Sny o potędze

O. Maciej Biskup, dominikanin: Kościół jest zalękniony. To w wierze mamy pokładać ufność, a nie w prawach, ustawach, sojuszu tronu z ołtarzem.

30.05.2016

Czyta się kilka minut

O. Maciej Biskup, Szczecin, maj 2016 r. / Fot. Michał Niedzielski
O. Maciej Biskup, Szczecin, maj 2016 r. / Fot. Michał Niedzielski

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Trzeba bronić cywilizacji?

O. MACIEJ BISKUP OP: Mam inne zdanie.

Przecież nadchodzi zagrożenie.

Zamykanie się Europy i społeczeństw to proces odwrotny do tego, który mnie osobiście fascynował jakieś 25 lat temu, kiedy świadomie wchodziłem w dorosłość. Odwróciły nam się priorytety. Wtedy odkrywałem z pasją, że chrześcijaństwo to otwieranie się na innych, a dziś wszyscy chcą nas przekonać, że chrześcijaństwo oznacza stawianie murów tam, gdzie jeszcze kilka lat temu cieszyliśmy się brakiem granic.

Skąd to się wzięło?

Z dużej popularności egoizmu. Naszą chorobą jest obojętność i chciwość.

Kto zachorował?

My wszyscy.

Chrześcijanie?

Także.

Jak się ten egoizm przejawia?

W Kościele na przykład mamy tendencję do obrażania się na świat, który nas otacza. Traktujemy go wyłącznie jako tło dla „naszych praw”.

Co nam się w tym świecie nie podoba?

Nie wygląda tak, jak byśmy chcieli, żeby wyglądał.

A jak chcemy?

Marzy nam się świat uszyty na naszą miarę, z ustalonymi przez nas prawami. Świat, w którym nikt nas nie niepokoi.

Co w tej wizji złego?

Ciągle wracam do genialnego Listu do Diogneta. Jak żyją chrześcijanie w świecie? Przede wszystkim nie budują alternatywnego świata. Żyją w tych samych miastach co inni, ubierają się tak samo, nie mają swoich praw i instytucji, które ich bronią. Chrześcijanom pozostaje jedynie – i aż – wiara. To w wierze mamy pokładać ufność, a nie w prawach, ustawach, sojuszu tronu z ołtarzem. Prawdę z Listu do Diogneta zrozumiemy dopiero, gdy Kościół stanie się małą trzódką, w której będą nam musiały wystarczyć wiara i ufność.

W Kościele jest dziś egoizm, bo jesteśmy potężni?

Ja myślę, że Kościół jest przede wszystkim zalękniony. I dlatego pokładamy ufność w potędze.

Liczby w Polsce mogą nas zadowalać.

Liczby są złudne, bo bazują wyłącznie na czymś zewnętrznym. Niedawno przygotowywałem dzieci do pierwszej komunii świętej. Patrząc na tę setkę dzieci i ich rodziców, mogę na palcach ręki policzyć tych rodziców, którzy naprawdę świadomie posłali swoje dzieci do sakramentu. Nie mam prawa potępiać pozostałych. W jakiejś mierze wyłania się niestety obraz przyszłości katolicyzmu w Polsce. A jak chce pan poznać liczby, to w mojej szczecińskiej parafii jest ponad 11 tys. osób. W niedzielę w kościele spotykam się z trzema tysiącami, z czego ok. połowa jest spoza parafii. Przychodzą z nadzieją, że u dominikanów z ambony usłyszą komentarz do Ewangelii.

Kto jest za to odpowiedzialny?

Każdy z nas. Pan i ja. Każdy, kto jest ochrzczony, kto ma tę łaskę wiary. Niestety, my Polacy w ogóle jesteśmy mało refleksyjni. Mało czytamy, bo pogłębianie wiary – w myśl zasady: wiara szuka zrozumienia – zawsze było u nas słabe.

Wolimy wiarę emocjonalną.

To w zasadzie nic złego. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam emocjonalność religijną, którą pamiętam z dzieciństwa. Chodzi jednak o to, żeby nie pozostawać na poziomie emocji w samej wierze, tylko postawić krok dalej.

