Smutny król Michał

Nadzieja pokładana przez społeczeństwo w przystąpieniu do Unii narzuciła dyscyplinę nawet politykom. Rumuni chcą zapomnieć o komunistycznym koszmarze.

17.01.2007

Czyta się kilka minut

W majową sobotę 2001 r., w pałacu prezydenckim Cotroceni, jednym z byłych pałaców królewskich w Bukareszcie, prezydent Ion Iliescu podjął kolacją byłego władcę Rumunii Michała I. To symboliczne spotkanie było nieco powierzchowną próbą pojednania Rumunii wychodzącej z komunizmu powoli i z trudem, z jej przeszłością przez komunizm zmasakrowaną. Dopiero pięć lat później, przed kilkoma tygodniami, tuż przed przystąpieniem kraju do Unii Europejskiej, następca Iliescu, Traian Băsescu solennie potępił zbrodniczy system.

Jego poprzednik, niegdyś członek komunistycznych władz, usunięty z nich w latach 70. za sprzeciw wobec największych nadużyć Nicolae Ceauşescu, przejął władzę w Rumunii w grudniu 1989 r., by naprawiać socjalizm. Odradzające się przedwojenne partie zwalczał, twierdząc, że chcą przywrócić rządy "kapitalistów i obszarników", a przebywającego na emigracji króla uznał za wroga numer jeden. Na przyjazd do Rumunii pozwolił mu dopiero w Wielkanoc 1992 r. Na ulicach stolicy powitały monarchę setki tysięcy ludzi i prezydent postanowił więcej nie ryzykować. Gdy Michał I próbował przyjechać do kraju, policja zawracała go na lotnisko.

Dopiero w 1996 r., gdy Iliescu przegrał wybory na rzecz chadeka Emila Constantinescu, królowi przywrócono obywatelstwo i poproszono o działania na rzecz integracji kraju z NATO i UE. Ale nawet centroprawicowy rząd zignorował pragnienie Michała, by osiedlić się w kraju. Dopiero postkomuniści, po powrocie do władzy w roku 2000, budując swój nowy, prozachodni wizerunek, przyjęli ustawę o statusie byłych szefów państwa, w tym byłego króla, którego oficjalną rezydencją stał się bukareszteński Pałac Elżbiety.

Solidne rumuńskie państwo

Michał zamieszkał tam już 18 maja 2001 r., podczas swej pojednawczej wizyty. Z lotniska przybyły z nim dziesiątki dziennikarzy. W pełnej napięcia ciszy towarzyszyliśmy królowi, królowej Annie i księżniczce Małgorzacie podczas przejścia przez pałacowe salony do drzwi ich apartamentu. Dopiero tu 79-letni wtedy monarcha przemówił. - To dość smutne miejsce - powiedział cichym głosem, nawiązując do faktu, że właśnie w tym pałacu został zmuszony w 1947 r. do abdykacji. - Tych, którzy do tego doprowadzili, już nie ma. To paradoks, że zostałem już tylko ja.

Godzinę wcześniej młoda reporterka telewizji rumuńskiej relacjonująca przylot króla komentowała na żywo z dziecięcą prostotą osoby z innej epoki: "Michał I daje przykład niezwykłej godności, która jest chyba nierozerwalnie związana ze statusem króla".

Rumuński komunizm brutalnie niszczył kraj o bajkowej, choć dramatycznej historii, zrodzony w toku długiego procesu na niespokojnych, bałkańskich rubieżach Europy. Prarumuński lud mówiący pochodzącym z łaciny językiem - pozostałym po rządach Imperium Rzymskiego w tej części kontynentu - już w średniowieczu zbudował sobie oparcie w państwowych strukturach Wołoszczyzny i Mołdawii. Już w wieku XVII stanowił też większość mieszkańców Siedmiogrodu rządzonego przez Węgrów i zagospodarowanego w dużej mierze przez niemieckich kolonistów. Żył jednak w cieniu i pod naporem słowiańskiej kultury, tureckiej ekspansji, dynamicznych Węgrów i austriackiego imperium. Dopiero w wieku XVIII, w dużej mierze za przyczyną unii z Rzymem prarumuńskiego Kościoła prawosławnego w Siedmiogrodzie (w wyniku której powstał drugi - po ukraińskim - Kościół greckokatolicki), zaczął się kształtować naród rumuński i wtedy dopiero pojawiło się to pojęcie.

