Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tej żelaznej zasady uczy się na kursach ratownictwa morskiego: nie wolno robić nic, co na przepełnionej łodzi może wywołać nagły ruch ludzi. Jej złamanie – oraz niejasne postępowanie greckiej straży przybrzeżnej – wywołało największą od ośmiu lat katastrofę na Morzu Śródziemnym. W nocy z 13 na 14 czerwca na wodach międzynarodowych 80 km od Peloponezu zatonął kuter, którym podróżowało od 400 do nawet 750 osób. Ocalały tylko 104.
Jednostka wypłynęła z Tobruku w Libii. W miniony wtorek wczesnym popołudniem greckie służby podały, że przepełniona łódź nie nadaje sygnału SOS i utrzymuje kurs na włoską Kalabrię. Zaprzeczyła temu Alarm Phone, wiarygodna organizacja pozarządowa gromadząca dane o lokalizacji migrantów na morzu – jej wolontariusze mieli odebrać wiele próśb o ratunek. W kolejnych godzinach łodzi asystowały dwa statki handlowe, m.in. dostarczając pasażerom wodę. Wbrew twierdzeniom Greków, łódź już wtedy dryfowała – pokazały to przeanalizowane przez BBC dane z aplikacji MarineTraffic. Wieczorem w rejonie zjawił się okręt straży przybrzeżnej i trzy godziny obserwował jednostkę z dystansu, wciąż utrzymując, że nie ma żadnego zagrożenia. Tuż po pierwszej w nocy czasu polskiego, po ośmiu godzinach dryfu w towarzystwie innych statków, kuter z migrantami przechylił się na burtę i zatonął.
UCHODŹCY I MIGRANCI: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>
Grecka straż przybrzeżna nie upubliczniła filmu z akcji, a relacje uratowanych przeczą jej oficjalnej wersji wydarzeń. Po nieudolnej akcji, którą trudno nazwać ratowniczą, pozostają pytania szczegółowe. Dlaczego jednostki, na której było tylu ludzi co na pokładzie jumbo-jeta, od razu nie uznano za zagrożoną? Czy Grecy ociągali się z działaniem, skoro od pierwszego kontaktu z łodzią do jej zatonięcia upłynęło całe 12 godzin? Czemu niektórym pasażerom nie rozdano kamizelek ratunkowych? (Na tak przepełnionych łodziach nie da się ich rozdać każdemu, bo się po prostu nie mieszczą). I w końcu: co wywołało ruch osób na pokładzie, który spowodował przechył?
OSTATNI PROMIEŃ SŁOŃCA. REPORTAŻ ZE STATKU RATOWNICZEGO LEKARZY BEZ GRANIC >>>
Na najważniejsze pytanie – czy śmierci pół tysiąca ludzi dało się uniknąć – w tym przypadku można niestety odpowiedzieć: „tak”. Zostawiając na boku odpowiedzialność przemytników czy samych migrantów: niejasne strefy odpowiedzialności, tzw. push-backi stosowane wcześniej na pełnym morzu, brak jednolitych procedur na wzór tych stosowanych przez włoską marynarkę lub nieliczne prywatne statki ratownicze – to wszystko uczyniło w praktyce z Morza Śródziemnego strefę bezprawia. Istnieje ona od lat, przy cichej akceptacji państw europejskich.