Czyli?

Nie wymyślę niczego nowego. Potrzebujemy przede wszystkim katechezy dorosłych. Słabe społeczne zaangażowanie ludzi wierzących i kiepska świadomość religijna to skutki tego, że przez całe lata ewangelizowaliśmy dzieci, a błogosławiliśmy dorosłych.

Jak katechizować?

Jeśli nie zmienimy tej mentalności, to skutki będziemy ponosić przez wiele lat. Tych, którzy do kościoła jeszcze przychodzą, powinniśmy otoczyć troską. Nawet jeśli są tu z powodów tradycyjnych, z przyzwyczajenia, bo do kościoła chodziło się w rodzinie, to należy im się solidna katecheza. Przede wszystkim oparta na szacunku do drugiego człowieka i zrozumieniu jego doświadczenia życia. Wzorem katechezy jest rozmowa z Samarytanką. Jezus ją doskonale rozumie. Przyjmuje jako kobietę, jako kogoś innego, kto ma swoją godność, i daje jej przestrzeń bezpieczeństwa. Dzięki temu ona sama odważnie nazywa swoją sytuację moralną. Jeśli wzbudzimy w ludziach zaufanie, to oni sami się otworzą i poproszą o pomoc. Oskarżenie na wstępie zawsze zamyka.

Łatwiej nam się skupić na moralizowaniu.

Tak. Ale to jest działanie w poprzek Ewangelii. Idealnym przykładem jest tu historia Zacheusza. Jezus spotyka go w tłumie, doskonale wie, kim jest ten człowiek, który wspiął się na sykomorę, żeby Go zobaczyć. Jezus nie zaczyna jednak rozmowy z Zacheuszem od zdania: „Doskonale wiem, jakie jest twoje życie. Jak je zmienisz, zaczniesz dobrze postępować, to wtedy do ciebie przyjdę”. Jest wręcz odwrotnie. Jezus mówi: „Dziś chcę być u ciebie w domu”. To zdanie jest genialne, bo znaczy tyle: ja chcę być w twoim doświadczeniu, chcę zobaczyć twoje życie, nie oceniam go, wpierw chcę być w nim obecny. Dopiero taka postawa sprawia, że Zacheusz diametralnie odmienia swoje życie i postanawia, że wszystkie szkody, które wyrządził dotychczas, odpokutuje z nawiązką.

W tej historii ważny jest jeszcze tłum wiernych otaczających Jezusa.

Dokładnie. Tym tłumem tak naprawdę możemy być my, ludzie wierzący. Przecież mamy ten komfort, że możemy iść z Jezusem non stop. Kiedy jednak Kościół ze wspólnoty zamienia się w tłum, wtedy łatwo zgubić Jezusa. Naszym zadaniem jest raczej doprowadzanie takiego Zacheusza do Jezusa niż odgradzanie mu do Niego drogi swoimi moralizatorskimi uwagami.

Tylko kto dziś jeszcze szuka doświadczenia duchowego i intelektualnego w Kościele?

Gdy sam świadomie wchodziłem w Kościół, właśnie tego od niego oczekiwałem i jestem wdzięczny, że otrzymałem to w zakonie.

Dziś szukamy duchowości w jodze, tantrze, medytacji. Potrzebujemy tego doświadczenia, ale szukamy go poza Kościołem.

Mam jednak wrażenie, że nie zauważamy powiększających się grup choćby medytacji chrześcijańskiej czy grup modlitwy kontemplacyjnej. Nie chcę powiedzieć, że mamy dziś w Polsce dramatyczny kryzys wiary. Spotykam mnóstwo ludzi, którzy są świadomymi katolikami. Opowiadają o swoim życiu i relacji z Bogiem. Ale z drugiej strony, jeśli chodzi o duchowość, to wielu ludzi w Kościele poprzestaje na powierzchownej wizji świata wiary, bo spotykają się z powierzchownym komunikatem ze strony Kościoła. Co się przebija do ich świadomości?

Kazania polskich biskupów.