Stworzyły go stopniowo elity polityczne z różnych elementów: siedmiogrodzkich grekokatolików bardzo otwartych na kulturę Zachodu, prawosławnych Mołdawian ulegających długo wpływom wschodniej Słowiańszczyzny i Polski, a także prawosławnych Wołochów przez wieki szczególnie wystawionych na konfrontację z Imperium Otomańskim i szczególnie zbałkanizowanych - cokolwiek to pojęcie może oznaczać. Rumunia miała się stać "łacińską wyspą we wschodniej Europie".

Na fali Wiosny Ludów, w połowie XIX wieku, prowadząc skomplikowaną grę dyplomatyczną, rumuńscy politycy wywalczyli zgodę europejskich mocarstw na utworzenie państwa ze stolicą w wołoskim Bukareszcie, którego władcą został mołdawski bojar, Alexandru Ioan Cuza. Jego kilkuletnie rządy przyniosły budowę pierwszych instytucji wspólnego państwa i jego orientację w kierunku Zachodu. Symbolem było przejście na alfabet łaciński, bo język rumuński pisano dotąd cyrylicą. Szczególnie bliskim Rumunom partnerem stała się Francja.

Pełną niepodległość uzyskał następca Cuzy, zaproszony na tron w 1866 r. Niemiec, Karol I Hohenzollern, koronowany na króla Rumunii po wojnie z Turkami w połowie lat 70. XIX wieku. Ostateczny kształt terytorialny uzyskał kraj pod rządami drugiego monarchy, Ferdynanda, z chwilą przyłączenia Siedmiogrodu.

Historia rumuńskiej rodziny królewskiej jest krótka. Karol I przez prawie 50 lat panowania stworzył z prowincjonalnych księstw, Mołdawii i Wołoszczyzny, europejski kraj. Świadectwem tej epoki jest letnia rezydencja zafascynowanego techniką monarchy, zamek Peles w karpackiej miejscowości Sinaia. Zbudowany w latach 1875-83, wyposażony został w pierwszy w Europie system centralnego ogrzewania i nawilżania powietrza. Hydrolelektrownia zaopatrywała w prąd trzy tysiące żarówek, dzwonki sygnalizacyjne, windy, organy z elektryczną dmuchawą, a także centralny odkurzacz: pompy próżniowe w podziemiach i system rur w ścianach z końcówkami we wszystkich pomieszczeniach. Tu zainstalowano pierwszy w Rumunii telefon i pierwsze kino.

Z równą fascynacją nowoczesnością i z niemiecką solidnością budował Karol I rumuńskie państwo. Zmienił zapyziałe miasteczko Bukareszt w szybko rozwijającą się stolicę. Budował kolej i drogi oraz wspierał rozwój przemysłu. Patronował rozwojowi w Rumunii solidnej na owe czasy gospodarki i europejskiej - na owe czasy - demokracji. Potencjał stworzony w epoce Karola I pozwolił krajowi pod rządami jego następcy, Ferdynanda, na przyłączenie po I wojnie światowej Siedmiogrodu i sąsiednich regionów - Banatu, Kriszany i Maramureszu - oraz, pozostającej dotąd w granicach Austrowęgier, Bukowiny i Besarabii, wschodniej Mołdawii, którą Turcy oddali Rosji w początkach XIX w. Powstanie Wielkiej Rumunii - największego państwa południowo-wschodniej Europy - było historycznym cudem.

