Komunikat o błędzie

Could not retrieve the oEmbed resource.

Śpiew Stradivariusa

ANNE-SOPHIE MUTTER, skrzypaczka: Ludzie przychodzą na koncert, bo chcą się czymś podzielić. I ty się chcesz podzielić z nimi czymś. Po to my, muzycy, żyjemy. Pytanie, jak się wtedy czujesz, jest więc nie na miejscu.

26.03.2018

Czyta się kilka minut

 / RAFAŁ GUZ / FORUM
/ RAFAŁ GUZ / FORUM

JAKUB PUCHALSKI: Właśnie debiutuje Pani w paru polskich miastach.

ANNE-SOPHIE MUTTER: Tak, w Polsce grałam już w Krakowie, a także kilka recitali w Warszawie, ale teraz czeka na mnie kilka z najlepszych sal w Europie, jeżeli nie na świecie. Tak mi mówiono o sali NOSPR w Katowicach. Jestem tym bardzo podekscytowana. Taka sala to wspaniała okazja dla publiczności do posłuchania muzyki w najlepszych możliwych warunkach i akustyce.

Jakość sali ma dla Pani tak wielkie znaczenie?

Jest skrajnie ważna. Akustyka odgrywa ogromną rolę w koncepcji prezentacji muzyki. W sali o brzmieniu suchym i przeźroczystym wolne części muszą być zagrane znacznie płynniej, bo nie ma rezonansu. A w sali o obfitym pogłosie trzeba dać więcej czasu popisowym fragmentom. Szybkie części, jak presto, muszą też być zagrane w znacznie bardziej suchy sposób. Akustykę trzeba więc bardzo poważnie brać pod uwagę. Jakakolwiek by nie była: inspirująca lub trudna.

Znaczną część programów swoich polskich koncertów poświęca Pani muzyce Krzysztofa Pendereckiego.

85. urodziny Krzysztofa Pendereckiego mają światowe znaczenie. W poprzednim sezonie zimowym zaczęłam znowu grać na koncertach jego II Sonatę i „Duo concertante” – oczywiście przygotowując się do koncertów w Polsce, ale też do koncertu w Carnegie Hall. Od listopada przez 12 miesięcy większość moich koncertów poświęconych jest twórczości Pendereckiego, gdyż jest jednym z najważniejszych żyjących kompozytorów. I jedną z najważniejszych postaci w moim życiu. Podobnie jak drugi polski kompozytor, Witold Lutosławski, od którego moje życie z muzyką współczesną w ogóle się zaczęło. W ten całkiem nowy dla mnie świat wprowadziła mnie bowiem premiera „Łańcucha II”, w 1986 r. pod batutą Paula Sachera. Nie potrafię wyrazić, jak niezwykle wdzięczna jestem za to, że miałam kontakt z Witoldem Lutosławskim i że Krzysztof Penderecki oraz jego muzyka stali się częścią mojego życia.

Adres URL dla Zdalne wideo

Obok „Duo concertante” wykonuję więc ogromną II Sonatę, której premierę grałam w 2000 r. Była to dla mnie i Lamberta Orkisa [pianisty, z którym artystka tworzy duet – przyp. red.] skrajnie trudna premiera, gdyż utwór został ukończony bardzo, bardzo późno i czuliśmy, że nie oddaliśmy mu pełnej sprawiedliwości. Z okazji urodzin wróciliśmy do niego – już dwa lata temu, gdyż jest to ogromnie skomplikowana i cudownie filozoficzna muzyka. Piękny utwór – ale to 35 minut grania dla obu instrumentów. Właśnie ją też nagraliśmy, będzie częścią dwupłytowego boksu ze wszystkimi utworami, jakie mistrz Penderecki napisał dla mnie.

Gra Pani dużo muzyki współczesnej. Czego Pani w niej szuka?

Wykonawca powinien poświęcać istotną część swego czasu i wysiłku na dawanie życia utworom współczesnym, ponieważ są one zwierciadłem czasu, w jakim żyjemy. I mamy obowiązek sprawiać, by były słuchane. Musimy też nieustannie odnawiać i rozszerzać repertuar. Także na poziomie intelektualnym. Stawiać wyzwania publiczności. Nie możemy wciąż cofać się do rzeczy, które znamy i z którymi jest nam dobrze. Bo życie oznacza poszerzanie naszego rozumienia, nie tylko muzyki, ale również literatury, polityki i etyki.


Czytaj także: dodatek do "TP" na 22. Wielkanocny Festiwal Beethovenowski


A czego szukam w muzyce współczesnej? Jakiegoś rodzaju klasycznej struktury, umiejętnie napisanej partytury, ze znawstwem zorkiestrowanej, w której czuje się zrozumienie każdego instrumentu, jego barwy i bogactwa możliwości. Szukam też naturalnie języka, który jest właściwy dla konkretnego kompozytora. Nigdy nie pomyli się muzyki Pendereckiego z jakąkolwiek inną. Tak jest z Mozartem i z każdą najwyższej jakości muzyką, niezależnie z którego stulecia pochodzi.