Ludzie za rzadko mają w nich szansę usłyszeć komentarz do Ewangelii, do czego zachęca papież Franciszek. Za mało odniesień teologicznych, które budzą wiarę, a za dużo koncentrowania się na sprawach społecznych.

To kolejny grzech: kazania zbudowane nie na Ewangelii, tylko na programie politycznym.

Można mieć obawę, że niektórzy księża trochę nie wierzą w to, że w Słowie, które jest nam dane, znajduje się recepta. Na moją kruchość, na kondycję dnia dzisiejszego, ukojenia i odpowiedzi mogę szukać przede wszystkim w Ewangelii. Słowo w sposób prosty, ale z mocą, daje odpowiedź. Tymczasem jeśli mówimy o aborcji, eutanazji itd., brzmi to trochę jak stara taśma. Nie mówię, że to nie są ważne tematy. Pytanie tylko, czy rzeczywiście pociągają do wiary.

Jaka jest więc kondycja wiary w Polsce?

Benedykt XVI w książce „Jezus z Nazaretu” zwraca uwagę, że sami chrześcijanie poddawani są pokusie wybierania w swoim życiu Barabasza, a nie Jezusa. Bar Sabas, oznacza tyle co „Syn ojca”. Łatwo się pomylić. Jeśli nie chcemy konfrontować się z wymaganiami, jakie stawia przed nami Jezus, to łatwo ulegniemy pokusie wybrania Barabasza, który chciał zagwarantować przecież święty spokój narodowi i religii. Oczywiście nie mnie oceniać wiarę poszczególnych ludzi, natomiast mogę ocenić rzeczywistość społeczną.

Jaka jest kondycja społeczna?

Góry nie bierze niestety doświadczenie osobistego spotkania z Jezusem, które otwiera mnie na spotkanie z drugim człowiekiem. Mamy raczej do czynienia z religijnością pełną patosu, broniącą się, ustawiającą w kontrze. Jak pan słusznie zauważył na początku, bardziej chcemy obronić cywilizację niż wiarę. Problem w tym, że Pan Jezus w Ewangelii nie obiecywał, że obroni jakąś cywilizację. Proszę zwrócić uwagę na to, co mówi nam Franciszek. I to nie jest żadne wielkie odkrycie, bo papież w gruncie rzeczy powtarza to, co mówi nam Jezus: „Nie martwcie się, włos wam z głowy nie spadnie, jeśli będziecie mieli wiarę”. Choć oczywiście Jezus mówi o obronie duchowej.

Szukamy bezpieczeństwa poza wiarą.

I to zawsze będzie złudne. Bo przecież ta zewnętrzna obrona jest rachityczna. Wbrew pozorom polityczne decyzje o odgradzaniu się tak naprawdę nie dadzą nam bezpieczeństwa. Bo nawet jeśli postawimy wysokie mury, to ciągle za tymi murami będziemy zalęknieni.

Nie powinniśmy walczyć o bezpieczeństwo?

To jest rola polityków. Ale inna jest narracja Jezusa. On mówi o bezpieczeństwie tylko wtedy, gdy mówi o ufności. To jest jedyna obietnica bezpieczeństwa, jaką Jezus daje. Obietnica Ducha: nie bójcie się, Duch przyjdzie was wesprzeć, a przez zaofiarowaną ufność wszystkiego nauczy.

Jaka jest ta obrona Ducha?

Dyskretna. Niewystawna. To nie jest bezpieczeństwo z pierwszych stron gazet. Ma ukryte oblicze, niewyraźne. To nie są mury, ustawy i przychylność państwa. U początku bycia chrześcijaninem nie ma żadnej idei, nie ma nawet żadnej decyzji moralnej, nie ma systemu politycznego, tylko jest wydarzenie spotkania – pisał Benedykt XVI. Wydarzenie spotkania w gruncie rzeczy jest trudne. Bo przecież łatwiej mieć ułożoną religijność, w której wszystko poddano prawu, a znacznie trudniej jest wejść w realne spotkanie z Jezusem, który ciągle nas konfrontuje. Każe spotkać się ze swoimi motywacjami i emocjami. Mówi nam, żebyśmy przestali się bać i bronić przed zewnętrznymi zagrożeniami, tak jak broni się świat.