Paryż Wschodu

Potem zaczęły się kłopoty. Następcę tronu, księcia Karola, pozbawiono jego praw po skandalach obyczajowych. Od 1927 r. w imieniu jego nieletniego syna (z nieudanego małżeństwa z grecką księżniczką Heleną) Michała rządziła Rada Regencyjna. Trzy lata później Karol II objął jednak władzę, ale w 1940 r., po utracie północnego Siedmiogrodu na rzecz Węgier i Besarabii na rzecz Sowietów, pod naciskiem marszałka Iona Antonescu, który wkrótce wciągnął Rumunię w wojnę przeciw Sowietom u boku Hitlera, znów oddał berło kilkunastoletniemu już synowi.

Na latach międzywojennych zaciążył patronat, jakiego udzielali Karol II i jego skandaliczna kochanka, Elena Lupescu, rozpasanej korupcji. A także działalność faszystowskiego Legionu Michała Archanioła, zwanego Żelazną Gwardią. Były to jednak również czasy gospodarczego rozwoju, rosnącego bogactwa elit, imponującego życia kulturalnego i intelektualnego, w którego ramach wzrastali późniejsi luminarze światowej kultury: Mircea Eliade, Eug?ne Ionesco, Emil Cioran. Podobnie jak starszy od nich Constantin Brancusi - jeden z największych rzeźbiarzy XX wieku - dojrzałość twórczą osiągnęli na emigracji, głównie w Paryżu, ale inspirację wynieśli z Rumunii. Bukareszt, coraz bardziej atrakcyjna stolica bogactwa, rozrywki i kultury, której architektura z tamtych czasów zachwyca do dziś oryginalnością, zaczął być nazywany "Paryżem Wschodu" w sposób szczególnie zasłużony.

Doświadczające dobrobytu, coraz liczniejsze elity wierzyły, że raj będzie trwał wiecznie. Jednak już choćby przepaść, jaką stworzyły między sobą a lekceważonym ludem robotniczym i chłopskim, zapowiadała katastrofę. Gromadziły się też chmury w europejskim otoczeniu, których grozy rządzący nie doceniali. Ze skutkami tej sytuacji przyszło się zmierzyć ostatniemu królowi, Michałowi I.

Tron objął po raz pierwszy w latach 20., w wieku pięciu lat. Według jednej z anegdot z tych czasów, po zaprzysiężeniu rządu, w którym uczestniczył ze śmiertelną powagą, miał zażądać pozostania w pałacu jednego z ministrów, o szokująco niskim wzroście. - Pobawimy się razem - wyjaśnił monarcha.

23 sierpnia 1944 r. był już jednak dorosłym, choć niespełna 22-letnim człowiekiem i zabawy się skończyły. Tego dnia młody król obalił rządy marszałka Antonescu i wprowadził Rumunię do antyniemieckiego sojuszu. Potem przeżył gehennę "współpracy" ze wschodnim "sojusznikiem" i opuszczenie przez sojuszników zachodnich. Uosabiał opór wobec sowietyzacji kraju. 30 grudnia 1947 r. został zmuszony do abdykacji. Cztery dni później opuścił Rumunię.

Wbrew komunistycznej propagandzie nie wywiózł z kraju zbyt wiele i choć nie żył w nędzy, to nie był bogaty. W Anglii miał warsztat stolarski i prowadził fermę. Pracował jako oblatywacz samolotów, a nawet był maklerem na giełdzie. Opowiada o tym we swych wspomnieniach królowa Anna de Bourbon-Parma, francuska arystokratka spokrewniona z europejskimi dworami, którą Michał poślubił w 1948 r.

Król, królowa i ich pięć córek bywali na dworach swych krewnych, ale żyli z własnej pracy. W końcu osiedli w Genewie, ale król zawsze uważał, że stałe miejsce pobytu może znaleźć tylko w Rumunii. Królowa opowiada, jak najstarsza córka, czteroletnia wtedy księżniczka Małgorzata zapytała, dlaczego tata jest taki smutny.