To dlatego nie gra Pani dzisiejszej muzyki awangardowej? Albo utworów, które zdają się eksplorować przede wszystkim możliwości aparatu wykonawczego?

Kiedyś bardzo chciałam złożyć zamówienie na utwór na skrzypce elektroniczne. Przez dość długi czas byłam niezwykle podekscytowana wypróbowaniem tego typu skrzypiec. Ale potem zagrałam na nich i było to wielkie rozczarowanie. Nasycenie kolorów, dynamika, jakie można uzyskać na skrzypcach elektronicznych – czułam, że to nie poprawa ani rozwój, raczej krok wstecz w budowie instrumentu i w jego możliwościach wykonawczych. Więc zarzuciłam ten kierunek. Ale muzyka, którą lubię, faktycznie nie jest tym, co można by uznać za ­hardcore’ową awangardę. Powiedziałabym, że mój smak w muzyce współczesnej jest gustem bardzo klasycznym, bo wiąże się z ekspresyjnością muzyki. Skrzypce w końcu nie są instrumentem perkusyjnym, jak np. fortepian, lecz śpiewającym. I jeżeli nie mogę znaleźć tej jakości w utworze – nie będę go grać. Może dlatego ta skrajna awangarda nigdy nie przyciągała mojej uwagi.

Czyli istnieje muzyka, której nigdy nie zamierza Pani grać?

Nigdy nie mów nigdy... Właśnie złożyłam zamówienia u dwóch kompozytorów znacznie bardziej nowoczesnych niż większość zorientowanych klasycznie twórców współczesnych, których grałam dotąd – u Unsuk Chin, sławnej Koreanki, i także u świetnego Niemca, wciąż dość młodego Jörga Widmanna. Nie spieszę się, jestem całkowicie otwarta, wciąż nie nawiązałam bliskiej relacji z muzyką Arnolda Schönberga, ale repertuar jest tak ogromny, a muzyka Schönberga tak żywotna, że chyba nic się nie stanie, jeżeli nie będę jej grać...

Wybiera Pani muzykę jak przyjaciół?

Tak naprawdę lubię pewne wyzwania intelektualne. Nie wybieram sobie muzyki, która łatwo mi przychodzi – muzyka Krzysztofa Pendereckiego jest trudna, nie tylko intelektualnie, ale i technicznie. W jego „La follia”, którą też wykonuję, są najtrudniejsze pasaże, jakie kiedykolwiek grałam. On zresztą miał wiele radości z mojego zapoznawania się z trudnościami utworu. Bo przecież też był skrzypkiem i zna tajniki instrumentu.

W jaki więc sposób pracuje Pani nad nowymi utworami? Szuka Pani rady u kompozytorów czy wystarcza Pani sama partytura?

Gdy dostaję partyturę, zapoznaję się z nią sama, co zwykle jest bardzo frustrującym zajęciem, bo zazwyczaj jest to trudne i chciałabym, żeby działo się szybciej. Nie kontaktuję się z kompozytorem w trakcie uczenia się utworu, najwyżej w sytuacji, gdy znajduję coś, co – by użyć języka kompozytorskiego – wydaje się może nie tak całkiem doskonałe. Na koniec moich przygotowań zazwyczaj gram utwór przed kompozytorem, który na mnie wtedy pokrzyczy, ja robię poprawki – i gotowe.

To chyba nie jedyne problemy działalności zawodowej koncertującej artystki. Czy nie jest Pani samotna podczas swoich tournées?

Dobre pytanie. Więc nie, bo lubię być sama. Oczywiście, uwielbiam też być z przyjaciółmi, gdy jestem totalnie na luzie. Dla samotnej matki dwójki dzieci [pierwszy mąż skrzypaczki, Detlef Wunderlich, zmarł w 1995 r.] to życie najlepsze, jakie może być, bo wszystko jest możliwe i musisz umieć się dostosować. Myślę, że istotą życia muzyka jest właśnie umiejętność dostosowania się do okoliczności. I do grania w najbardziej zwariowanych sytuacjach – niezależnie od tego, jak sam się czujesz lub jak okropna była twoja podróż. Trzeba się nauczyć odcinania od problemów, bo ludzie przychodzą na koncert, chcąc się czymś podzielić – i ty się chcesz z nimi podzielić – czymś, co jest niesamowite, niezwykłe, pozostanie w ich wspomnieniu na długi czas. To po to my, muzycy, żyjemy – i pytanie, czy się czujesz, samotny lub nie, jest nie na miejscu.