Skąd w nas ten strach?

Po pierwsze stąd, że szukamy ratunku nie tam, gdzie powinniśmy. Po drugie dlatego, że stajemy się coraz bardziej obojętni na los drugiego człowieka. Wolimy się martwić o siebie i swoje bezpieczeństwo. Łatwo jest dziś uruchomić obojętność. Bo w gruncie rzeczy co jest jej przyczyną? Z jednej strony nasz konsumpcjonizm. „Ja jestem odbiorcą – tak mówimy – mnie się należy, ziemia jest moja, uważność innych ma być skupiona na mnie”. Po drugie: brak czasu. Żeby okazać miłosierdzie, potrzebny jest czas. Sam widzę to po sobie, gdy chodzę do chorych i wiem, że mógłbym zająć się nimi bardziej. Zżera mnie ułuda braku czasu. Pośpiech zamyka w obojętności. Bo żeby ofiarować konkretne miłosierdzie, należy zdystansować się od fałszywego przekonania, że to ja kontroluję otaczającą mnie rzeczywistość. Trzeba zdobyć się na odwagę zostawienia swoich „ważnych” spraw dla kogoś innego. Tej oferty – zostawienia siebie – współczesny człowiek nie kupuje.

Podsumuję. Głównym grzechem ludzi Kościoła staje się egoizm. Przestaliśmy myśleć o otwartości na innych, bo jest w nas lęk. Nie pokładamy nadziei w Ewangelii. Mamy problem z katechizacją dorosłych. Chce Ojciec powiedzieć, że my tak naprawdę nie wierzymy w Jezusa Chrystusa?

Nie. Chociaż wiara, która nie widzi ufności przede wszystkim w Chrystusie, tylko szuka jej w jakichś programach politycznych, może być dla wielu kłopotliwa. Do tego zerwania z lękiem zaprasza nas też Franciszek. To jest człowiek, który nie boi się mówić, co czuje i co myśli. Nie boi się na przykład powiedzieć, że „miłosierdzie Boga jest pieszczotą”.

Nie słuchamy Franciszka.

Bo ta czułość wiary jakoś nam zgrzyta. Przyzwyczailiśmy się do patosu i powinności. Jeśli ktoś jest tak wychowany, że wszystko ma być ułożone, to będzie miał problem z temperamentem Franciszka. On nam ukazuje inny sposób przeżywania wiary.

Wyzwolony?

Po prostu wiarę człowieka wolnego.

Ten rodzaj wiary tak niepokoi część katolików, że gotowi są nawet podważać wybór Franciszka.

Mit „Polacy zawsze z papieżem” wali się na naszych oczach. Owszem, Polacy byli z papieżem, gdy on miał tak wyraźnie polski charakter. W historii bywało z tym oczywiście różnie. Ale patrząc od strony teologicznego rozumienia papiestwa, musimy uwierzyć, że działa jeszcze Duch Święty, i że być może to on chce mieć na Stolicy Piotrowej takiego, a nie innego papieża w tym konkretnym momencie historii.

Nie chodzi o to, że nie można krytykować Franciszka. Papieże byli poddawani krytyce zawsze. Nawet św. Katarzyna ze Sieny krytykowała papieża. Jednak czym innym jest krytyka, a czym innym doszukiwanie się elementów podważających wybór Franciszka.

Nie słuchamy Franciszka ze złej woli?

Przede wszystkim nie chcemy usłyszeć tego, co wydaje się niezgodne z naszą wizją bezpieczeństwa. Tylko że musimy zrozumieć, iż wiara, którą wyznajemy, wcale nie jest opowieścią o bezpieczeństwie, komforcie i wygodzie. Pismo Święte jest o tym, że sami jesteśmy w drodze. Tu na ziemi niczego nie mamy na własność. A dyskomfort wobec uchodźców? Strach przed nimi? Niewielu z nas pamięta, że Rzym – uznawany przez nas za stolicę naszej chrześcijańskiej cywilizacji – jest zbudowany przez uchodźców i imigrantów. Więcej nawet. Czy ktokolwiek z tych, którzy mówią, że „trzeba bronić cywilizacji”, ma świadomość, iż w pierwszych wiekach chrześcijaństwa papieżami byli Syryjczycy? Papieże Anicet, Jan V, Sergiusz I, Syzyniusz, Konstantyn, Grzegorz III. Bojąc się imigrantów, w rzeczywistości boimy się siebie.