Listy do RWE

Tata był smutny, bo w Rumunii działy się rzeczy straszne. Od końca lat 40. do początków lat 60. komuniści dokonali społecznej degradacji, a w dużej mierze fizycznej eksterminacji przedwojennej elity w stopniu nieznanym w innych krajach sowieckiego obozu. W straszliwych więzieniach i obozach pracy ginęli politycy i urzędnicy, greckokatoliccy biskupi, księża różnych obrządków, arystokraci, ziemianie, intelektualiści, artyści, przedsiębiorcy, ludzie wolnych zawodów, studenci. Setki tysięcy osób przeszły przez to piekło. Świadectwa tych, którzy przeżyli, mówią o godności i solidarności prześladowanych. Do początków lat 60. w południowych Karpatach działała też antykomunistyczna partyzantka.

Rządy osławionego Nicolae Ceauşescu zaczęły się w połowie lat 60. od głębokiej liberalizacji, a nawet pewnej niezależności wobec Moskwy (odmowa udziału w pacyfikacji Praskiej Wiosny w 1968 r.). Jednak od lat 70. Ceauşescu budował swą egzotyczną dyktaturę kontrolującą wszystko i wszystkich oraz wyzyskującą naród do granic skrajnej pauperyzacji. Rozhartowane uprzednią liberalizacją społeczeństwo reagowało słabym oporem.

Jedyne wydarzenia na większą skalę to strajk górników w Dolinie Jiu w 1977 r. zakończony porozumieniem, ale potem deportacją przywódców w inne regiony kraju. A także rewolta robotników w Braszowie w roku 1987, gdy demonstranci zdemolowali siedzibę lokalnego komitetu partii, a potem doznali brutalnych prześladowań. Były też skutecznie represjonowane próby powołania niezależnych związków zawodowych, a nawet antykomunistycznej partii politycznej.

Jednak czyny opozycyjne w tym okresie były głównie indywidualne. Polegały przede wszystkim na pisaniu listów krytykujących reżim do Radia Wolna Europa, masowo słuchanego, zwłaszcza przez inteligencję. Największą postacią tak rozumianej opozycji była pani Doina Cornea, skromna profesor literatury Uniwersytetu w Klużu. Inżyniera Radu Filipescu skazano za rozprowadzenie poprzez skrzynki na listy w bukareszteńskich blokach tysięcy antyreżimowych ulotek. Robotnik Iulius Filip zapłacił więzieniem za napisanie listu z pozdrowieniami do uczestników zjazdu "Solidarności" w 1981 r.

Obalenie dyktatury Ceauşescu w grudniu 1989 r. miało jednak niewiele wspólnego z działalnością takich odważnych do szaleństwa ludzi. Wystąpienia demonstrantów w Timiszoarze i Bukareszcie w grudniu 1989 r. zostałyby stłumione, gdyby nie współpraca ludzi reżimu, w tym policji politycznej Securitate, którzy opuścili dyktatora, jako postać anachroniczną nawet w zestawieniu z sowiecką "pierestrojką", nie mówiąc o środkowoeuropejskiej Jesieni Ludów. W Rumunii zapanował reżim zdominowany przez przefarbowanych z dnia na dzień komunistów broniących resztek socjalizmu oraz ograniczających reformy polityczne i gospodarcze co najwyżej do tego, co dawało im samym nowe perspektywy w zmieniającym się europejskim otoczeniu.

Bruksela zauważyła

Jednak napór tych zmian był tak duży, że stworzył minimum warunków do dokonania demokratycznego przewrotu w wyniku wyborów w 1996 r., wygranych przez centroprawicę. Czteroletnie rządy prezydenta Constantinescu oraz jego Rumuńskiej Konwencji Demokratycznej (CDR) i najgłębiej zreformowanych postkomunistów z Partii Demokratycznej doprowadziły do prawdziwej reorientacji Rumunii w kierunku gospodarki rynkowej i euroatlantyckiej integracji. Jednak CDR zapadła na wszystkie choroby, których nie uniknęła polska AWS - niedostatek kompetencji, korupcyjne pokusy, arogancję, pychę i kłótliwość polityków. W rezultacie w 2000 r. postkomuniści powrócili do władzy.

