej historycznej anegdoty, ale w Tranströmer robi przeskok do roku 1990. Wszystko zmierza do trzywersowego zamknięcia: "Śniło mi się, że idę do szkoły i jestem spóźniony. / W klasie wszyscy nosili białe maski. / Kto był nauczycielem, trudno było orzec". Oto Tranströmerowski humor, który - jak spirala - rozchodzi się na cały świat i wszędzie zjednuje mu czytelników.

LEONARD NEUGER jest literaturoznawcą i tłumaczem, profesorem Uniwersytetu Sztokholmskiego. Podczas wydarzeń marcowych 1968 roku, za próbę założenia organizacji studenckiej był aresztowany i więziony, w roku 1980 zakładał Solidarność na Uniwersytecie Śląskim. Internowany w grudniu 1981, wyjechał do Szwecji w roku 1983. Tłumaczył na język polski m.in. utwory Tomasa Tranströmera i Rity Tornborg, opublikował liczne książki (w tym m.in. "Ćwiczenia z wrażliwości. Duże i małe szkice literackie", 2006), został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP (2004).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2011