Pytam, bo obserwuję koncertujących muzyków od lat i widzę, jak trudny i męczący jest taki tryb życia. Lotniska, samoloty, jet lagi, hotele, reżym pracy, wymagania – jak to wszystko Pani znosi?

Kluczowa jest organizacja. Wiedza, ile czasu potrzebuję rano w podróży, ile czasu przed koncertem potrzebuję na rozgrzanie. Oczywiście, wraz z latami poznajesz to wszystko. Ale jest też wiele spraw poza twoją kontrolą. Najważniejsze więc to umieć się skupić o godzinie ósmej wieczorem, wszystko inne pozostawiając za sobą.

Trzeba też kochać to, co się robi. Jedną z sił stojących za tym, że jestem muzykiem, jest wiara, że muzyka łączy ludzi, a niekiedy i potrafi leczyć rany między krajami. Poczułam to bardzo wyraźnie, gdy po raz pierwszy przyjechałam do Polski, dekady temu. Debiutowałam w Warszawie, zagraliśmy recital z Lambertem Orkisem, z muzyką Witolda. Przyjazd do Polski oznaczał dla mnie – jako Niemki – bardzo trudny moment, z powodu straszliwej przeszłości, wszystkiego, co Niemcy zrobili Polsce nie tylko na poziomie politycznym, ale i ludzkim. Czułam jednak, że muzyka, grana przeze mnie całym sercem dla polskiej publiczności, może pomóc złagodzić i leczyć te straszliwe rany.

Dlatego muzyka jest tak wspaniałą platformą dla nas wszystkich: pozwala na spotkanie, zrozumienie. Mamy wszyscy te same życzenia, marzenia, potrzeby. Musimy się nawzajem dostrzegać.

Gra Pani na skrzypcach Stradivariusa. Ale pewnie oboje zgodzimy się, że to brzmienie tylko w części zależy od instrumentu, a w zasadniczej mierze od tego, jak muzyk potrafi je wydobyć. Jakość tego dźwięku była wspólna dla adeptów szkoły Carla Flescha – grona najwybitniejszych skrzypków XX wieku.

Tak, byłam kształcona według zasad Carla Flescha. Moja nauczycielka, Aida Stucki, studiowała u Flescha w latach 40. w Szwajcarii. To było dawno temu i grozi nam, że z czasem zapomnimy właściwości funkcjonujących w przeszłości szkół... Staram się więc kontynuować tę drogę w kolejnej generacji, z pasją i, mam nadzieję, nie bez sukcesów. To droga bardzo analityczna, jeżeli idzie o sposób wydobywania dźwięku, ale też o oddawanie wyrazu różnych stylów kompozytorskich i zróżnicowanie języka brzmieniowego. Carl Flesch napisał na ten temat wiele prac naukowych. Nic nie dzieje się tu przez przypadek: jego uczniowie mieli niewiarygodnie zróżnicowaną paletę wibrato i kolorów brzmienia; staram się utrzymać tę tradycję. I mam nadzieję, że następne pokolenie poniesie ją dalej, to nasycenie muzyki bogactwem ekspresji. Mamy skłonność do jakiegoś względnie gładkiego i dużego dźwięku, ale monotonnego, wraz z niebotyczną techniką wykonawczą – ale często nadużywaną. I ta skłonność do naginania utworu do prędkości palców! Takiej estetyce jestem przeciwna. Oczywiście, też uwielbiam grać bardzo szybko, pokazać moją technikę, bo to zabawne, ale generalnie jest to zdecydowanie wbrew muzycznej treści. Powinno się być jej służącym, a nie gwiazdą na przedzie. I ta idea musi być zachowana niezależnie od okoliczności – co jest częścią filozofii Carla Flescha.

Ale żyjemy w czasach, w których muzycy chcą być znani i bogaci, prowadzić życie modelek... Ja jestem bardzo staroświecka. Uważam, że to błąd, bo muzyk musi poświęcić swoje życie muzyce. I że muzyka musi mu wystarczyć. Gdyż nikt z nas nie żyje w próżni. Przecież wszystko, co robimy, co czytamy, widzimy, czego słuchamy, kształtuje nasz smak. ©

ANNE-SOPHIE MUTTER rozpoczęła karierę koncertującej skrzypaczki w 1976 r., w wieku 13 lat, od występów i nagrań z Filharmonikami Berlińskimi i Herbertem von Karajanem. Założona przez nią fundacja zajmuje się opieką nad młodymi muzykami, z którymi artystka także koncertuje. W Polsce występowała w ramach Wielkanocnego Festiwalu im. Ludwiga van Beethovena, grając w Krakowie, Katowicach, Warszawie, i Wrocławiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2018