Jednak byli to już postkomuniści nawróceni na socjaldemokrację. Iliescu - znów prezydent - okazał się ekonomicznym liberałem, a nawet przyjacielem byłego króla. Premier Adrian Nastase oddał się z entuzjazmem dziełu prywatyzacji. Nawet reprywatyzacja ruszyła do przodu energiczniej niż w Polsce. Zaczęły napływać coraz szerszym strumieniem inwestycje zagraniczne i rozkręcał się wzrost gospodarczy. Rumunia została drugim, po Polsce, szczególnie bliskim partnerem USA we wschodniej Europie i wstąpiła do NATO. Znów pojawiły się jednak arogancja, zadufanie i korupcja, dzięki którym rząd Nastase zaczął dziwnie przypominać znany nam obóz władzy Leszka Millera. Koniec nadszedł w wyborach parlamentarnych i prezydenckich dwa lata temu, gdy liberałowie i demokraci odebrali postkomunistom władzę, a prezydentem został charyzmatyczny i nieco populistyczny polityk, Traian Băsescu.

Rządzący zdali sobie sprawę, że na ostatniej prostej do Unii Europejskiej, drodze do końca niepewnej, nie mogą popełnić zbyt wielu błędów. Walką z korupcją pokierowała apolityczna minister sprawiedliwości Monica Macovei na tyle skutecznie, że zostało to zauważone przez Brukselę i przez międzynarodowe instytucje finansowe. Liberałowie wprowadzili podatek liniowy, a premier Călin Popescu Tăriceanu prowadził politykę obliczoną na maksymalny gospodarczy wzrost, chcąc zrobić wrażenie na europejskich partnerach.

Z dobrym skutkiem. Rumunia poczyniła w ostatnich latach spektakularny krok do przodu we wszystkich dziedzinach, a znaczna część społeczeństwa odczuła poprawę poziomu życia. Pozostają wciąż duże obszary biedy, a życie polityczne jest wstrząsane konfliktami, których sens zdaje się wiązać jedynie z rywalizacją polityków o wpływy. Ale wielka nadzieja pokładana przez społeczeństwo w przystąpieniu do Unii narzuciła nawet politykom minimum dyscypliny koniecznej do sprostania temu wyzwaniu.

Większość Rumunów, zwłaszcza ludzi najbardziej aktywnych i twórczych, szukających swej szansy w rodzącym się z trudem wolnym, kapitalistycznym społeczeństwie, chce dziś po prostu lepszej przyszłości. Chcą zapomnieć o komunistycznym koszmarze, ale i o własnym uwikłaniu w tryby systemu. Lustracyjną procedurą, która nabrała ostatnio dynamiki, interesuje się zaledwie kilka procent Rumunów. A dawniejsza przeszłość, o której dywagują historycy, jawi się już dziś większości jako bajka o niewielkim znaczeniu.

I oto 14 lutego 2003 r., znów z inicjatywy postkomunistycznego rządu, w klasztorze w Curtea de Arges, królewskiej nekropolii, pochowano Karola II. Elena Lupescu, którą pod koniec życia poślubił, spoczęła na pobliskim cmentarzu mniszek. Trumny z ich zwłokami przywieziono z Portugalii, gdzie Karol II zmarł pół wieku temu. Ich związek, budzący przed wojną zgorszenie i zgrozę, wywołał dziś uśmiech sympatii, a uwadze opinii publicznej nie umknął fakt, że ich powtórny pogrzeb nastąpił w dniu Walentynek. Wielkim nieobecnym na pogrzebie był syn Michał I, którego reprezentowała wnuczka Karola, księżniczka Małgorzata. Ale ona już nigdy nie zostanie królem.

BOGUMIŁ LUFT jest niezależnym publicystą i członkiem Rady Redakcyjnej "Więzi". W latach 1993-99 był ambasadorem RP w Rumunii, a w latach 2001-2003 korespondentem "Rzeczpospolitej" w Bukareszcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2007