Podczas ostatnich świąt wielkanocnych byłem w Estonii. Po wyjściu z kościoła w piątek zobaczyłem na rynku w Tartu mężczyznę z zasłoniętymi oczami i rozłożonymi rękoma. Stał przed tekturową tabliczką z napisem: „Jestem muzułmaninem. Ufam ci. Ufasz mi? Przytul mnie”.

Podszedł pan?

Podszedłem bez większego namysłu. Ale w drodze miałem jakieś okropne myśli: co jeśli on ma przy sobie bombę, a to jest tylko prowokacja?

Bo ten strach i lęk wdarł się nam już niemal w krew. Słyszymy o tym non stop. Nie chodzi o to, żeby potępiać ludzi za to, że się boją. Lęk jest doświadczeniem egzystencjalnym. Musimy jednak zrozumieć, że Jezus przychodzi z dobrą nowiną i nie podkręca lęku. Tak jak robi to część polityków. Zwłaszcza ci z nich, którzy powołują się na wartości chrześcijańskie. Lęk trzeba także ewangelizować, pokładając ufność w Bogu. Ewangelia jest o tym. Żeby się nie bać. Pamięta pan, jakie było główne przesłanie Jana Pawła II? Przecież to on nam mówił: „Nie lękajcie się!”.

Niemal przez cały pontyfikat.

„Nie lękajcie się!”. My, Polacy, przekonani, że papież Polak zawsze miał rację, dziś o tej lekcji zapomnieliśmy. Jeśli przez kilkadziesiąt lat Jan Paweł II mówił nam: „nie bójcie się”, a my dziś niemal wszystko budujemy na lęku, to uwagi o tym, że nie słuchamy papieży, są jak najbardziej uprawnione.

Franciszek, gdy przyjedzie do Polski, wstrząśnie nami?

Trudno mi powiedzieć, co Franciszek ma w głowie. Na pewno będzie chciał powiedzieć nam prawdę. Pamiętajmy też, że on przyjedzie do nas na święto. Nie będzie chciał go psuć. My sami możemy je sobie zepsuć – święto wiary – jeśli zamkniemy się na to, co papież będzie chciał do nas powiedzieć. To mogą być trudne słowa, jeśli tego będzie wymagać odpowiedzialność za Ewangelię.

Hasłem Światowych Dni Młodzieży jest „miłosierdzie”.

To nasza pobożność. Lubimy słuchać o miłosierdziu. Lubimy odmawiać koronkę do Bożego Miłosierdzia, ale jeśli w jednej ręce trzymamy różaniec, a w drugiej zaciśniętą na drugiego człowieka pięść, to „iskra miłosierdzia”, która ma wyjść z Polski, jest gaszona. Pozostaje mieć nadzieję, że wizyta Franciszka znów wznieci ogień Ducha i uwolni nas z lęków. ©℗

CHRZEST 966–2016
Rocznica chrztu Polski i wizyta papieża w Polsce – to dwa ważne wydarzenia dla Kościoła. Dlatego w 2016 r. na łamach „Tygodnika Powszechnego” publikujemy cykl rozmów z ważnymi postaciami Kościoła katolickiego o jego kondycji i roli w Polsce. Rozmawialiśmy z o. Ludwikiem Wiśniewskim („TP” nr 1-2/2016), z bp. Grzegorzem Rysiem („TP” nr 9/2016). Wkrótce ukaże się rozmowa ze Zbigniewem Nosowskim. Wszystkie rozmowy: powszech.net/966-2016


O. MACIEJ BISKUP (ur. 1972) jest doktorem teologii, przeorem klasztoru dominikanów w Szczecinie i proboszczem prowadzonej przez zakon parafii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2016