Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
We wspólnym chórze zaśpiewały one najpierw piosenkę ukraińską, potem polską, a na koniec (po polsku i po ukraińsku) hymn Unii Europejskiej.
Europejski wymiar gestu upamiętnienia ofiar zbrodni nazistowskiej był dla nas najważniejszy. Europejski, a zatem chrześcijański - takie jest bowiem nasze spojrzenie na źródła i cele jednoczącej się Europy. Pisząc "nasze", mam na myśli partnerską współpracę Lwowa i Wrocławia. Chciałbym napisać - mam na myśli ideę Partnerstwa Wschodniego.
Potencjał Europy mieszka gdzieś na Wschodzie. Wciąż nie wiemy, gdzie. Jeśli mówić o starej, średniej i młodej Europie, to pewnie gdzieś w średniej lub młodej.
Rzecz jasna zagadką pozostaje stosunek Europy do jej Południa. Nie będziemy jednak dotykać tego tematu w tekście o Lwowie... Lwów - niezwykłe spotkanie wschodniej śpiewności z zachodnim pośpiechem, ale i zachodnią dokładnością. Czas miniony czy czas przyszły? Miasto żyjące mitycznie tylko we Lwowie?
Przedwojenny Lwów był fenomenem europejskim (dziś powiedzielibyśmy - światowym, wówczas mówilibyśmy - europejskim), jeśli chodzi o standard uprawiania nauki. W prowincjonalnym mieście galicyjskim zdarzył się - pisałem o tym wielokrotnie - cud erupcji intelektualnej. Z tego chyba powodu dwa zbrodnicze żywioły: komunistyczny i nazistowski, darzyły ludzi uczestniczących w tymże fenomenie głęboką nienawiścią, aby wreszcie rękami nazistowskich oprawców doprowadzić do zamordowania kilkudziesięciu wybitnych profesorów lwowskich uczelni. Chodziło, jak sądzę, o atawistyczną, a właściwie szatańską wściekłość wobec wolności, swobodnego, acz uporządkowanego kształtowania myśli oraz elit budowanych w takim "strumieniu" wolności.
Wrocławscy uczeni, absolwenci wrocławskich uczelni są spadkobiercami kolegów i uczniów profesorów zamordowanych w 1941 roku we Lwowie. Stąd wynika nasz obowiązek moralny dochowania pamięci i wyrażenia podziękowania.
Chcemy jednak czegoś więcej.
Chcemy wolności intelektualnych poszukiwań.
Chcemy elit tworzonych w konkurencji towarzyszącej wymianie myśli.
Chcemy otwartej polskości.
Chcemy wreszcie wspólnej Europy.
W której dzieci, daj Boże coraz więcej dzieci, będą - i niech mi święty "Tygodnik Powszechny" wybaczy patos - odą do radości.
Dlatego ten pomnik.